Już Wielki Tydzień, więc nie pędź, żebyś go nie przegapił…
Jak przeżyć ten Wielki Tydzień, tak aby był dobrym przygotowaniem do przeżycia nadchodzących świąt? Może po prostu starając się o większą uważności w przezywaniu chwili obecnej. Wówczas może dane nam będzie doświadczyć Chrystusa wchodzącego w nasze życie zarówno w te święta a potem następnego i następnego dnia naszego życia….
Warto zadać sobie pytanie: Czy traktuję moją codzienność, jako miejsce przychodzenia i działania Boga? A może jest tak, że uważamy iż nasze sprawy są zbyt błahe, aby Bóg miał zawracać sobie nimi głowę… Wbrew pozorom spotkałem księży, którzy nosili w sobie takie przekonanie. To bardzo błędny obraz Pana Boga, o którym sądzimy, że jest On zainteresowany wielkimi wzlotami ludzkiego ducha, nieskończonością, sprawami wiecznymi a nie przyziemnymi, doczesnymi, skończonymi…
Chrześcijaństwo zaprasza nas jednak do innego spojrzenia na sprawy codzienności. Jest taka historia związana ze znanym rabinem Menachenm Mendlem, który zapytał pewnych uczonych żydowskich: „Gdzie mieszka Bóg?” Odpowiedzieli z przekonaniem znawców: „Przecież cały świat jest pełen Boga, zatem nie sposób wskazać jednego miejsca.” On jednak kwitując ich odpowiedź uśmiechem odrzekł: „Bóg mieszka wszędzie tam. gdzie się go wpuści”…
Jeśli zatem zechcemy wpuścić Boga do swojej codzienności, to możemy doświadczyć prawdy o tym, że nasz codzienność może monotonna, zwyczajna a może nawet nielubiana jest miejscem działania Boga i wylewania na nas Jego łaski.
Jednym z wielu problemów współczesnego człowieka, ale także i współczesnego chrześcijanina jest to, że ucieka on od swojej codzienności. Jest to jednak także ucieczka od naszego człowieczeństwa, które przecież nierozłącznie jest związane z naszą powszedniością, powtarzalnością, może rutyną. Tymczasem Pan Bóg zaprasza nas do zanurzenia się w codzienność, aby tam móc doświadczyć Jego działania. Chrystus zaprasza nas, abyśmy byli jego świadkami nie kiedyś, nie w sferze marzeń, ale teraz, dzisiaj, w naszej zwykłej codzienności. To jest duchowe wyzwanie, które przed nami stawia.
Karl Rahner, niemiecki jezuita, jeden z najwybitniejszych teologów XX wieku pisał, że: „Bóg kieruje nami za pomocą powszedniego dnia z niezwykłą celnością”, dlatego wiele miejsca w swojej teologii poświęcił tzw. teologii codzienności. Znane jest słynne stwierdzenie tego teologa: „Chrześcijanin przyszłości albo będzie mistykiem, albo w ogóle go nie będzie”. Nie chodzi tutaj jednak o nieustanne oddawanie się medytacji czy kontemplacji. Mistycyzm w ujęciu Rahnera polega na umiejętności dostrzeżenia wymiaru głębi, duchowej tajemnicy, będącej fundamentalnym składnikiem każdego istnienia właśnie we wszystkim, co jest nam dane każdego dnia. To świadomość tego, że każda, nawet najmniejsza chwila zakorzeniona jest w misterium miłości Boga, z którego wszyscy czerpiemy.
