Medytacyjne oczekiwanie c. d.
Przechowujemy skarb w naczyniach glinianych, aby z Boga była owa przeogromna moc, a nie z nas. Zewsząd znosimy cierpienia, lecz nie poddajemy się zwątpieniu; żyjemy w niedostatku, lecz nie rozpaczamy; znosimy prześladowania, lecz nie czujemy się osamotnieni, obalają nas na ziemię, lecz nie giniemy. Nosimy nieustannie w ciele naszym konanie Jezusa, aby życie Jezusa objawiało się w naszym ciele. [2 Kor 4,7-10]
Mówiliśmy w minionym tygodniu, że medytacja uczy nas oczekiwania. Sądzę, że każdy, kto w praktyce medytacji odnalazł swą duchową ścieżkę powinien zadawać sobie to pytanie: „Czego oczekuję od medytacji?” Pytanie, które pozwala nam odkrywać i oczyszczać – jeśli udzielona nań odpowiedź będzie szczera – naszą motywację do wytrwałego, codziennego podejmowania tej praktyki.
Naturalnie każda odpowiedź udzielona na tak postawione pytanie powinna być bardzo osobista, płynąca z serca, gdyż tylko wówczas będzie autentyczna i będzie naszą medytację czyniła autentyczną, nawet jeśli pozornie mogłoby wydawać się, że nasze oczekiwania wobec medytacji są zbieżne. Nasze oczekiwania wobec medytacji mogą być tożsame, co nie zmienia faktu, że będą przeżywane bardzo osobiście i indywidualnie, i co z kolei czyni tę modlitwę autentyczną, bo kształtuje „moją”, niepowtarzalną relację z Jezusem. Możemy zatem dzielić się doświadczeniem medytacji, możemy doszukiwać się podobieństw w jej sposobie przeżywania, w oczekiwaniach, jakie mamy wobec niej, ale i tak każdy z nas – medytujących – ostatecznie podąża swoją własną, niepowtarzalną ścieżką medytacji, określaną miarą naszej indywidualności, miarą naszego serca i jego zaangażowania.
Modlitwa Serca uświadamia nam, że to, co najważniejsze w doświadczeniu medytacji dokonuje się właśnie w sercu (nie w umyśle, gdzie możemy nosić takie a nie inne idee i wyobrażenia medytacji). To właśnie wymiar serca czyni tę praktykę tak niepowtarzalną, bo indywidualną i autentyczną. To sprawia, że ostatecznie doświadczenie medytacji pozostaje tajemnicą między osobą medytującą a Bogiem, tajemnicą, w którą nikt poza tymi dwiema stronami tworzonej przez medytację relacji nie ma wglądu i której nie da się do końca wyrazić słowami. To jest ten skarb o którym mówi dzisiaj św. Paweł. Skarb, który nosimy w naczyniach glinianych, bo z jednej strony wiemy jak kruche są nasze serca a jednocześnie właśnie dlatego są miejscem, w którym doświadczamy najmocniej prawdy, że to „z Boga jest owa przeogromna moc (która rodzi się w doświadczeniu medytacji) a nie z nas”.
Gdy spojrzymy choćby na apostołów czy świętych ich również wiele łączyło w podążaniu za Chrystusem, jednak doświadczenie Jezusa jako Osoby było dla każdego z nich jedyne w swoim rodzaju i niepowtarzalne. Zatrzymajmy się na chwilę na doświadczeniu św. Jana – umiłowanego ucznia Chrystusa, który pisze o Nim: „umiłowawszy swoich, którzy byli na świecie, do końca ich umiłował” [J 13,1].
Mówiąc o tym, że medytacja to oczekiwanie człowieka, które wpisuje się w oczekiwanie Boga trzeba powiedzieć, że w doświadczeniu miłości to oczekiwanie zaznacza się i dopełnia najmocniej. W Jezusie, którego Imię przywołujemy w medytacji ta miłość zyskuje nowy sens, gdyż w Nim ta jedność Bosko-ludzkiej miłości osiągnęła swoje spełnienie i swój szczyt. A to oznacza, że nikt nie nauczy nas budowania głębszej relacji z Bogiem niż Jezus i nikt nie nauczy nas lepiej odpowiadać na miłość Boga niż On. W tej miłości zawarta jest cała prawda i cały sens medytacji, która właśnie dlatego określana jest Modlitwą Serca, że jej istotę stanowi miłość a miejscem kształtowania relacji opartej na miłości jest serce.
Gdybyśmy zatem mieli sformułować to, czego winniśmy nade wszystko oczekiwać w medytacji, można by ujmując to najprościej powiedzieć: MIŁOŚCI!
Ta MIŁOŚĆ jest nam dana w imieniu Jezus, bo w Nim zawiera się pełnia tej miłości; miłości która była na początku w Bogu i została objawiona cieleśnie, wydzielanie w Jezusie. Św. Jan Apostoł próbuje nam powiedzieć w swojej Ewangelii i Listach, że nie pojmiemy, jak powinniśmy kochać, jeśli najpierw nie pojmiemy, jak Jezus miłuje każdą i każdego z nas. I gdy św. Jan czy św. Paweł mówią, że potrzebujemy nawrócenia, to mają na myśli tylko jedno – zasadniczą zmianę w sposobie naszego myślenia: która nie polega na postawieniu na pierwszym miejscu takich a nie innych wymagań pod adresem naszego stylu życia i postępowania, ale tylko jednego: przyjęcia i przejęcia się prawdą, że Bóg nas kocha. Kiedy to zrobimy, kiedy otworzymy się na tę prawdę, jak mówi sam Jezus – „wszystko inne będzie nam przydane…”
Medytacja to nic innego jak otwarcie się na tę MIŁOŚĆ. To przekonanie, że nie możemy jej wskrzesić w sobie sami, bo ona jest łaską – darem a na dar można się jedynie otworzyć i oczekiwać! Miłość, do jakiej jesteśmy zaproszeni przez Boga przychodzi właśnie wtedy, gdy otwieramy się na Jego obecność – dzięki trwaniu w Nim, w Jego Imieniu. Medytacja uczy nas ufności, że w tym Imieniu, które przyzywamy zawiera się wszystko: nasze oczyszczenie, nasze uświęcenie, nasza zdolność odpowiedzi na miłość Boga. Albo w to wierzymy i wówczas owoce medytacji będą tryskały z naszego serca i ogarniając poszczególne sfery naszego życia przemieniały je, w pełni poddając je Bogu, albo nie wierzymy i wówczas owoce medytacji pozostaną co najwyżej na płaszczyźnie doczesnej, ale nie będą one takie, jakie chciałby w nas zrodzić Duch Święty będący darem i owocem miłości Boga-Ojca i Syna posłanym do naszych serc między innymi w doświadczeniu medytacji. Niech zatem medytacja będzie nieustannym oczekiwaniem na miłość, ale oczekiwaniem pełnym wiary i ufności.
Komentarze
Prześlij komentarz