Praktyka modlitwy Jezusowej
Wpadło mi dzisiaj w ręce nowe wydanie starej, ale zacnej książki p. t. Opowieści Pielgrzyma, wydanego przez wydawnictwo W Drodze. I choć nie wiadomo, czy zapisane w niej wydarzeni a są owocem osobistych doświadczeń duchowych jakiejś osoby, czy też fikcją literacką, od pokoleń pozycja ta zachwyca swoją prostotą i staje się ona dla wielu osób przewodnikiem na drodze życia duchowego. Chętnie sięgnę po nią ponownie.
"Panie Jezu Chryste, Synu Boży, zmiłuj się nade mną grzesznikiem" - oto pierwotne wezwanie modlitwy Jezusowej, zwanej inaczej modlitwą serca albo nieustanną modlitwą. Modlitwa ta korzeniami sięga Pisma Świętego. Niewidomy żebrak, Bartymeusz, u bram Jerycha woła do Jezusa: "Jezusie, synu Dawida, ulituj się nade mną". Skruszony celnik prosi o miłosierdzie, a Kananejka powtarza: "Panie, synu Dawida, zmiłuj się nade mną". Jest to wezwanie modlitwy nieustannej, bo takie jest polecenie Jezusa: "Powiedział im też przypowieść o tym, że zawsze powinni się modlić i nie ustawać" (Łk 18, 1), powtórzone przez św. Pawła: "Nieustannie się módlcie" (1 Tes 5, 17).
Modlitwa Jezusowa powstała w pierwszych wiekach chrześcijaństwa - wśród mnichów na pustyni egipskiej w IV wieku. Ich duchowość - opuszczenie wszystkiego ze względu na Boga - nakazywała iść na pustynię, by całe swoje istnienie poświęcić na modlitwę i pogłębienie więzi z Bogiem. Pierwsi pustelnicy egipscy głosili, że wielbienie Stwórcy powinno odbywać się przez cały czas, a św. Jan Kasjan mówił, że: "Bardzo mało modli się ten, kto zwykł modlić się tylko wówczas, gdy klęczy". Inne powiedzenie znane z tamtych czasów to: "Jeżeli mnich modli się tylko wtedy, gdy staje do modlitwy, to nigdy się nie modli". Modlitwa nieustanna przybierała formę rozważania lub recytacji z pamięci i najczęściej szeptem tekstów Pisma Świętego, wersetów z psalmu, z Ewangelii lub innego biblijnego tekstu, który zawierał skondensowaną w kilku słowach prośbę o pomoc czy miłosierdzie albo też wyrażał uwielbienie Boga. Pozwalało to uniknąć rozproszeń, skupić myśli na Bogu i utrzymywać nieustanną pamięć o Nim. W ten sposób łączono pracę wciąż trwającą modlitwą.
Ten zwyczaj przetrwał wieki. Gdy w VII wieku Egipt, Palestyna i Syria dostały się pod panowanie arabskie, wzrosło znaczenie Konstantynopola jako ośrodka życia duchowego na chrześcijańskim Wschodzie. Zwyczaj modlitwy Jezusowej przeniósł się do Konstantynopola i był kultywowany w słynnym klasztorze Studytów, założonym w 463 roku i mającym szczególne znaczenie w VIII-IX wieku. Pierwszym wielkim, a może największym teologiem i mistykiem bizantyjskim był św. Symeon Nowy Teolog.
Trzecim etapem rozwoju modlitwy Jezusowej było przedostanie się jej do Atos w XIII-XIV wieku. W tym czasie Atos był głównym centrum życia monastycznego w Bizancjum. W XIV wieku posiadał już 25 klasztorów. Wkrótce stał się ośrodkiem szerzenia się modlitwy Jezusowej. Tutaj również została ona ostatecznie uformowana i zdobyła dominującą pozycję w życiu duchowym. Mimo zachowania śpiewu psalmów i modlitw liturgicznych, stała się sercem wszystkich modlitw. Atos stopniowo ustalił jej formę właśnie na słowa: "Panie Jezu Chryste, Synu Boży, zmiłuj się nade mną, grzesznikiem".