Idąc tym tropem Rahner mówi o mistycyzmie spraw powszednich, o mistyce najbardziej szarych dni. Twierdził nawet, że ten trudny do określenia „mistycyzm” życia codziennego „będzie uznany za istotę chrześcijaństwa”. Nauczał, że istnieje specyficzna łaska codzienności – Boży dar zawarty w najzwyklejszych wydarzeniach szarego życia, uchwytny pomimo ich zwyczajności. Uświadomienie sobie tej prawdy może okazać się prawdziwą rewolucją w przeżywaniu naszego chrześcijaństwa. Rewolucja ta polega na odkryciu, że codzienność – pozornie powierzchowna, często „świecka” i „światowa”, mająca niewiele wspólnego z Bogiem czy wręcz niejednokrotnie wręcz oddzielająca od Niego – zawiera wymiar głębi, gdyż tak naprawdę wypełniona jest Bogiem a skoro tak to i Jego łaską. Jeśli chrześcijanin uświadomi sobie tę prawdę, to nie będzie już musiał uciekać się do jakichś wyszukanych praktyk, lecz dostrzeże, że swoją wiarę może przezywać pośrodku codzienności a modlitwą uczynić każdy zwyczajny gest czy wybór. W tym ujęciu codzienność jawi się jako miejsce spotkania z Bogiem, jako szansa doświadczenia działania Ducha Świętego i Jego łaski. Bóg będzie wówczas przeżywany jako ktoś bliski, zgodnie z tym, co pisze św. Paweł: „W rzeczywistości jest On niedaleko od każdego z nas. Bo w Nim żyjemy, poruszamy się i jesteśmy” [Dz 17, 27-28]. To spotkanie Boga w codzienności nie musi być wcale takie trudne jak się wydaje. Dla człowieka wiary wszystko bowiem może stać się wydarzeniem łask.
Żyjąc wiarą, nie trzeba już zatem uciekać od spraw doczesnych – jaki kiedyś było w zwyczaju. Dzisiaj potrzebna jest wiara – jak mówił Rahner – miłująca ziemię”. Świat nie jest przeszkodą dla człowieka wierzącego. Jest on bowiem stworzony i zbawiony przez Boga. Zwłaszcza chrześcijanin powinien mieć zatem przyjazny stosunek do świata. Przecież nawet nasz Bóg nie uciekał od świata, ale stał się człowiekiem ze wszystkimi tego konsekwencjami. Chrześcijanin, który siłą rzeczy jest zanurzony w sprawach powszednich jest jednak także powołany, aby na wzór Chrystusa przekraczać poczucie własnej skończoności. Prawdziwe chrześcijaństwo nie jest zatem dodatkowym uzupełnieniem ludzkiego życia o tak zwany wymiar religijny, lecz przenika wszystkie jego wymiary. Dla chrześcijanina nie ma już „porządku świeckiego i świętego, życia codziennego i niedzielnego obrządku. Całe życie jest otwarte na sacrum”. Całe życie chrześcijanina staje się zatem darem i ołtarzem i na tym polega nasz udział w powszechnym kapłaństwie. Nie znaczy to bynajmniej, że wszystko w naszym życiu jest sakralne, ale znaczy to, że wszystko może być uświęcane, ponieważ dla człowieka wiary, żyjącego w przestrzeni oddziaływania Boga nie ma obszarów zasadniczo świeckich. W jakimś sensie o tej pełnej wiary intuicji naszych przodków przypominają nam kapliczki czy krzyże stawiane na polach, przy drogach, na ulicach, modlitwa przed posiłkiem, czynienie znaku krzyża na chlebie, przed jego pokrojeniem. Jak wiele z tych gestów ludowej pobożności wyrugowaliśmy z naszego życia? Warto zapytać, czy ich skutkiem nie jest mniejsza świadomość życia w obecności Boga!?
Poszukiwanie Boga w codzienności musi w konsekwencji prowadzić do jej przemiany. Nie chodzi jednak o zmianę rzeczywistości, gdyż codzienność pozostanie zasadniczo taka sama, zmienia się jednak nasze spojrzenie na nią. Codzienność i sposób jej przeżywania możemy rozumieć bowiem jako swego rodzaju test wiary, sprawdzian jej głębi i autentyczności. Chociaż Bóg nie przychodzi z zewnątrz do naszej codzienności, by ją przemieniać, lecz jest w niej już od początku obecny – to jednak na co dzień jesteśmy zazwyczaj nie czuli na tę milczącą obecność. Jak pisał Rahner: „zagłuszamy głos dobiegający z najgłębszych pokładów naszego człowieczeństwa, bo mamy serca zasypane przez gruz spowszednienia, sceptycyzmu, zgorzkniałości i rozpaczy – jesteśmy wówczas uwięzieni w skończoności, w przemijaniu, w rozczarowaniach, w nędzy, w beznadziejnych wysiłkach”.
