Wdzięczność za Cud Wisły

 

Maryja wybrała się i poszła z pośpiechem w góry do pewnego miasta w pokoleniu Judy. Weszła do domu Zachariasza i pozdrowiła Elżbietę.

Gdy Elżbieta usłyszała pozdrowienie Maryi, poruszyło się dzieciątko w jej łonie, a Duch Święty napełnił Elżbietę. Wydała ona okrzyk i powiedziała:

«Błogosławiona jesteś między niewiastami i błogosławiony jest owoc Twojego łona. A skądże mi to, że Matka mojego Pana przychodzi do mnie? Oto skoro głos Twego pozdrowienia zabrzmiał w moich uszach, poruszyło się z radości dzieciątko w moim łonie. Błogosławiona jesteś, któraś uwierzyła, że spełnią się słowa powiedziane Ci od Pana».

Wtedy Maryja rzekła:

«Wielbi dusza moja Pana,

i raduje się duch mój w Bogu, moim Zbawcy.

Bo wejrzał na uniżenie swojej służebnicy.

Oto bowiem odtąd błogosławić mnie będą

wszystkie pokolenia.

Gdyż wielkie rzeczy uczynił mi Wszechmocny.

święte jest Jego imię,

A Jego miłosierdzie z pokolenia na pokolenie

nad tymi, co się Go boją.

Okazał moc swego ramienia,

rozproszył pyszniących się zamysłami serc swoich.

Strącił władców z tronu, a wywyższył pokornych.

Głodnych nasycił dobrami, a bogatych z niczym odprawił.

Ujął się za swoim sługą, Izraelem,

pomny na swe miłosierdzie.

Jak przyobiecał naszym ojcom,

Abrahamowi i jego potomstwu na wieki».

Maryja pozostała u niej około trzech miesięcy; potem wróciła do domu. (Łk 1, 39-56)

Dzisiejsza uroczystość daje nam trzy powody do wdzięczności:

To nade wszystko wdzięczność za Wniebowzięcie Maryi - wskazującej nam drogę. Drugim powodem jest setna rocznica Bitwy Warszawskiej. Często określa się zwycięstwo tej bitwy mianem "Cudu nad Wisłą", lub "Cudem Wisły", ale spoglądając  uczciwie trzeba powiedzieć, że wszystko, co stało się wówczas przed stu laty było cudem. Bo czy nie było cudem to, że Polska po swojej 123-letniej nieobecności na mapach świata w zasadzie w ciągu roku zdołała się na tyle zorganizować, żeby dać odpór zalewowi bolszewizmu, który niczym fala tsunami nadciągał ze Wschodu? Czy nie było cudem to, że mimo tak wielu wewnętrznych podziałów potrafiono się zjednoczyć? Patrząc wstecz wydawać się może, że dosłownie spełniają się słowa Maryi:

Okazał moc swego ramienia,

rozproszył pyszniących się zamysłami serc swoich.

Strącił władców z tronu, a wywyższył pokornych,

choć wówczas nikt nie wróżył Polsce nadziei na zwycięstwo, tym bardziej, że prawie wszyscy sąsiedzi ją opuścili w potrzebie...

Jeśli ktoś ma jeszcze wątpliwości, że to była walka o wszystko niech uświadomi sobie, że wraz z wojskami bolszewickimi do Białegostoku przybywa towarzysz Dzierżyński wraz ze współtowarzyszami, którzy formułując manifest do robotników stawiają sobie za cel ogłosić po zwycięstwie nad Warszawą Polskę - Polską Socjalistyczną Republiką Radziecką.

Rzadko mówi się o mobilizacji modlitwy, która towarzyszyła tamtym wydarzeniom. Kardynał Kakowski powiedział, że ci, którzy nie mają zamiaru zaangażować się w obronę Polski dołączając do walczących lub pomagając w inny sposób nie są godni nazywać się Polakami. Sam Kakowski dba o to, aby nigdzie na froncie nie zabrakło kapelanów służących walczącym.

Spoglądając wstecz czy można powiedzieć inaczej niż to, że wielkie rzeczy uczynił nam Wszechmocny? Mamy Mu za co dziękować!

Jest wreszcie trzeci powód dzisiejszej wdzięczności - to święto tych, którzy służą obronie naszego kraju.

Mając w sercu tę potrójną wdzięczność, wróćmy do tematu głównego dzisiejszej uroczystości...

Zadajmy pytanie: Czy Maryja umarła? Tak zwyczajnie, jak każdy człowiek?

