Przebudzić się z letargu



Zapytajmy co dzisiaj Merton ma nam do powiedzenia?

Widzę coraz wyraźniej, że moje pojmowanie siebie i swego życia zawsze było i jest w wielkim stopniu nie takie, jak powinno. Teraz, gdy bardziej niż kiedykolwiek chcę widzieć, zdaję sobie sprawę z tego, jakie to trudne. Chociaż w życiu w samotności kryje się niebezpieczeństwo, bardziej niż kiedykolwiek przedtem uświadamiam sobie, że w tym właśnie miejscu dochodzi do mojej konfrontacji ze słowem, z Bogiem i z jednymi w pełni realnymi możliwościami, przynajmniej z tymi, które są najbardziej realne dla mnie.
Oczywiście, wiele tego, co realne, istnieje także we wspólnocie, lecz kiedy schodzę do klasztoru, coraz częściej mam wrażenie, że rzeczywistość jest tam dławiona i że jej substytutem są słowa. Podsumowując: moje zadanie i zadanie Kościoła to obudzić w sobie i w innych poczucie rzeczywistej możliwości, poczucie prawdy, posłuszeństwa Temu, który jest święty, zainicjować sprzeciw wobec udawania i różnych form zniewolenia, bez pychy, próżności i bez jakiegokolwiek zdradliwego idealizmu.
("Ślub konwersacji")


Daliście się porwać przez wasze konieczne prace i ważne obowiązki:
Troska o rodzinę, troska o dzieci, szukanie pieniędzy i troszczenie się o nie,
Troska o miejsce pracy, codzienne obowiązki, które nie mogą ulecieć naszej uwadze.
Nie pozostaje nam nawet minuta, byśmy usiedli
I pomyśleli przez chwilkę o osobach i rzeczach, które nas otaczają
Byśmy zwrócili się ku Stworzycielowi, i byśmy spytali samych siebie:
Dlaczego? Dla kogo? Dokąd?
Jesteśmy zahipnotyzowani!
Uśmierzyliście waszą miłość!
Nie ma już nic, co by mogła was zaskoczyć.
Pozwoliliście się ścigać dniami i nocami w powtarzającym się refrenie
Słów i działań, w których powoli zgasiliście cudowny moment zdziwienia!
Uśmierzyliście waszą wiarę!
Wszystko jest do przewidzenia!
Trzymaliście się z daleka od waszych świąt,
Zaczęliście je osądzać twierdząc, że są monotonne i „bez smaku”.
W tym samym czasie oddaliliście się od źródła,
Gdzie Chleb i Słowo są rozdawane z nadmiarem,
abyście mogli posilić się w waszym pielgrzymowaniu;
gdzie moc Ewangelii może zacząć budować waszą radość każdego dnia!!!
Jak zatem możecie odczuć ciepło Pana Życia,
Który chce Was rozpalić ciepłem swojego zaufania???
Żyjecie w letargu!
Otuleni w „pluszowych pościelach”, by zadowolić samych siebie.
Wasz duch i wasze serce pozostają zamknięte.
W jaki sposób zatem możecie usłyszeć krzyk świata
I spostrzec potrzeby tych, którzy każdego was mijają???
Bracia i Siostry, którzy śpicie,
Oto nadszedł czas przebudzenia z odrętwienia,
Aby przyjąć Radosną Obecność Tego,
Który przychodzi, aby obudzić nas do miłości, która zbawia świat!!!


