Chleba i igrzysk


Rzadko zdarza się, żeby film wchodzący na ekrany kin wśród recenzentów zasługiwał na miano rewelacyjnego. Tak jest w przypadku "Igrzysk śmierci". Pomyślałem sobie zatem, że zobaczę film, który zasłużył na taka ocenę w oczach krytyków.



Film zrobiony na podstawie książki to początek triady fabularnej adresowana do nastolatków, choć nie tylko. Pierwszy tom: „Igrzyska śmierci”, to książka bardzo oryginalna. Jest to ponura, futurystyczna wizja świata, w którym bogaty hegemon siłą podporządkowuje sobie resztę kontynentu, dzieląc go na dwanaście zniewolonych Dystryktów. Demokracja upada, uzurpatorska władza głodem wymusza posłuszeństwo w podległych prowincjach. Każda z nich dostarcza stolicy – Kapitolowi – niezbędnych bogactw i surowców, żywiąc próżniaczą i zdegenerowaną kastę rządzących.Wzniecony przed laty w jednym z Dystryktów
bunt zakończył się rzezią i pacyfikacją. „Na pamiątkę” i ku przestrodze poniżonym prowincjom Kapitol organizuje każdego roku koszmarne „Dożynki”. W każdym z Dystryktów losowana jest para nastolatków obojga płci (między 12. a 18. rokiem życia), która uczestniczyć będzie w okrutnym reality show. Dwudziestu czterech zawodników walczy w nieznanym sobie terenie, nafaszerowanym kamerami, aż do momentu, dopóki nie ocaleje tylko jeden z nich. Na oczach telewizyjnej widowni nastoletni gladiatorzy tropią się wzajemnie, ukrywają, podchodzą, walczą o żywność i wodę... I wreszcie – zabijają.
Igrzyska śmierci wpisują się w coraz liczniej reprezentowany futurystyczny trend w literaturze. Kształtując
kolejne katastroficzne wizje społeczeństw przyszłości, autorzy wykorzystują zjawiska
i zagrożenia będące udziałem współczesnych nie tylko nastolatków: raz są to narkotyki ( jak w przypadku E-denu Mikaela i Raymonda), lub obsesja na punkcie wyglądu zewnętrznego (seria Brzydcy, Śliczni, Wyjątkowi, Nieważcy Scotta Westerfelda). W tym wypadku przekształconym zjawiskiem współczesności jest reality show. Uczestnicy nie tylko muszą za wszelką cenę dążyć do zabicia innych, ale równocześnie dbać o własny wizerunek, cały czas grać dla milionów widzów przed telewizorami. Wizja żądnej sensacji niezliczonej gawiedzi, z zapartym tchem śledzącej zmagania mordującej się nawzajem grupy nastolatków, jest prawdziwie przejmująca i stanowi świadome nawiązanie do tradycji starożytnego Rzymu. Słynne zawołanie Juwenalisa Panem et circenses („chleba i igrzysk") staje się tym samym hasłem-symbolem powieści Collins, co znajduje potwierdzenie w nazwie państw a Panem (z łac. chleb). Również idea trybutu, który dystrykty rokrocznie spłacają stolicy, zaczerpnięta została ze starożytności - ofiarę z młodych ludzi składano mitycznemu Minotaurowi. Ciekawie przedstawienia są w książce i filmie bohaterowie (a to za sprawą nieźle grającej rolę głównej bohaterki Katniss - Jennifer Lawrence). Bohaterowie bowiem mimo młodego wieku nie są ani słabymi fizycznie dziećmi, ani znużonymi życiem i spętanymi przez system rzeczywistości dorosłymi. Energia i zdolność podejmowania ryzyka - inny niż euforia, depresja czy efekt szalejących hormonów - czyni ich zdolnymi do przekształcania świata, obalania ustrojów, wprowadzania zmian, których, z racji zawieszenia między dzieciństwem a dorosłością, są symbolem.
Film ogląda się nieźle, choć w stosunku do książki zawiera pewne braki. I chyba nie da się go traktować jedynie jako taniej rozrywki. Każdy bowiem choć trochę bardziej wrażliwy obserwator z łatwością dostrzeże drugie dno ukryte w scenariuszu. Przesłanie jest jasne: może jest prawdą, że dziedziczymy grzechy ojców, ale nie musimy iść w ich ślady. Nie istnieje bowiem z góry określone przeznaczenie a człowiek w każdej - nawet wydawałoby się w najbardziej ograniczonej możliwości wyboru - może pozostać wolny, nie poddając się manipulacji. Ostatecznie zatem niczego nie możemy być pewni, nawet w sytuacjach, które wydają się z góry wyreżyserowane.
Warto do tego dodać jeszcze kilka zdań z recenzji Michała Walkiewicza: "Trylogię Suzanne Collins na podstawie której powstał film określa się mianem satyry na nową rzeczywistość medialną i jej związki z polityką. Być może nie jest to najważniejszy wątek w filmie, ale na pewno dostrzegalny. Świetne oddają  to zwłaszcza sceny w telewizyjnym talk-show, a także trening uczestników igrzysk: muszą oni nie tylko szkolić się w śmiercionośnym rzemiośle, ale również dbać o dobry kontakt ze sponsorami i podtrzymywać niezbędny do przetrwania status celebrytów. Ta satyryczna nuta nadaje niespotykany smak wątkowi miłosnemu – chyba najbardziej skonwencjonalizowanej strukturze fabularnej we współczesnych filmach. Nie wiemy bowiem, czy uczucie, które łączy głównych bohaterów, jest autentyczne, czy to jedynie gra prowadzona ku uciesze gawiedzi."
Niemniej film może dać trochę do myślenia, choć książka wydaje się być dużo ciekawsza. Czy zasługuje jednak na tak wysokie noty otrzymane przez krytyków!? Każdy musi ocenić sam.