Przez wieki Atos był największym ośrodkiem zakonnym świata chrześcijańskiego. Z tamtejszych klasztorów modlitwa Jezusowa promieniowała na cały Wschód, a także na kraje słowiańskie. W XVII wieku ze Świętą Górą związani byli główni twórcy Filokalii - zbioru pism Ojców i pisarzy chrześcijańskich związanych z modlitwą Jezusową. Filokalia stała się głównym podręcznikiem nauki tej formy modlitwy. Modlitwa Jezusowa przetrwała do dzisiaj. Z chrześcijańskiego Wschodu przeniosła się na Zachód. Zresztą i tutaj była w pewnym sensie znana pod nazwą modlitwy aktami strzelistymi. Dzisiaj prawie każda książka o modlitwie zawiera rozdział poświęcony modlitwie Jezusowej. Wspomina o niej Antoni de Mello, jej poświęcił swoje książki Jean Lafrance.
Modlitwa Jezusowa jest modlitwą na każdy czas. Nie jest konieczne trzymanie się jej tradycyjnej formy. Każdy z nas może sam ustalić sobie krótkie modlitewne wezwanie. Panie Jezu, zmiłuj się nade mną; Panie Jezu, pomóż mi; Panie Jezu, ufam Tobie; Panie, pospiesz ku ratunkowi memu; Jezu, gdzie jesteś? Duchu Święty, przyjdź; Duchu Święty, prowadź mnie; Duchu Święty, oświeć mnie - to tylko przykłady. Jean Lafrance proponuje bogatsze wezwania: Ojcze, w imię Jezusa, daj mi swojego Ducha; Duchu Święty, pokaż mi twarz Jezusa; Bogurodzico Maryjo, raduj się.
Możemy modlić się wszędzie. W domu, przy sprzątaniu, w kuchni czy w tramwaju! Na spacerze, idąc do pracy, szkoły, jadąc samochodem, siedząc w poczekalni u lekarza. Z początku będzie to wymagało trochę skupienia i uwagi, może ogarnie nas rozproszenie albo zapomnimy zupełnie o modlitwie. Nie szkodzi. Wystarczy spokojnie powrócić do wybranego wezwania i kontynuować modlitwę. Z czasem modlitwa się w nas utrwali, będziemy coraz łatwiej o niej pamiętać, aż w końcu, któregoś dnia, zauważymy, że modlitwa już w nas jest, że bez większego wysiłku modlitewne wezwanie przemienia naszą codzienność, ofiarując ją Bogu. W życiu modlitwy czy w edukacji modlitewnej jest tylko jedna zasada: "Nie ustawać".
To jest właśnie modlitwa na nowe tysiąclecie, na zabiegany czas naszych obowiązków i pracy, na powolne przesuwanie się samochodów na ulicach, na kolejki przy kasach w supermarketach. Ta modlitwa jest odpowiedzią na pytanie współczesnego człowieka o to, jak się modlić i jak znaleźć czas na modlitwę. Jak? Wezwaniem, które jest odpowiedzią na potrzebę chwili - układamy je dowolnie, gdyż odzwierciedla to, czego w danym momencie potrzebujemy - prośba, przeprosiny, dziękczynienie. Kiedy? W każdej wolnej chwili, kiedy tylko nam się przypomni, a później zobaczymy, że przypominać się będzie coraz częściej. Niektórzy autorzy radzą, żeby dodatkowo wybrać sobie jeden dzień lub więcej, kiedy poświęcimy dany czas tylko na modlitwę Jezusową.
Modlitwa Jezusowa jest modlitwą prostoty. To modlitwa ubogich, proste wołanie o pomoc, o miłosierdzie. Nie należy się zniechęcać jej pozornym ubóstwem. Mnisi dochodzili do szczytów świętości właśnie poprzez modlitwę Jezusową. Praktykowana będzie przemieniać nasze życie, będzie łączyć nas coraz bardziej z Bogiem. Nie jest to jednak tylko modlitwa dla mnichów czy osób poświęconych Bogu. Jest dla wszystkich, a przede wszystkim dla ludzi świeckich, zagonionych w codzienności. Serafin z Sarowa mówił: "Zapragniecie, na przykład pójść do kościoła, lecz kościół jest zbyt daleko lub nabożeństwo już się skończyło. Zapragniecie złożyć ofiarę, lecz nie widzicie biednego lub nie macie pieniędzy. Pragniecie żyć w czystości, lecz nie macie dosyć sił do tego (...) Być może chcielibyście zrobić coś innego w imię Jezusa, lecz nie macie ku temu sił ani okazji. Natomiast modlić się może każdy bez przeszkód. Bogaty i biedny, szlachetnie urodzony i wieśniak, mocny i słaby, zdrowy i chory, cnotliwy i grzesznik".