„Mistyka codzienności jest łaską, w całej pełni łaską” – pisał Rahner. Pierwszym krokiem ku otwarciu zasypanego serca jest dostrzeżenie własnej niewystarczalności i słabości oraz wyznanie w modlitwie: „Wierzę, Panie, zaradź memu niedowiarstwu” [Mk 9,24]. Sprawą kluczową jest tu odpowiednie podejście do życia – z wiarą. Taka postawa nie sprawia, że w jakiś istotny sposób zmienia się zewnętrzna rzeczywistość, sprawia natomiast, że zmienia się sposób patrzenia na rzeczywistość, zmienia się jej interpretacja – człowiek dostrzega jej głębszy wymiar. Chrześcijanie nie widzą przecież świata odmiennego niż ten, który dostrzegają inni ludzie. Widzą ten sam świat, lecz patrzą nań (a przynajmniej powinni patrzeć) inaczej tj. w perspektywie wiary i odkupieńczego działa Chrystusa. A to oznacza, że chrześcijanin jest tym, który patrząc głębiej, widzi ukrytą w rzeczywistości tajemnicę działającego tu i teraz Boga, dlatego patrzy z nadzieją, która pozwala mu spoglądać dalej, poza horyzont i z miłością, która pozwala mu sięgać głębiej nie zatrzymując się jedynie na tym, co powierzchowne. Patrzeć po chrześcijańsku to dostrzegać, że – jak pisał bł. Jan Paweł II w liście apostolskim „tertio millennio adveniente” – „w codziennym ludzkim doświadczeniu kiełkują już ziarna ostatecznego zbawienia, które nastąpi na końcu czasów”.
Kardynał Leo Suenens napisał modlitwę poranną, która jest przejawem takiego sposobu myślenia: ” Pragnę spoglądać na świat oczyma przepełnionymi miłością; patrzeć ponad to, co jest tylko pozorem; widzieć Twoje dzieci tak, jak Ty sam je widzisz i dostrzegać w nich to, co dobre… – są to słowa, które są doskonałym wprowadzeniem w codzienne obowiązki, pozwalające nam może nieco inaczej spojrzeć na to, co jawić się może jako szare i monotonne i są jednocześnie prośbą o łaskę, abyśmy potrzfili zobaczyć rzeczywistość choć trochę tak, jak widzi ją Bóg.
Co stanie się z naszym powszednim życiem, gdy będziemy potrafili inaczej spojrzeć na świat, odsypać „zasypane serca”? Zmieni się i niewiele, i nieskończenie wiele – niewiele, bo codzienność pozostanie codziennością; nieskończenie wiele, bo w szarej codzienności paradoksalnie odkryjemy Bożą łaskę.
Łaska codzienności, to nie łaska „tania”, gorsza czy szara, to jedynie łaska trudniej dostrzegalna. Według znanych słów z Listu św. Pawła do Rzymian:” „gdzie wzmógł się grzech, tam jeszcze obficiej rozlała się łaska” [Rz 5,20], jeśli istnieje grzech powszedni i związana z nim powszednia łaska i to łaska silniejsza niż ten grzech, to podobnie jek istnieje codzienność istnieje także łaska codzienności przewyższająca jej szarość, nudę i monotonię i mająca moc wprowadzić w codzienność kolor i radość z odkrywania tego, co jest Bożym darem i działaniem.
Aby móc jednak tego doświadczyć trzeba się zatrzymać! W pośpiechu nie sposób tego dostrzec. Rozwiązywanie problemu z codziennością nie polega zatem na zmianie tego, co robimy, ale – jak to robimy. Mistrz Eckhart zwykł mawiać: Mądrość polega na wykonywaniu najbliższego obowiązku: wykonywaniu go z całego serca i znajdowaniu w tym radości”. Z czego się cieszyć – zapyta ktoś? Myślę, że wystarczającym powodem może być fakt, że czyniąc coś wykonujemy jakieś dobro, z którego my,lub inni będą mogli korzystać oraz to, że mogę z tego uczynić mój dar miłości dla Boga, w odpowiedzi na to, co mi ofiarował tak obficie w otaczającej mnie rzeczywistości. Moim zdaniem to jeden z najlepszych sposobów, by odpowiedzieć na apel św. Pawła Apostoła: „Przeto czy jecie, czy pijecie, czy cokolwiek innego czynicie, wszystko na chwałę Bożą czyńcie” [1 kor 10,31].
