Przylgnąć do tego, co najważniejsze

W pierwszy dzień tygodnia dwaj uczniowie Jezusa byli w drodze do wsi, zwanej Emaus, oddalonej sześćdziesiąt stadiów od Jerozolimy. Rozmawiali oni ze sobą o tym wszystkim, co się wydarzyło. Gdy tak rozmawiali i rozprawiali ze sobą, sam Jezus przybliżył się i szedł z nimi. Lecz oczy ich były niejako na uwięzi, tak że Go nie poznali. (Łk 24,13-35)

Doświadczenie medytacji nigdy nie jest doświadczeniem jednorazowym. Przypomina raczej drogę. Drogę, którą odbywamy razem z Jezusem. I w tym sensie wędrówka uczniów idących do Emaus może być dobrym obrazem medytacji.

Modlitwa monologiczna, do której zalicza się praktykowana przez nas forma medytacji od początku – od egipskich ojców pustyni, którzy byli jej prekursorami – chciała być odpowiedzią na wezwanie do modlitwy nieustannej, jaką znajdujemy zarówno w Ewangelii jak i u św. Pawła Apostoła. A modlitwa nieustanna, to nic innego jak właśnie nieprzerwana świadomość obecności Jezusa, który wraz z nami podąża drogą naszego życia. Bywa, że tego nie dostrzegamy – podobnie jak uczniowie idący do Emaus – bo nasze oczy, podobnie jak ich, są niejako na uwięzi. W wymiarze duchowym zagraża nam wiele przeszkód, które nie pozwalają nam dostrzec obecności i działania Pana Boga w naszym życiu. Takimi przeszkodami mogą być pycha; brak wiary (to zresztą przeszkoda, którą Jezus wypomina także uczniom idącym do Emaus); taką przeszkoda mogą być fałszywe wyobrażenia o Bogu, jakie w sobie nosimy; szukanie w modlitwie jakichś niezwykłych doświadczeń; czy wreszcie brak należytej dyspozycji (skupienia, wewnętrznej ciszy etc.) Przeszkód, które osłabiają w nas zdolność dostrzegania Bożej obecności można by wymieniać wiele...

Ważniejsze jednak jest to, że medytacja pragnie być drogą, która krok po kroku pozwala nam te przeszkody pokonywać, dzięki swej wytrwałości, pokorze, prostocie, zaufaniu i ciszy, które jej towarzyszą.

Medytacja nastawia nas na to, co najważniejsze dla naszej wiary: na słuchanie! „Ponieważ wiara rodzi się ze słuchania, a tym co się słyszy jest słowo Boże” – napisze św. Paweł [Rz 10,17] Z punktu widzenia chrześcijańskiej modlitwy nie jest najważniejsze to, co ja mówię do Pana Boga. Bóg i tak zna nasze serca i żadne słowa, nawet najpiękniejsze nie przyćmią ani nie upiększą tego, co w nich się znajduje. Dlatego – jak mawiała św. Teresa z Avila – w modlitwie najważniejsze jest to, by być, by trwać przed Bogiem. Bo modlitwa to przede wszystkim sprawa serca, które pała miłością do Boga. I żeby słuchać… Bo to, co nas kształtuje, uświęca, przemienia i uzdrawia przychodzi wraz z Jego słowem. Medytacja monologiczna pozwala, abyśmy w modlitwie przylgnęli do tego co najważniejsze do Słowa, do Imienia, które jest synonimem obecności Boga, który nieustannie towarzyszy nam w naszej wędrówce przez życie.

Ważne byśmy pytali siebie w doświadczeniu medytacji czy nasze serce pała w nas, gdy Jezus do nas mówi przez swoje słowo. A jeśli nie, to jest na to jedna rada ojca Dolindo Ruotolo: „Kiedy się modlisz i nie widzisz skutków modlitwy, przylgnij jeszcze mocniej do Jezusa, zaufaj jeszcze bardziej, wpraw Go w zakłopotanie jeszcze większą wiarą”.

Niech zatem wzywanie imienia Jezus w ciszy naszego serca sprawia, że jeszcze mocniej przylgniemy do Chrystusa a z zasłuchania w Jego Słowo niech wyrasta nasza głęboka wiara i pewność, że On idzie z nami przez życie stając się dla nas Przewodnikiem, Nauczycielem i Przyjacielem.

 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Przyjść do Jezusa

Terapeutyczny wymiar medytacji

Czujność to dynamiczne, wzajemne oddziaływanie serca i zmysłów