Widziałem taki obraz
Płotno bez ram
Nieskończonej wielkości
Barwy wypalone
Obecnością słońca
Kształty niewyraźne
Trudne dla oka

Taki widziałem
obraz
wolności

i jeszcze jeden obraz:

I jeszcze jeden film. Zrobiony w zupełnie innej konwencji. Carnahan stworzył film, który nie pozwala o sobie długo zapomnieć.  Bohater filmu grany przez Neesona wciela się w pokonanego przez życie twardziela, który wraz z kilkoma sobie podobnymi musi walczyć o przetrwanie w niedostępnej alaskańskiej tundrze, po katastrofie samolotu, którym lecieli. Film jest pełnokrwistym dramat, a nie jedyni jakimś efektownym kinem akcji w stylu survivalowym. Poza tym jest obrazem kryjącym w sobie wiele wymiarów, obracającym się nie tylko wokół motywu przetrwania w surowym i nieprzyjaznym dla człowieka świecie arktycznych mrozów, ukazującym jego małość, lecz podejmujący również wątki egzystencjalne takie jak doświadczenie ludzkiej słabości zarówno w wymiarze fizycznym jak i psychicznym, szukanie tego co w życiu stanowi o jego wartości i wreszcie pytanie o sama wartość życia nie tylko w obliczu śmierci i chęci przetrwania, ale zmagania ze świadomością przegranego życia i żalem jaki z tej świadomości wyrasta.
Wielka wartością tego filmu jest fakt, że „Przetrwanie” wydaje się być obrazem dojmująco rzeczywistym, którego wartość podkreślają jeszcze  uderzające nieprzeniknione pejzaże jednego z niewielu miejsc na planecie, w którym natura nie uległa człowiekowi i współgrający z zimowym krajobrazem chłód wiejący z melancholijnej aury roztaczanej nad poczynaniami bohaterów. 
 Przetrwanie", to nie jakaś tania rozrywka lecz pełen piękna, terroru i kojącego poczucia łaski, miejscami melancholijny obraz, który stawia nas twarzą w twarz z naszymi największymi lękami i nie pozwala przejść obok niego obojętnie.
Myślę, że to dobry film także w czasie Wielkiego Postu. 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Przyjść do Jezusa

Czujność to dynamiczne, wzajemne oddziaływanie serca i zmysłów

Terapeutyczny wymiar medytacji