Święta Noc Narodzenia
Kiedy tam przebywali, nadszedł dla Maryi czas rozwiązania. Porodziła swego pierworodnego Syna, owinęła Go w pieluszki i położyła w żłobie, gdyż nie było dla nich miejsca w gospodzie. (Łk 2,6-7)
Jest taka anegdota o proboszczu małej parafii, który chcąc przygotować jak najpiękniejszą procesję eucharystyczną doglądał we wszystkich szczegółach przygotowań. Pań, niosących chorągwie i feretrony; dał ostatnie wytyczne dziewczynkom sypiącym kwiaty. Przygotował asystę liturgiczną, zadbał o piękne śpiewy. Wszystko wydawało się perfekcyjnie przygotowane. I ruszyła procesja w idealnym porządku. Nagle jeden mały ministrant zaburzył ten porządek, podszedł i pociągnął go za ornat. Na co proboszcz odparł; „Nie przeszkadzaj, widzisz, że jest procesja!” Kiedy ministrant nie ustępował, dodał: „Poczekaj aż się skończy procesja, to porozmawiamy! Nie teraz!” Na co mały chłopiec odparł: „Przepraszam, może to mało ważne, ale Ksiądz Proboszcz nie włożył Pana Jezusa do monstrancji”.
Historia opowiedziana żartem, może być jednak wcale nie żartobliwym obrazem naszych świąt. Możemy bowiem w przygotowaniu do świąt pamiętać o wszystkim: przygotować, upiec i posprzątać wszystko; kupić choinkę i prezenty. Ale… zapomnieć o tym, co najważniejsze, o Bogu!
Z pewnością o Bogu zapomnieli ci, których święta nie skłoniły do spowiedzi, którzy nawet dzisiaj, mimo że wielu przypomina sobie o kościele, nie przyjdą na żadną Mszę świętą.
Nie do nich jednak kieruję to kazanie, bo go nie usłyszą. Kieruję je do nas wszystkich, obecnych w świątyni. Mówię je dlatego, że już po świętach wiele osób zwierza się, że w ferworze wyjazdów, rodzinnych spotkań, obdarowywania się prezentami można tak naprawdę nie spotkać Boga a przynajmniej nie przeżyć tego spotkania głęboko, jak nakazywała by nasza wiara i miłość do Chrystusa.
Święty Paweł w Liście do Tytusa pisał: „Poucza nas, abyśmy wyrzekłszy się bezbożności i żądz światowych, rozumnie i sprawiedliwie, i pobożnie żyli na tym świecie.” (Tt 2,12)
Zauważmy, że pisze to do ludzi Kościoła. Zatem będąc w Kościele ciągle trzeba toczyć w sobie walkę i zmagać się z własną bezbożnością, z własnymi żądzami, z własnym lenistwem czy rutyną, których my jesteśmy przyczyną.
Chciałbym zatrzymać się na tej bezbożności, o której mówi św. Paweł, zwłaszcza, że kieruje on swoje słowa nie do pogan, ale do ludzi wierzących.
I nie chodzi tu o to, że odmówimy złą modlitwę, lub raz, czy drugi o niej zapomnimy, czy też że przeczytamy nie ten tekst, nie tę litanię, pomylimy „zdrowaski” w różańcu. Istota, jak bardzo często, kryje się w ludzkim sercu a właściwie w jego rozdwojeniu.
Św. Paweł przestrzega, że nasza pobożność może przybrać formę niewłaściwą. Na czym ona polega? Pan Jezus wyjaśnił taką postawę prosto w przypowieści o faryzeuszu i celniku, którzy modlili się w świątyni: Modlitwa celnika była pełna pokory a faryzeuszowi zaś zdawało się, że się modli, a jedynie chwalił się: „Boże, dziękuję Ci, że nie jestem jak inni ludzie, zdziercy, oszuści, cudzołożnicy, albo jak i ten celnik. Zachowuję post dwa razy w tygodniu, daję dziesięcinę ze wszystkiego, co nabywam.” Jezus stwierdza, że „modlitwa” faryzeusza i jego „pobożne życie” niewiele są warte. (por. Łk 18,10-14)
Dlatego św. Paweł przestrzega, żeby nasze pobożne praktyki nie stały się nigdy zasłoną dymną naszej bezbożności a więc życia, w którym nie ma miejsca na miłość, miłosierdzie, przebaczenie, gotowość do pojednania.
Kiedy bezbożność dotyka chrześcijańskiego życia najmocniej? Staje się tak wtedy, gdy następuje rozdzielenie w życiu człowieka jego sfery duchowej i rzeczywistości, w której żyje.
