Jednoczący wymiar medytacji
„Jezus podążył w stronę Tyru i Sydonu. A oto kobieta kananejska, wyszedłszy z tamtych okolic, wołała: Ulituj się nade mną, Panie, Synu Dawida…” (Mt 15,21)
Spotkanie człowieka z Bogiem dokonuje się zawsze w ramach określonej historii. Jest to historia indywidualna naznaczona sukcesami, ale i dramatami, momentami radości i smutku. Bohaterka dzisiejszej perykopy ewangelicznej jest poganką, która w opinii otaczających Jezusa Izraelitów nawet nie zasługuje by rozmawiać z Mistrzem a już na poeno by o coś prosić i uzyskać łaskę. A mimo to decyduje się na przełamanie kulturowego i religijnego tabu. List do Hebrajczyków powie: „Wiara zaś jest poręką tych dóbr, których się spodziewamy dowodem tych rzeczywistości, których nie widzimy (Hbr 11, 1). Nie konkretyzuje on jaka wiara. Dla Boga ważniejsze niż wszelkie ludzkie uwarunkowania jest przede wszystkim ludzkie serce. Pismo święte mówi, że kiedy Abraham uwierzył, stał się ojcem wszystkim wierzących. Także tych, których wiara różni się w wielu aspektach od naszej. Mam znajomych, którzy są alpinistami, wspinającymi się na wszystkie szczyty różnych gór świata i gdy wyjeżdżają na kolejna eskapadę proszą o błogosławieństwo kapłana czy biskupa, ale czasem, jak opowiadają otrzymują też błogosławieństwo i uczestniczą w modlitwie o pomyślność ich wypraw prowadzonych przez np. tybetańskich lamów. Czy to źle? Czy to już przejaw indyferentyzmu czy raczej wiary, która przekracza religijne i kulturowe uwarunkowania? Mnie samemu zdarzało się w ramach dialogu międzyreligijnego, w którym uczestniczę otrzymać błogosławieństwo od lamy czy też zapewnienie o modlitwie od buddyjskiego mnicha czy muzułmańskiego imama. Czy powinienem odmówić, traktując tę propozycję jako zdradę religijnej ortodoksji? Nigdy nie wątpiłem, że modlitwa człowieka świątobliwego, nawet takiego, który reprezentuje inną religię nie może przynieść zła. Razem bowiem poszukujemy Boga, choć w tych poszukiwaniach podążamy innymi drogami.
Myślę, że podobnie na tę kobietę z Kanaanu patrzył Jezus, który pomimo pierwszego odruchu, jakim była odmowa uznania jej prośby (co nie mam wątpliwości uczynił tylko po to, aby odsłonić przed innymi prawdę jej serca, która sam dobrze znał) ostatecznie ukazuje niezwykłą moc i wartość jej wiary, choć przecież nic nie wiemy, aby ta sytuacja nawróciła ją na judaizm.
Jest jeszcze jeden aspekt tego dzisiejszego spotkania Jezusa z kobietą kananejską, na który warto zwrócić uwagę. Mam na myśli sposób, w jaki zwraca się ona do Jezusa: „Ulituj się nade mną, Panie, Synu Dawida!” Czy nic nam te słowa nie przypominają? Przecież właśnie używając takiego określenia zwracał się do Jezusa niewidomy spod Jerycha a jego wołanie stało się kanwą Modlitwy Jezusowej.
To właśnie takie proste postacie – bohaterowie codziennych spotkań z Jezusem na kartach Pisma Świętego uczą nas, że skuteczna modlitwa jest przede wszystkim wytrwała.
Trwanie przy Jezusie i Jego Imieniu jest jednak nie tyle wzywaniem Go, co raczej stwierdzeniem Jego obecności – tego, który już i zawsze jest w nas i przy nas. Oczywiście sens naszej modlitwy jest jeszcze głębszy, bo od objawienie przyniesionego przez Jezusa, my wiemy więcej niż wiedziała np. kobieta kananejska czy niewidomy spod Jerycha. Wiemy bowiem, że odwołując się do Imienia Jezus otwieramy się nie tylko na Osobę samego Jezusa, ale uczestniczymy zarazem w Jego wspólnocie z Ojcem i Duchem Świętym i zarazem ze wszystkimi wierzącymi w Niego.
Mówienie o tym aspekcie w doświadczeniu medytacji jest niezwykle istotne, gdyż jest ona drogą pozwalającą właśnie na realizowanie tej głębszej i wielowymiarowej jedności, na doświadczanie jej; a jednocześnie staje się sposobem, by pod wpływem tego jednoczącego wymiaru medytacji wciąż pozostawać, co pozwala nam się w praktyce otwierać nie tylko na obecność Boga w naszym życiu, ale także na obecność innych osób, unikając zgubnego oceniania i szufladkowania ich. Trwanie przy Jezusie staje się zatem okazją do szukania i doświadczenia tego o co On sam tak usilnie się modlił: „Aby wszyscy byli jedno”. Warto tego wymiaru medytacji być świadomym, by go nie przeoczyć i nie zaniedbać.
Komentarze
Prześlij komentarz