Święta Rodzina

 Gdy upłynęły dni ich oczyszczenia według Prawa Mojżeszowego, Rodzice przynieśli Jezusa do Jerozolimy, aby przedstawić Go Panu.

A gdy wypełnili wszystko według Prawa Pańskiego, wrócili do Galilei, do swego miasta – Nazaretu. Dziecię zaś rosło i nabierało mocy, napełniając się mądrością, a łaska Boża spoczywała na Nim.  [Łk 2, 22.39-40)

„Było to ubiegłej zimy. Jak zwykle zostałem zaskoczony końcem kalendarza. Ostatnia oderwana kartka czekała na swoje miejsce w koszu. Jak to? Tak szybko przeminął, bez żadnego śladu? Jeszcze niedawno gruby plik mówił, że czasu jest bardzo dużo. Zły na siebie, a przede wszystkim na te setki dni, które minęły, trafiłem na opowieść o innych dniach, takich, które się wypełniły” – tyle fragment z powieści „W poszukiwaniu straconego czasu” Marcela Prousta

Gdy zestawimy fragment Ewangelii z kończącym się rokiem kalendarzowym, staniemy wobec pewnego wyboru. Od nas zależy, jak określimy nasze dni: czy „mijają”, czy też „się wypełniają”. Ewangelia nie jest bezstronna i daje trzy małe podpowiedzi. Oto one.

W historii Świętej Rodziny widzimy, że Maryja z Józefem przyjmują Syna Bożego i nie zatrzymują Go dla siebie. Postępują zgodnie ze zwyczajem, przynoszą Jezusa do świątyni, aby ofiarować swego Syna Bogu.

Tak często żyjemy w przekonaniu, że nasze życie należy do nas, tymczasem prawda jest taka, że nasze chwile życia, minuty, lata, cały „nasz czas” należy w ostateczności do Boga. To pierwsza nauka, przyjmowania i oddawania Panu tego, co najbliżej skóry, co się wydaje najbardziej „moje”.

Dalej spotykamy Symeona cierpliwie – bo kilkadziesiąt lat! – czekającego na Boże znaki, który się modli: „Teraz, o Panie, pozwól odejść słudze Twemu w pokoju, bo moje oczy ujrzały Twoje zbawienie”. To postawa i słowa kogoś, kto doświadcza „wypełniania się” obietnicy.

Ta druga nauka podpowiada, że konieczna jest cierpliwość w odkrywaniu naszego miejsca w większej, Bożej całości i sensu tego, co tworzymy.

Symeon, mówiąc o Dziecięciu: „Oto Ten będzie znakiem upadku i nawrócenia wielu w Izraelu”, zapowiada rodzicom, że dzieło Jezusa rozkwitnie później, wyda owoce, których nie ujrzą swoimi oczami.

To trzecia wskazówka, gdyż jak pokazuje historia dobre dzieła żyją i za 100 czy 500 lat wydadzą plony, które nie zawsze mogą zobaczyć ich autorzy.

Ewangelia kończy się zdaniem: „Wrócili do Galilei… Dziecię zaś rosło i nabierało mocy…”. Te słowa kończą Ewangelię, ale są dopiero preludium do życia świętej Rodziny.

Dzisiejsze święto daje nam szansę spojrzeć na wspólne życie Maryi, Józefa i Jezusa, po to, aby znaleźć w ich życiu inspirację dla naszych rodzin.

Zadaję więc sobie proste pytanie: Jacy oni byli na co dzień? W Nazarecie, w Egipcie, w Jerozolimie. Jak się do siebie odnosili? Jak wyglądała ich miłość? Czy może się sprzeczali? I jak sobie radzili ze świadomością, a może presją, która towarzyszyła im od poczęcia Jezusa, że Bóg ich wybrał i uczynił częścią swojego planu? Może się przyzwyczaili to tego nadzwyczajnego Bożego wyboru? A może wręcz przeciwnie?

Nie ma zbyt wielu źródeł, by znaleźć odpowiedzi na te pytania, dlatego tym uważniej się wczytuję w dzisiejszą Ewangelię. Święty Łukasz trzykrotnie powtarza, że rodzice Jezusa postępowali zgodnie z poleceniami Prawa Pańskiego. Wierność Prawu to wierność Bogu. Wierność Bogu to posłuszeństwo wobec Jego woli.

Tajemnica szczęścia członków Świętej Rodziny zawarta jest we wnętrzu ich serc, w ich wzajemnej miłości i odpowiedzialności za siebie, ale także w otwartości ich serc na Bożą wolę, która ma się realizować w ich życiu. Każde z nich wie, że jest potrzebne innym i że są dla siebie darem od Boga, są sobie potrzebni, by wzrastać w miłości i w nią wierzyć. I taka jest rola każdej rodziny!

Święta Rodzina jedynie przypomina nam, że każda z naszych rodzin ma być miejscem, w którym Bogu spodobało się zamieszkać.

W jaki sposób ma się to dzisiaj odbywać?

Przez autentyczną miłość, przez wiarę, że nie wszystko od nas zależy, więc warto być posłusznym Bogu i otwartym na Jego wolę, która pragnie realizować w nas i poprzez nas a także przez umiejętność nieustannego spoglądania na siebie nawzajem ze świadomością, że jesteśmy dla siebie darem od Pana Boga i jesteśmy sobie potrzebni by móc wzrastać w wierze, w miłości i w łasce.

 

 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Czujność to dynamiczne, wzajemne oddziaływanie serca i zmysłów

Przyjść do Jezusa

Terapeutyczny wymiar medytacji