Przekaz zachowany od wieków we wspólnocie Kościoła mówi nam, że została z duszą i ciałem wzięta do nieba i grobu z jej ziemskim ciałem nie znajdziemy. Bo od poczęcia była przepełniona łaską i grzech nigdy w niej nie zakrólował... Nie tylko miała niezwykłą łatwość wybierania dobra, ale także wewnętrzne i zewnętrzne piękno, które wraz z wiekiem szlachetniało i stawało się coraz bardziej widzialne.

W Maryi jej współcześni dostrzegali także niespotykane otwarcie na Boga, podobne do tego, jakie mieli pierwsi rodzice przed grzechem pierworodnym. Zresztą Bóg sam jej się objawił i zaprosił do bliskości większej jeszcze niż więź z Adamem i Ewą, bo była to bliskość matki Boga – Theotokos. Nic więc dziwnego, że taka bliskość zachowała ją od wszelkiego zepsucia do tego stopnia, że nawet śmierć nie zdołała jej odłączyć od nieustannej więzi z Bogiem.

Święty papież Jan Paweł II zastanawiał się, czy niezwykłe miejsce Maryi w Bożych planach sprawiło, że nie zaznała śmierci w ogóle i została wzięta do nieba wcześniej, czy też przeszła przez śmierć i zaznała jakby zmartwychwstania ciała, czyli tego, co nas wszystkich czeka, jak uczy nas wiara. Uważał, że Maryja przeszła przez śmierć. Skoro bowiem i Chrystus: Bóg i człowiek, przez nią przeszedł, pisał papież, to i Jego Matka przeszła zapewne tę drogę. Co więcej, w ten sposób Maryja wytyczyła szlak nam, bo i my wszyscy przejdziemy przez śmierć i pójdziemy do nieba, a na końcu świata staniemy się uczestnikami zmartwychwstania ciał. Maryja jest w tej drodze naszą poprzedniczką i przewodniczką.

Dlaczego to takie ważne? Bo uczy nas umierania w Bogu, a przez to życia w prawdziwej nadziei. Skoro Maryja przeszła przez śmierć, nie zrywając swojej więzi z Bogiem, to i my, dzięki Bożej łasce, możemy mieć nadzieję, że będziemy tak umierać, aby przez wiarę ani na chwilę nie zerwać więzi miłości z Bogiem. I choćbyśmy w chwili śmierci byli najbardziej samotni na świecie, opuszczeni przez wszystkich, to nawet w takiej sytuacji dzięki wierze możemy trzymać w rękach dłonie samego Boga, bo ta więź okaże się silniejsza od śmierci doczesnej i da nam nowe życie.

Święty Paweł  pisze dziś: Wiemy, że jeśli nawet zniszczeje nasz przybytek doczesnego zamieszkania, będziemy mieli mieszkanie od Boga” (2 Kor 5, 1). „Tak bowiem Bóg umiłował świat (J 3, 16), że w Chrystusie nasz ludzki i bardzo niepewny los przyjął za swój.

Tajemnica Wniebowzięcia przekonuje nas, że pośrodku niepewności, która cechuje naszą ludzka rzeczywistość, matczyna miłość Maryi oraz Jej głęboka wiara, stały się zapowiedzią domu, który jest nie ręką uczyniony, lecz wiecznie trwały w niebie (por. 2 Kor 5, 1). Życie Maryi i Jej wniebowzięcie jest świadectwem tego, że zarówno w życiu jak i w śmierci ogarnia nas Miłość Boga, która nie ustaje (por. 1 Kor 13, 8), jest bezpieczna, usuwa lęk (por. 1 J 4, 18), nie zniechęci się i nie znudzi, nie zwątpi, nie odrzuci nas i nami nigdy nie wzgardzi.

Kochać – to być z drugim na życie i śmierć. Chrystus jest z nami na śmierć i ŻYCIE. Dlatego to nie poddajemy się zwątpieniu, chociaż bowiem niszczeje nasz człowiek zewnętrzny, to jednak ten, który jest wewnątrz, odnawia się z dnia na dzień dzięki łasce.

Obdarowanie Domem w niebie ma miejsce w momencie chrztu. Przez zanurzenie w śmierci i zmartwychwstaniu Chrystusa zadomawiamy się w Miłości Boga, od której nic nas nie może odłączyć (por. Rz 8, 35-39)

Wniebowzięcie Bogarodzicy to zapowiedź pełnego odkupienia i początek odpowiedzi Ojca na arcykapłańską modlitwę Syna: Ojcze, chcę, aby także ci, których Mi dałeś, byli ze Mną tam, gdzie Ja jestem, aby widzieli chwałę moją, którą Mi dałeś, bo umiłowałeś Mnie przed założeniem świata (J 17, 13. 24)

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Czujność to dynamiczne, wzajemne oddziaływanie serca i zmysłów

Przyjść do Jezusa

Terapeutyczny wymiar medytacji