W "Opowieściach pielgrzyma" starzec radzi pielgrzymowi, który pragnie nauczyć się modlitwy Jezusowej, aby nigdy się nie zniechęcał. Ma tylko często odmawiać wezwania modlitwy Jezusa bez troszczenia się o czystość samej modlitwy. Należy ofiarować Bogu to, co jest w nas, to znaczy powtarzanie tej formuły. Nawet jeśli mamy wrażenie odmawiania jej tylko wargami, to częsta modlitwa ustna doprowadzi to w końcu do modlitwy serca. "Modlitwa może być sucha i rozproszona, lecz powtarzana stworzy przyzwyczajenie, stanie się drugą naturą i przekształci w czystą, jaśniejącą modlitwę, chwalebną modlitwę ognia" (Jean Lafrance, Modlitwa serca). Nasza codzienność zostanie przemieniona, a my przez nią będziemy mogli coraz bardziej zbliżać się do świętości.
Jean Lafrance porównuje modlitwę do gliny, a modlącego się do pomocnika murarskiego: "Ty jesteś tym pomocnikiem, a modlitwa gliną. Bóg mógłby równie dobrze obejść się bez pomocnika i gliny, ale zdecydował, że Jego arcydzieła będą zależały od twojej ubogiej modlitwy; zdecydował, że potrzebuje tego materiału. Dlatego Bóg mówi: . Bóg chce dużo modlitwy i chociaż czujesz, jak bardzo nędzna jest twoja modlitwa, prosi cię, żebyś nie ustawał, żebyś modlił się więcej i intensywniej. (...) ".
Z modlitwą Jezusową wiąże się istnienie protoplasty dzisiejszych różańców i koronek. Komboskion (rosyjska cziotka) to po prostu sznur paciorków stosowanych przy powtarzaniu tekstów modlitwy. Komboskion jest po dzień dzisiejszy używany w Kościele prawosławnym i w ogóle na wschodzie. Przejęli go również od chrześcijan muzułmanie. Paciorków najczęściej jest 33 - tyle ile lat życia Pana Jezusa, ale zdarzają się i dłuższe (mające np. 100 paciorków). Ułatwia on skupienie na modlitwie i pomaga liczyć wezwania.
Po dzień dzisiejszy mnisi z Kościołów wschodnich podczas ślubów przyjmują komboskion zobowiązując się jednocześnie do codziennego odmawiania na nim określonej liczby wezwań. Wybierają również formułę modlitwy, której będą stale używać.
Na koniec oddam głos Mertonowi, który w Nowym posiewie kontemplacji pisze tak, dzieląc się swoim doświadczeniem modlitwy:
Gdy już zostałem przez milczenie wyzwolony, nie jestem zajęty ocenianiem życia, ale po prostu przeżywam je, mogę znaleźć taką formę modlitwy, w której - już się nie rozpraszam. Całe moje życie staje się modlitwą. Całe moje milczenie jest pełne modlitwy. Świat milczenia, w którym się pogrążyłem, współuczestniczy w mojej modlitwie.
Jedność, która jest dziełem ubóstwa w samotności, zasklepia wszystkie rany duszy i goi je. Jak długo jesteśmy ubodzy, pozbawieni wszelkiej namiętności i zajęci tylko Bogiem, nie możemy być roztargnieni. Nasze ubóstwo chroni nas bowiem przed "rozdarciem na części" (roztargnieniem).
Jeżeli światło, które jest w Tobie, stanie się ciemnością...