Warto zadać sobie pytanie: Czy traktuję moją codzienność, jako miejsce przychodzenia i działania Boga? A może jest tak, że uważamy iż nasze sprawy są zbyt błahe, aby Bóg miał zawracać sobie nimi głowę… Wbrew pozorom spotkałem księży, którzy nosili w sobie takie przekonanie. To bardzo błędny obraz Pana Boga, o którym sądzimy, że jest On zainteresowany wielkimi wzlotami ludzkiego ducha, nieskończonością, sprawami wiecznymi a nie przyziemnymi, doczesnymi, skończonymi…
Chrześcijaństwo zaprasza nas jednak do innego spojrzenia na sprawy codzienności. Jest taka historia związana ze znanym rabinem Menachenm Mendlem, który zapytał pewnych uczonych żydowskich: „Gdzie mieszka Bóg?” Odpowiedzieli z przekonaniem znawców: „Przecież cały świat jest pełen Boga, zatem nie sposób wskazać jednego miejsca.” On jednak kwitując ich odpowiedź uśmiechem odrzekł: „Bóg mieszka wszędzie tam. gdzie się go wpuści”…
Jeśli zatem zechcemy wpuścić Boga do swojej codzienności, to możemy doświadczyć prawdy o tym, że nasz codzienność może monotonna, zwyczajna a może nawet nielubiana jest miejscem działania Boga i wylewania na nas Jego łaski.
Jednym z wielu problemów współczesnego człowieka, ale także i współczesnego chrześcijanina jest to, że ucieka on od swojej codzienności. Jest to jednak także ucieczka od naszego człowieczeństwa, które przecież nierozłącznie jest związane z naszą powszedniością, powtarzalnością, może rutyną. Tymczasem Pan Bóg zaprasza nas do zanurzenia się w codzienność, aby tam móc doświadczyć Jego działania. Chrystus zaprasza nas, abyśmy byli jego świadkami nie kiedyś, nie w sferze marzeń, ale teraz, dzisiaj, w naszej zwykłej codzienności. To jest duchowe wyzwanie, które przed nami stawia.
Karl Rahner, niemiecki jezuita, jeden z najwybitniejszych teologów XX wieku pisał, że: „Bóg kieruje nami za pomocą powszedniego dnia z niezwykłą celnością”, dlatego wiele miejsca w swojej teologii poświęcił tzw. teologii codzienności. Znane jest słynne stwierdzenie tego teologa: „Chrześcijanin przyszłości albo będzie mistykiem, albo w ogóle go nie będzie”. Nie chodzi tutaj jednak o nieustanne oddawanie się medytacji czy kontemplacji. Mistycyzm w ujęciu Rahnera polega na umiejętności dostrzeżenia wymiaru głębi, duchowej tajemnicy, będącej fundamentalnym składnikiem każdego istnienia właśnie we wszystkim, co jest nam dane każdego dnia. To świadomość tego, że każda, nawet najmniejsza chwila zakorzeniona jest w misterium miłości Boga, z którego wszyscy czerpiemy.
Idąc tym tropem Rahner mówi o mistycyzmie spraw powszednich, o mistyce najbardziej szarych dni. Twierdził nawet, że ten trudny do określenia „mistycyzm” życia codziennego „będzie uznany za istotę chrześcijaństwa”. Nauczał, że istnieje specyficzna łaska codzienności – Boży dar zawarty w najzwyklejszych wydarzeniach szarego życia, uchwytny pomimo ich zwyczajności. Uświadomienie sobie tej prawdy może okazać się prawdziwą rewolucją w przeżywaniu naszego chrześcijaństwa. Rewolucja ta polega na odkryciu, że codzienność – pozornie powierzchowna, często „świecka” i „światowa”, mająca niewiele wspólnego z Bogiem czy wręcz niejednokrotnie wręcz oddzielająca od Niego – zawiera wymiar głębi, gdyż tak naprawdę wypełniona jest Bogiem a skoro tak to i Jego łaską. Jeśli chrześcijanin uświadomi sobie tę prawdę, to nie będzie już musiał uciekać się do jakichś wyszukanych praktyk, lecz dostrzeże, że swoją wiarę może przezywać pośrodku codzienności a modlitwą uczynić każdy zwyczajny gest czy wybór. W tym ujęciu codzienność jawi się jako miejsce spotkania z Bogiem, jako szansa doświadczenia działania Ducha Świętego i Jego łaski. Bóg będzie wówczas przeżywany jako ktoś bliski, zgodnie z tym, co pisze św. Paweł: „W rzeczywistości jest On niedaleko od każdego z nas. Bo w Nim żyjemy, poruszamy się i jesteśmy” [Dz 17, 27-28]. To spotkanie Boga w codzienności nie musi być wcale takie trudne jak się wydaje. Dla człowieka wiary wszystko bowiem może stać się wydarzeniem łask.
