Poezja a poszukiwanie Boga

Czy poezja może być poszukiwaniem Boga?

Pewnie i tak i nie. Dla mnie z pewnością jest a może bardziej niż poszukiwaniem mówieniem do niego lub o nim, a raczej o tej delikatnej relacji między Nim a mną, którą trudno wyrazić słowami innymi nisz wiersz. Z tego samego powodu tak bliski jest mi św. Jan od Krzyża, którego zacząłem poznawać właśnie poprzez poezje i tak bardzo zawładną moim sercem jeszcze w czasie studiów, że na zawsze pozostał jednym z ulubionych mistrzów życia duchowego, właśnie w słowach poezji wypowiadając to, co pewnie nie sposób tego samego powodu kocham psalmy - zawierają w sobie tyle mądrości, że starzy jej na cale długie życie i zawsze ten, kto je czyta (zwłaszcza sercem) będzie w nich odkrywał nowe treści.


Dla mnie często wiersz, który piszę ma w sobie ukrytą transcendencję, nawet gdy nie wskazuje na to bezpośrednio. To zawsze taka moja tajemnica...
Weźmy chociażby jeden z zmieszczonych niedawno wierszy:

Po całym dniu
Walki z rzeczywistością
Przychodzi chwila
Krótka jak szczęście
Wieczór
Jest
Herbatą
Rozmową
Tytoniem
Spacerem
Dziewczyną
Wiatrem
Muzyką
Wytchnieniem
Wieczór
Jak
Małe zwycięstwo

wystarczy zmienić w nim jeden wyraz a jego treść zmieni się tez radykalnie:

Po całym dniu
Walki z rzeczywistością
Przychodzi chwila
Krótka jak szczęście
Wieczór z Bogiem
Jest
Herbatą
Rozmową
Tytoniem
Spacerem
Dziewczyną
Wiatrem
Muzyką
Wytchnieniem
Wieczór z Bogiem
Jak
Małe zwycięstwo

Mam nadzieję, że nikt nie poczuje się urażony, że pozwalam sobie na porównanie, że Wieczór z Bogiem jest tytoniem... Ale czyż w tym nie wyraża się tak prawda, którą staram się powtarzać wszystkim, która do mnie tak bardzo przemawia i którą staram się pielęgnować, że wszystko jest miejscem Boga, środowiskiem Jego obecności. I bardzo biedni są ci chrześcijanie, którzy sądzą, że Bóg jest obecny w tabernakulach wielu kościołów, w sakramencie pokuty, a nie ma go na przystanku, gdzie każdego dnia czekają ludzie jadący do pracy, w zatłoczonym wagonie metra, przy ludziach siedzących w kawiarni i pijących kawę czy przy rozkoszujących się swoja obecnością i miłością osobach. Czyż nie to miał na myśli św. Łukasz, gdy pisał w Dziejach Apostolskich "W nim żyjemy, poruszamy się i jesteśmy" [Dz 17,27-28]



Poezja jako poszukiwanie Boga...

Jest wielu poetów, dla których wiersze, które pisali były modlitwą i co ciekawe nie zawsze byli chrześcijanami. Czy to znaczy, że ich poezja była poszukiwaniem? Czy dzięki temu udało im się znaleźć Boga i być bliżej Niego? Nie wiem. Bóg to wie. Z cała pewnością On szukał ich. Może także przez język poezji, jaką pisali.
Czy Thomas Merton także szukał Boga w poezji? Zapewne tak, skoro szukał Go we wszystkim, to naturalne wydaje się, że poezja była jedną z tych sfer.


“Być może ktoś ode mnie oczekuje jakiegoś słowa uznania pod adresem masowej religii. Obawiam się, że nic z tego. Masowa religia w znacznym stopniu zdradziła ludzkiego ducha i wydała go, jak Samsona, ostrzyżonego i oślepionego, na pastwę kultury pełnej frustracji i autodestrukcji. Popularne hasła masowej religii są często równie jałowe i fałszywe jak slogany reklamujące nowy rodzaj mydła, tylko znacznie groźniejsze, bo jakość mydła można przynajmniej łatwo sprawdzić. Grzechem religijności jest uczynienie z Boga, pokoju, szczęścia, zbawienia i wszystkich pragnień człowieka – produktów, które wypuszcza się na rynek w atrakcyjnym opakowaniu. Problem nie leży w szczerości przekonań kaznodziejów i pisarzy religijnych, ale w samych założeniach, na których bezkrytycznie opierają swą działalność. Umysłowość religijna naszych czasów rzadko wykazuje skłonność do krytycznej analizy problemów naprawdę ważnych. Wygodnie nam z naszymi nawykami i zaściankowymi niechęciami, lecz czy aby nie nazbyt łatwo godzimy się na dwuznaczności, które Ewangelie i Prorocy każą nam bezkompromisowo odrzucać.”

Thomas Merton był poetą, ale nikt chyba nie nazwał go poetą religijnym. Co tylko znakomicie o nim świadczy. Zdawał sobie sprawę, że jego osobiste przeżycia duchowe są zwykłym czytelnikom niedostępne. Jeden ze zbiorów jego wierszy nosi tytuł „W natarciu na niewypowiadalne” i jest świadectwem zmagania się poety z tym co nienazwane, lecz przez to wcale nie mniej rzeczywiste.



Trapista z Kentucky wymieniał listy z Czesławem Miłoszem, zdaje się, że udzielał mu nawet swojego wsparcia w wydawnictwach. Mimo pustelniczego trybu życia Merton był postacią liczącą się w środowisku amerykańskich pisarzy i wydawców. Jego eseje literackie i wiersze zyskały mu rzesze wielbicieli, których właściwie nigdy nie spotkał. Kilka tomików Mertona wydano także w Polsce, poniżej wklejam jeden z bardziej znanych jego wierszy.