Praktyki religijne, modlitwa, sakramenty to jedno. A życie to drugie.
I jedno z drugim się nie styka, nie przeplata się, nie oddziałuje na siebie. Modlitwa jedno a życie to drugie. Dwie sfery zupełnie od siebie oddalone.
Na współczesnego człowieka, także chrześcijanina wywiera dziś wpływ tak wiele rzeczy, które próbują zagłuszyć w nas delikatny głos sumienia, głos Boga, że trzeba prawdziwej batalii, aby ten głos w sobie ocalić.
Im mniejszy wpływ na nasze wybory, decyzje, na nasze relacje i ogląd rzeczywistości będzie miał głos Boga, tym bardziej – jak powie św. Paweł będziemy niebezpiecznie zbliżali się do bezbożności. Bo ostatecznie bezbożność to sytuacja, w której w naszym życiu Bóg nie jest żadną siłą oddziałującą na nie i z czasem Jego wola zaczyna się liczyć coraz mniej.
Każdego dnia podejmujemy masę decyzji. Nasze życie, podobnie jak nasza miłość i wiara składają się z drobiazgów, choć drobiazgiem nie są. I to właśnie z tych drobiazgów budujemy nasze relacje z Bogiem i z bliźnimi. Chwila naszej codziennej modlitwy, to drobiazg w skali tego na co na co dzień poświęcamy czas a znaczy tak wiele, bo buduje – lub gdy jej nie ma – niszczy naszą relację z Bogiem. Odrobina czasu, serca, uwagi, życzliwości, którą gotów jestem poświęcić drugiej osobie buduje nasze dobre relacje z ludźmi; ale też drobiazgi, drobne zaniedbania, niewierności, złośliwości czy obojętność stają się przyczyną burzenia tych relacji i ranienia innych.
Dlatego nie bez przyczyny Chrystus zachęca do docenienie tych drobnych spraw, do wierności w rzeczach małych…
Sceneria Bożego Narodzenia także była czymś mało istotnym w skali ówczesnego świata, jakimś drobiazgiem, na który nie zwróciły uwagi inne podania historyczne poza Ewangeliami. A przecież to z pozoru drobne wydarzenia wstrząsnęło posadami świata i na zawsze wpłynęło na jego dzieje. Scena Bożego Narodzenia, z całą jego prostotą, ubóstwem i delikatnością przypomina nam, że Bóg wszedł w nasze życie i że chce być w tym życiu obecny. Nie na marginesie, ale w jego centrum. Nie narzuca się jednak. On czeka w swojej delikatności i pokorze aż Go tam zaproszę. Aż zabiorę go z chłodu stajenki, która jest pewnym symbolem odrzucenia Boga, do ciepła mojego serca, które stanie się Jego domem. Domem, gdzie będzie chciany i kochany.
Ale czy tak jest? Czy mogę powiedzieć, że moje serce jest takim małym Betlejem, gdzie pozwalam się Chrystusowi rodzić przez łaskę i miłość.
Każdy czas jest dobry, by Bogu dać miejsce w swej duszy. Dzisiaj jednak ten czas jest może szczególny? Rodzi się Jezus, Boży Syn, Zbawiciel. Czy pozwolisz, aby w te święta na nowo narodził się w twoim sercu?
Jeśli dzisiaj masz wrażenie, że za mało jest w twoim życiu pokoju, szczęścia, miłości i radości, to może dlatego, że za mało jest w nim miejsca dla Boga? I może te święta, to dobry czas, by to zmienić!?
A jeśli żyjesz z Bogiem na co dzień, to może jest dziś okazja, by dać Mu jeszcze więcej miejsca niż dotąd, by oddać Mu kolejne sfery swojego życia, które jeszcze nie zostały Mu powierzone, które może spowija mrok.
Bóg przyszedł na świat, aby walczyć o nas, ale nigdy z nami. Odchodzi, gdy go wypraszasz, przychodzi, gdy dajesz mu miejsce.
Nie rozdzielajmy w sobie sfery duchowej i rzeczywistości, w której żyjemy. A wówczas podobnie jak Maryja i Józef będziemy mogli doświadczyć w codziennym życiu, że nasz Bóg, choć wydaje się maleńki i bezbronny jest Bogiem rzeczy niemożliwych. Bogiem dzięki któremu odnajdujemy prawdziwą radość, głęboki sens naszego życia i odnosimy ostateczne zwycięstwo.
Komentarze
Prześlij komentarz