the end of Advent



Wczoraj wieczorem po raz pierwszy poczułem zmęczenie. To znak, że czas Adwentu dobiega końca, bo dnie coraz krόtsze, niebo szare. A to wszystko, to zapowiedź, że zbliża się najdłuższa i najświętsza noc roku. Noc wigilijna.

Poczta (dziś często elektroniczna) przynosi życzenia z całego świata od przyjaciόł, kolegόw a także mniej znanych osób. Boże Narodzenie tuż, tuż.
Dla wielu z nas ze wszystkich dni roku najważniejsza była i jest Wigilia.
Mistyka wigilijnej wieczerzy, uroda i zapach choinki, tajemniczość nocy, najdłuższej w roku, delikatne , migające płomienie świec, aromat siana pod śnieżnobiałym obrusem tworzą ten z niczym nieporόwnywalny klimat.
Sceneria i obrzędowość Wigilii głęboko zapadają w świadomość. Trwają w nas…

Boże Narodzenie to dla wielu czas refleksji, osobistych wspomnień, powrotów do przeszłości.
Każdy miewa takie chwile, niektórzy chowają je głęboko w sobie, inni potrafią wyrazić je słowami.
Na początku było Słowo. Na ten temat napisano wiele prac teologicznych, filozoficznych i filologicznych. Czy jednak nie można wyrazić tego prościej - zwłaszcza kiedy się śpiewa kolędy: Na początku był Bóg, który wypowiedział się przez Jezusa. Tego niewidzialnego Boga tak łatwo odgadywać na początku życia, kiedy się w niego wierzy po prostu jak w tatusia i mamusię. Tak łatwo wierzyć na starość, kiedy w nim tylko pokłada się nadzieję, najgorzej z tą wiarą w środku życia, kiedy nie ma w nas ufności małego dziecka ani poczucia dziecięctwa Bożego. Może nie ta dziecięca wiara ani wiara starego człowieka, ale ta pośrodku jest najważniejsza?

I tej właśnie prostej wiary i prostego zaufania na wzór Maryi chyba nam wszystkim najbardziej dziś potrzeba.

Mam nadzieję, że tegoroczny Adwent spędziłem owocnie. Zapewne można by przeżyć go jeszcze lepiej, ale zgodnie z domeną duchowości nieautorytarnej trzeba się zgodzić na niedociągnięcia, żeby Pan Bóg też miał co rozbić w naszym życiu... 


A co ma nam dziś do powiedzenia Merton w tym przedostatnim dniu Adwentu. Dla niego Adwent był zawsze czasem wezwania do kontemplacji jako najlepszego sposobu poznania Boga.

Kontemplacja jest darem Boga, w którym dusza, oczyszczona pełnią Jego miłości, nagle, w niewytłumaczony sposób, doświadcza w sobie obecności Boga. To doświadczalne poznanie Boga jest wynikiem podobieństwa do Niego, jakie wykształciła w nas czysta miłość, czyniąc z naszej duszy zwierciadło, zdolne do odbijania tylko Jego obrazu. Kontemplacja jest dziełem łaski wewnętrznej jedności z Chrystusem, który z natury jest Synem Boga. Jest więc ona w pierwszym rzędzie pełnym i dojrzałym uczestnictwem w Jego Boskim Synostwie. W kontemplacji wyraźnie poznajemy Boga jako naszego "Ojca", czyli - inaczej mówiąc - nie tylko jako naszego Stworzyciela w porządku naturalnym, lecz także jako żywe, działające w ukryciu źródło nadprzyrodzonego życia. Kontemplacja jest osobistą odpowiedzią na Jego mistyczną obecność i działanie w nas. Nagle uświadamiamy sobie, że stoimy wobec niewyczerpanego w swym bogactwie źródła wszelkiego Bytu i wszelkiej Miłości, i choć nie "widzimy" Go w sensie dosłownym, bo spotkania takie odbywają się w ciemnej nocy wiary, to owo zetknięcie się z Wszechmocnym Bytem powoduje, że we wnętrzu naszej istoty coś, co nazwać można sercem duchowego życia, zaczyna mocniej bić z uniesienia. Iskra zapalona w nas dotknięciem palca Bożego roznieca wielki płomień, który rozchodzi się, by głosić Jego obecność w każdym włóknie naszego jestestwa, a uwielbienie dla Niego przenika nas do szpiku kości. 
("Chleb na pustyni")
 

zaś w innym miejscu pisze jeszcze:

Cisza popołudniowa nasycona jest zupełnie inną tonacją. Słońce obeszło dokoła i pokój jest ciemniejszy i poważny. Godzina się wypełnia. Nie spieszę się. Przerywam, aby się modlić, i patrzę na obrazek Angelica, czując się jak koniec Adwentu, który wypada dzisiaj. Ecce completa sunt, quae dicta per angelum de V. Maria; była to antyfona po Benedictus dziś rano. Przez parę minut pozostawałem w ciszy, nie poruszając się, i słuchałem zegara oraz zastanawiałem się, czy może nie mógłbym zrozumieć czegoś z dzieła, które przygotowuje Matka Boska.
Jest to godzina ogromnych nadziei.
Pamiętam moje zmęczenie, moje obawy, brak zrozumienia, moje zaćmienie, mój grzech nadaktywności. Cóż Ona przygotowuje, czy obraziłem Ją? Co nadchodzi? Ona mnie kocha. Odrzucam wzruszenie z tego powodu. Jej miłość jest zbyt poważna na jakiekolwiek wzruszenie, do którego mogę być zdolny. Jej miłość kształtuje światy, kształtuje historię, kształtuje Apokalipsę we mnie i dokoła mnie: rodzi Miasto Boże. Znów pociąga mnie liturgia odczuciem wielkiej jej potrzeby. Patrzę na jasny, surowy portyk, gdzie anioł Fra Angelica mówi do Niej. Fra Angelico wiedział, jak ją malować. Jest szczupła, ogromnie szlachetna i nie wstaje, by przywitać anioła. Matko, uczyń mnie tak szczerym, jak ten obraz. Przez cały czas, do głębi mojej duszy szczerym, szczerym. Nie pozwól mi na żadną myśl, która by nie mogła uklęknąć przed Tobą na tym obrazie. Żadnych wyobrażeń. Żadnego cienia. Będę postępował jak na tym obrazie: Ecce completa sunt; jest koniec Adwentu i popołudnie ożywione jest nadzieją.
Ona tu jest i napełnia pokój czymś, co jest wyłącznie jej własne, zbyt czyste, bym mógł to ocenić. Ona tu jest, z barwą swego oczekiwania. Nie ma w tym nic złego, że piszę o tym, bo Ona mi każe to zapisać. 
( "Znak Jonasza" - zapisane pod dniem 23 grudnia 1949 roku)

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Prawdziwe "ja" - dar od Boga

Zdrada

Przyjść do Jezusa