Przypuśćmy, że moje "ubóstwo" jest ukrytym głodem duchowych bogactw; przypuśćmy, że udając pustkę, udając milczenie, staram się sprowokować Boga do wzbogacenia mnie o jakieś doświadczenie - co wtedy ? Wtedy wszystko staje się roztargnieniem. Wszystko co stworzone przeszkadza mojej prośbie o jakieś specjalne doświadczenie. Muszę je więc wyrzucić, inaczej rozedrze mnie na części. A co gorsza - ja sam jestem przeszkodą. Największe jednak nieszczęście w tym, że jeśli modlitwa moja skupi się na mnie samym, jeżeli szukać będzie tylko wzbogacenia mego własnego "ja", sama stanie się największą potencjalną przeszkodą. Pełen ciekawości samego siebie, zjadłem z drzewa wiadomości i oderwałem się od siebie i od Boga. Stałem się bogaty, ale sam, i nic nie może zaspokoić mego głodu; wszystko, czego się dotknę, zmienia się w roztargnienie.
Niechaj więc szukam daru milczenia i ubóstwa, i samotności, gdzie wszystko, czego się dotknę, przemienia się w modlitwę; gdzie niebo jest moją modlitwą, ptaki są moją modlitwą, wiatr kołyszący drzewami jest moją modlitwą, bo Bóg jest wszystkim we wszystkim.
Jednak aby tak było, muszę być naprawdę ubogi. Nie muszę niczego szukać, ale muszę być najbardziej zadowolony z tego, cokolwiek daje mi Bóg. Prawdziwe ubóstwo to takie jak u żebraka, który jest szczęśliwy, gdy otrzyma jałmużnę od kogokolwiek, szczególnie zaś od Boga. Fałszywe ubóstwo jest wtedy, gdy człowiek udaje, że jest samowystarczalny jak anioł. Prawdziwe ubóstwo to przyjmowanie i dziękowanie, i zostawianie sobie tylko tego, co potrzebne do życia. Fałszywe zaś ubóstwo udaje, że niczego nie potrzebuje, udaje, że o nic nie prosi, usiłuje szukać wszystkiego i za nic nie jest wdzięczne.
Jedność, która jest dziełem ubóstwa w samotności, zasklepia wszystkie rany duszy i goi je. Jak długo jesteśmy ubodzy, pozbawieni wszelkiej namiętności i zajęci tylko Bogiem, nie możemy być roztargnieni. Nasze ubóstwo chroni nas bowiem przed "rozdarciem na części" (roztargnieniem).
Jeżeli światło, które jest w Tobie, stanie się ciemnością...
Przypuśćmy, że moje "ubóstwo" jest ukrytym głodem duchowych bogactw; przypuśćmy, że udając pustkę, udając milczenie, staram się sprowokować Boga do wzbogacenia mnie o jakieś doświadczenie - co wtedy ? Wtedy wszystko staje się roztargnieniem. Wszystko co stworzone przeszkadza mojej prośbie o jakieś specjalne doświadczenie. Muszę je więc wyrzucić, inaczej rozedrze mnie na części. A co gorsza - ja sam jestem przeszkodą. Największe jednak nieszczęście w tym, że jeśli modlitwa moja skupi się na mnie samym, jeżeli szukać będzie tylko wzbogacenia mego własnego "ja", sama stanie się największą potencjalną przeszkodą. Pełen ciekawości samego siebie, zjadłem z drzewa wiadomości i oderwałem się od siebie i od Boga. Stałem się bogaty, ale sam, i nic nie może zaspokoić mego głodu; wszystko, czego się dotknę, zmienia się w roztargnienie.
Niechaj więc szukam daru milczenia i ubóstwa, i samotności, gdzie wszystko, czego się dotknę, przemienia się w modlitwę; gdzie niebo jest moją modlitwą, ptaki są moją modlitwą, wiatr kołyszący drzewami jest moją modlitwą, bo Bóg jest wszystkim we wszystkim.
Jednak aby tak było, muszę być naprawdę ubogi. Nie muszę niczego szukać, ale muszę być najbardziej zadowolony z tego, cokolwiek daje mi Bóg. Prawdziwe ubóstwo to takie jak u żebraka, który jest szczęśliwy, gdy otrzyma jałmużnę od kogokolwiek, szczególnie zaś od Boga. Fałszywe ubóstwo jest wtedy, gdy człowiek udaje, że jest samowystarczalny jak anioł. Prawdziwe ubóstwo to przyjmowanie i dziękowanie, i zostawianie sobie tylko tego, co potrzebne do życia. Fałszywe zaś ubóstwo udaje, że niczego nie potrzebuje, udaje, że o nic nie prosi, usiłuje szukać wszystkiego i za nic nie jest wdzięczne.
Komentarze
Prześlij komentarz