Adwent jest zawsze zaproszeniem do wejścia w nową rzeczywistość. By jednak odpowiedzieć na to zaproszenie najpierw musimy sobie uświadomić potrzebę zmiany w naszym życiu. Czy nie jest tak, że dystans między nami a tym, czego Chrystus nauczał w Ewangelii widać na pierwszy rzut oka w naszych zachowaniach, wyborach, myślach....
Pomimo wszystko, nadchodzą dni, w których Pan chce wypełnić pomyślną zapowiedź, jaką nam obwieścił (por. Jer 33,14). To wyrocznia Pana! Bóg dotrzymuje obietnicy.
Pamiętamy wołanie, które tak mocno rozbrzmiewało  na początku Adwentu, kończąc się wezwaniem do czuwania.
Dzisiaj w połowie tego czasu łaski możemy odpowiedzieć sobie już na pytanie czy i jak udało nam się odpowiedzieć na to wezwanie.
Pierwsze dwa tygodnie Adwentu zwracały naszą uwagę i chciały uwrażliwić nas, abyśmy odpowiedzialnie i z ogromnym zatroskaniem o nas i o tych, którzy żyją obok nas, przygotowywali się na przyjście Pana w czasach ostatecznych. Koniec czasów tego świata nie może być dla nas czymś strasznym. W każdym Credo wypowiadamy słowa oczekujemy Twego przyjścia w chwale. To oczekiwanie po raz kolejny pragniemy rozpocząć, bo każdy Adwent to początek roku liturgicznego, nowy czas dla każdego chrześcijanina. W tym czasie ma się odnowić nasze pragnienie Jezusa i Jego Królestwa, pragnienie Jego Miłości. Tej miłości i temu pragnieniu powinno być podporządkowane życie chrześcijanina XXI wieku tak jak było ono podporządkowane w czasach pierwotnego Kościoła, gdzie codzienną z serca wypowiadaną modlitwą kończącą dzień było wezwanie Maran atha! Wówczas – w dobie prześladowań doświadczenie końca było bardzo realne. Dzisiaj tę świadomość udaje nam się skutecznie spychać na plan dalszy. Żyjemy uśpienia, w błogim letargu, myśląc sobie „przecież jeszcze nie dziś… Przecież mam jeszcze czas”
Wbrew pozorom jednak jak mówi Pismo Święte: Czas jest krótki! Dlatego św. Paweł wzywa: A Pan niech pomnoży waszą liczbę i niech spotęguje miłość waszą nawzajem do siebie i do wszystkich... aby serca wasze utwierdzone zostały w nienagannej świętości wobec Boga, Ojca naszego, na przyjście Pana naszego Jezusa wraz ze wszystkimi Jego świętymi. (1Tes 3,12-13). Paweł doskonale wie, że zdobywając się na coraz większą miłość, Tesaloniczanie będą stawać się coraz bardziej doskonalsi pod względem świętości, a to z kolei sprawi, że ich spotkanie z Jezusem w dzień Jego przyjścia będzie pełne radości i chwały.
Trzeba nam więc dzisiaj pamiętać przede wszystkim o tym, by troszcząc się o nasze życie i zdrowie, nie zapomnieć o kuracji podstawowej – kuracji naszego serca. To przecież do jej podjęcie wzywa ciągle Jezus, który znając kondycję ludzkiego serca, dobrze, że nasze serce jest bardzo obciążone. Hulatyka... Pijaństwo... Doczesne troski... Te wszystkie obciążenia mogą sprawić, że Dzień Pański przyjdzie na nas jak potrzask, znienacka. (por. Łk 21,35).
Może zatem warto w połowie tego czasu Adwentu zapytać siebie o nasze serce: Czy je znamy? Czy o nie się troszczymy? A może te minione dwa tygodnie Adwentu sprawiły, że poznałem je lepiej i lepiej niż przedtem się o nie zatroszczyłem? Jezus bardo dobrze zna nasze serce. On jest naszym najlepszym Lekarzem. Czyż diagnoza, którą często stawia w Ewangelii nie jest tego świadectwem. Tylko jak często chcemy ją odnieść do siebie. Gdy słyszymy w radio lub telewizji wezwanie współczesnych lekarzy zachęcające nas do tego, by stanąć przed lustrem i sprawdzić, czy tu i ówdzie nie pojawiło się więcej tłuszczu. By pomyśleć, czy nie sięgamy częściej po te lub inne używki. Czy nie zaniedbujemy naszego odpoczynku i naszej aktywności? Czy zbyt często nie pojawiają się bóle głowy, szumy w uszach? Bo jeśli tak, to złe oznaki i czas by wziąć się za siebie, jeśli nie chcemy źle skończyć! Tak chętnie wprowadzamy w życie ich rady. A jeśli Chrystus zachęca nas: Popatrz w lustro swojego sumienia i jeżeli nie jest ono całkiem czyste, to znak by wziąć się za siebie. Zrzuć zbędne kilogramy swoich trosk, podejmij więcej duchowego ruchu i zmodyfikuj swoją dietę, wyrzucając to, co ci szkodzi i grozi uzależnieniem – wówczas nie traktujemy owych zaleceń zbyt poważnie. Czy słowa Jezusa odbiegają tak bardzo od zaleceń współczesnych uzdrowicieli? Dlaczego więc tak chętnie słuchamy ich a nie Chrystusa? A przecież nie ma wątpliwości, że jego kuracja sięga o wiele głębiej  a owoc, jaki przynosi wystarcza na wieczność!
Z własnego doświadczenia wiem, jak bardzo mi daleko do równego rytmu mojego serca. Przecież nikt nie zwolnił mnie z pracy nad sobą. A jednak tak trudno zabrać się za siebie i za swoje życie. Jestem leniwy i skoncentrowany zbytnio na tym, co przynosi tanią satysfakcję. Czy w tych odczuciach jestem odosobniony? Często moje serce nie bije równomiernie... Potrzeba więc nam czuwania!!!
Jednak mimo największych osobistych wysiłków człowiek nie będzie mógł w pełni czuwać. Aby jego czujność nie została łatwo uśpiona, aby nie popadł w duchowy letarg – tak niebezpieczny dla nas nasza czujność musi być połączona z modlitwą. Czuwanie w Biblii jest zawsze ściśle związane z modlitwą. Czuwajcie i módlcie się! Łk 21,34-36
Kto czuwa, ten się modli, bo trwa myślą przy Bogu, i odwrotnie, kto się modli, jest przytomny umysłem i sercem.
Nie możemy więc pogrążyć się w bezrefleksyjnej gonitwie pośród spraw tego świata. Trzeba nam wciąż szukać źródła.



Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Czujność to dynamiczne, wzajemne oddziaływanie serca i zmysłów

Przyjść do Jezusa

Terapeutyczny wymiar medytacji