Pierwsza lekcja nauki o człowieku

Człowiek bierze początek w zoologii
Jest najsmutniejszym ze zwierząt
Jeździ wielkim czerwonym autem
Które zwie się lęk
Nocą przychodzi sen
Jeździ bez przerwy windami
Zgubił się w korytarzach
Nigdy nie znajdzie właściwych drzwi

Człowiek jest najsmutniejszym ze zwierząt
Pożeracz porannych płatków
I amator mleka
Przesyca skórę kawą
Denerwują go wielce współbracia w gatunku

Na ścianach kreską wyznaje swe grzechy
Na reklamach w podziemnych tunelach
Dorysowuje kobietom wąsy
Bowiem radość znajduje
Tylko w zoologii

Ilekroć próbuje
Dzwonić do radości
Zawsze odzywa się pomyłka

Dlatego lubi broń
Zna stosowne nazwy
Wszystkich karabinów
Jeździ czarnym Cadillakiem
Który zwie się śmierć

Teraz w przestrzeni miedzy gwiazdami
Umieszcza swój lęk
Ze swymi problemami
Oblatuje Wenus
Wszystko na próżno

Przez gwiezdne obszary
Gdzie przez tyle wieków
Była tylko pustka
Przelatuje teraz wielką białą kulą
Która zwie się śmierć

Na tym drogie dzieci
Koniec pierwszej lekcji
Nauki o człowieku
Teraz napiszcie wypracowanie:

„Człowiek jest najsmutniejszym ze zwierząt
Bierze początek w zoologii
Po czym gubi się
W gąszczu złych nowin o sobie”


Gubić się w gąszczu złych nowin o sobie...

 To zagubienie towarzyszy nam przez całe życie, ale albo nie zdajemy sobie sprawy z niego, albo uparcie wierzymy, że da się wyjść z tej matni, że tuż za rogiem, za zakrętem, a ono bierze się w nas często z niezgody na nasze życie...
Ciągle szukamy, ale często nie wiemy tak naprawdę czego szukamy. Gubimy się, wydaje nam się, że znaleźliśmy to czego szukaliśmy, po czym znowu gubimy się i szukamy...
Nieświadomi, że tak naprawdę zawsze szukamy ostatecznie Jego.

Czyż nie najlepiej wyraził to św. Augustyn.  Chwila, w której odnalazł Boga, przyszła w jego życiu niestety dosyć późno.

Późno Cię pokochałem, Piękności tak dawna, a tak nowa, późno Cię pokochałem! A oto Ty byłaś wewnątrz, a ja byłem na zewnątrz; tam Cię szukałem i lgnąłem w mojej brzydocie ku pięknym rzeczom stworzonym przez Ciebie. Byłaś ze mną, a ja nie byłem z Tobą. Z dala od Ciebie trzymały mnie te rzeczy, które nie istniałyby, gdyby nie były w Tobie. Zawołałaś, wezwałaś i przerwałaś moją głuchotę. Zabłysnęłaś, zajaśniałaś i usunęłaś moją ślepotę. Rozlałaś woń, odetchnąłem i oto wzdycham ku Tobie. Skosztowałem i oto łaknę i pragnę. Dotknęłaś mnie i zapłonąłem tęsknotą za Twoim pokojem. Późno Cię pokochałem (Wyznania, X 27).



Dla Mertona było oczywiste, że poezja nigdy nie jest ostatecznym wnioskiem, ale otwarciem, swoistą próbą, ażeby słowa przemówiły mocniej i to wprost do serca. Poezja - zdaniem Mertona - powinna prowadzić do milczenia. Poezja to swego rodzaju nieustanne doświadczenie śmierci, bowiem poetycka mowa ociera się o tę stronę rzeczywistości, której do końca nie da się wypowiedzieć zwykłym językiem. Toteż poezja może być jedynie klęską. Jest zarazem zasłonięciem i odsłonięciem istnienia. Owa klęska i owo niedokończenie kryją w sobie niewypowiedziane, niewidzialne, które trzeba dopiero odszyfrować.
Pisać wiersze to nierzadko borykać się z niewystarczalnością słów. Chodzi o słowa i nie słowa, pisanie poezji to bowiem pasja, zaś uczucie, szczególnie ból i cierpienie często poprzedzają poetyckie doświadczenie.
Jednym z niezwykłych "działań" poezji jest to, że ma moc zmieniać nasz pogląd na istnienie, lub co najmniej pobudza nas do tego, aby "spojrzeć" na wewnętrzny świat tak, jak spogląda się na zewnętrzny.

Dla Mertona poezja była zawsze ilustracją przejścia od czasu do wieczności, bowiem sugerowała to jedynie, co tę wieczność może uczynić zrozumiałą, jak również istnienie relacji między nami a Tym, który sytuuje się w zakresie niepoznawalnego.


Poetycka aktywność może stać się miejscem duchowego doświadczenia. Oczywiście nie dosięga ona najwyższego, gdyż zdaniem Mertona sacrum znajduje się głębiej, dopiero modlitwa otwiera nas na to co głębsze, jednak poezja przybliża nas do istotnego sensu, do naszego prawdziwego istnienia, do naszego Źródła.
Oczywiście dla mnie poezja Mertona jest o tyle szczególna poezją, że wypływa z milczenia i do milczenia prowadzi. Choć na koniec tych rozważań, pozwolę sobie na pewna polemiką z Mertonem, bo czyż poezja nie może stać się jednym z rodzajów modlitwy? Dla mnie nie tylko może. Dla mnie jest.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Przyjść do Jezusa

Terapeutyczny wymiar medytacji

Droga do Emaus: wsłuchiwanie się w Słowo i gościnność serca