Prostowanie ścieżek naszego życia

Początek Ewangelii o Jezusie Chrystusie, Synu Bożym. Jak jest napisane u proroka Izajasza: Oto Ja posyłam wysłańca mego przed Tobą; on przygotuje drogę Twoją. Głos wołającego na pustyni: Przygotujcie drogę Panu, Jemu prostujcie ścieżki. (Mk 1,1-2)

„Głos wołającego na pustyni: Przygotujcie drogę Panu, prostujcie ścieżki dla Niego”. Żydom pustynia kojarzyła się jednoznacznie z najważniejszym wydarzeniem w historii narodu wybranego – z wyjściem z Egiptu i wędrówką do Ziemi Obiecanej. Jak doskonale pamiętamy, pustynia okazała się dla Żydów miejscem niewierności, grzechu i braku nadziei. Pan Bóg jednak przeprowadził swój lud przez pustynię przede wszystkim po to, aby okazać mu swoje miłosierdzie – miłosierdzie, które jest większe od każdego grzechu, niewierności czy beznadziei.

Św. Jan Chrzciciel wzywa dziś każdego z nas do wyjścia na pustynię. Chociaż rozumiemy ją w sensie duchowym, to podobnie jak Żydzi, mamy się tam udać, aby przekonać się o naszej niewierności, grzechu i braku nadziei. Jednakże jesteśmy zaproszeni na pustynię przede wszystkim po to, aby zostać obdarowani Bożym miłosierdziem.

(Nadzieja na to Boże miłosierdzie pobrzmiewa w dzisiejszej liturgii słowa już od pierwszych jego wersów (Ps. 85). Świadomość naszych grzechów każe nam wołać o Boże miłosierdzie. Take wołanie nie może pozostać bez echa – bo czyż Bóg nie jest Bogiem obietnicy, którą zawarł z Abrahamem i całym jego potomstwem? Przychodzi więc wizja pociechy: „Łaskawość i wierność spotkają się ze sobą, ucałują się sprawiedliwość i pokój” (w. 11 psalmu).

Schemat wydaje się prosty: z jednej strony mamy grzeszników głośno wołających o miłosierdzie, z drugiej zaś Boga, który musi pozostać wierny własnej obietnicy. Czy zatem Bóg jest niejako zmuszony do wybaczenia człowiekowi? Czy nasza relacja z Nim jest relacją osoby (człowieka) i jakiejś maszynki do produkcji miłosierdzia, z której po naciśnięciu guzika z napisem „Obietnica” musi wypaść odpowiedni dar?. Na szczęście słowo Boże chroni nas przed takim myśleniem. Dar musi być bowiem przyjęty. Musimy mieć dyspozycję do przyjęcia tego daru a więc chęć nawrócenia.)

Warto może sobie uświadomić, że gdy przed świętami po dłuższym lub krótszym czasie uklękniemy przy konfesjonale, to nie po to (a przynajmniej nie głównie po to), aby wyznać grzechy, ale przede wszystkim, aby wyznać miłość. Sakrament pojednania jest wyznaniem miłości! Miłość ta jest odpowiedzią na obdarowanie nieskończonym Bożym miłosierdziem.

Oczywiście, podobnie jak Żydzi Janowi, tak i my wyznamy Panu Jezusowi nasze grzechy i będziemy próbowali się nawrócić.

Nie łudźmy się jednak, że uda nam się przygotować we właściwy sposób drogę dla Pana. To nie jest tak, że my się nawracamy i przestajemy grzeszyć, a wtedy Pan Bóg zaczyna nas kochać i wchodzi na drogę pięknie przygotowaną dla Niego w naszych sercach.

Jest dokładnie na odwrót: Bóg nas kocha, mimo że nasze drogi są nadal nierówne i niegotowe na Jego przyjście.

Przychodzi, a Jego miłość sprawia, że nasze serca się przemieniają.

Prorok Izajasz mówi, że mamy budować drogę dla Pana na pustyni. Pustynia jest miejscem całkowitej bezradności. Dopiero gdy zgodzimy się na własną bezradność, grzeszność i pogubienie, gdy przestaniemy polegać na sobie i swojej wyimaginowanej doskonałości, gdy otworzymy się całkowicie bezgranicznie i bezwarunkowo na Boże miłosierdzie, Pan Bóg będzie mógł wreszcie działać w naszych sercach, obdarować nas swoim miłosierdziem i wprowadzić do Ziemi Obiecanej.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Czujność to dynamiczne, wzajemne oddziaływanie serca i zmysłów

Przyjść do Jezusa

Terapeutyczny wymiar medytacji