Żyjąc wiarą, nie trzeba już zatem uciekać od spraw doczesnych – jaki kiedyś było w zwyczaju. Dzisiaj potrzebna jest wiara – jak mówił Rahner – miłująca ziemię”. Świat nie jest przeszkodą dla człowieka wierzącego. Jest on bowiem stworzony i zbawiony przez Boga. Zwłaszcza chrześcijanin powinien mieć zatem przyjazny stosunek do świata. Przecież nawet nasz Bóg nie uciekał od świata, ale stał się człowiekiem ze wszystkimi tego konsekwencjami. Chrześcijanin, który siłą rzeczy jest zanurzony w sprawach powszednich jest jednak także powołany, aby na wzór Chrystusa przekraczać poczucie własnej skończoności. Prawdziwe chrześcijaństwo nie jest zatem dodatkowym uzupełnieniem ludzkiego życia o tak zwany wymiar religijny, lecz przenika wszystkie jego wymiary. Dla chrześcijanina nie ma już „porządku świeckiego i świętego, życia codziennego i niedzielnego obrządku. Całe życie jest otwarte na sacrum”. Całe życie chrześcijanina staje się zatem darem i ołtarzem i na tym polega nasz udział w powszechnym kapłaństwie. Nie znaczy to bynajmniej, że wszystko w naszym życiu jest sakralne, ale znaczy to, że wszystko może być uświęcane, ponieważ dla człowieka wiary, żyjącego w przestrzeni oddziaływania Boga nie ma obszarów zasadniczo świeckich. W jakimś sensie o tej pełnej wiary intuicji naszych przodków przypominają nam kapliczki czy krzyże stawiane na polach, przy drogach, na ulicach, modlitwa przed posiłkiem, czynienie znaku krzyża na chlebie, przed jego pokrojeniem. Jak wiele z tych gestów ludowej pobożności wyrugowaliśmy z naszego życia? Warto zapytać, czy ich skutkiem nie jest mniejsza świadomość życia w obecności Boga!?
Poszukiwanie Boga w codzienności musi w konsekwencji prowadzić do jej przemiany. Nie chodzi jednak o zmianę rzeczywistości, gdyż codzienność pozostanie zasadniczo taka sama, zmienia się jednak nasze spojrzenie na nią. Codzienność i sposób jej przeżywania możemy rozumieć bowiem jako swego rodzaju test wiary, sprawdzian jej głębi i autentyczności. Chociaż Bóg nie przychodzi z zewnątrz do naszej codzienności, by ją przemieniać, lecz jest w niej już od początku obecny – to jednak na co dzień jesteśmy zazwyczaj nie czuli na tę milczącą obecność. Jak pisał Rahner: „zagłuszamy głos dobiegający z najgłębszych pokładów naszego człowieczeństwa, bo mamy serca zasypane przez gruz spowszednienia, sceptycyzmu, zgorzkniałości i rozpaczy – jesteśmy wówczas uwięzieni w skończoności, w przemijaniu, w rozczarowaniach, w nędzy, w beznadziejnych wysiłkach”.
„Mistyka codzienności jest łaską, w całej pełni łaską” – pisał Rahner. Pierwszym krokiem ku otwarciu zasypanego serca jest dostrzeżenie własnej niewystarczalności i słabości oraz wyznanie w modlitwie: „Wierzę, Panie, zaradź memu niedowiarstwu” [Mk 9,24]. Sprawą kluczową jest tu odpowiednie podejście do życia – z wiarą. Taka postawa nie sprawia, że w jakiś istotny sposób zmienia się zewnętrzna rzeczywistość, sprawia natomiast, że zmienia się sposób patrzenia na rzeczywistość, zmienia się jej interpretacja – człowiek dostrzega jej głębszy wymiar. Chrześcijanie nie widzą przecież świata odmiennego niż ten, który dostrzegają inni ludzie. Widzą ten sam świat, lecz patrzą nań (a przynajmniej powinni patrzeć) inaczej tj. w perspektywie wiary i odkupieńczego działa Chrystusa. A to oznacza, że chrześcijanin jest tym, który patrząc głębiej, widzi ukrytą w rzeczywistości tajemnicę działającego tu i teraz Boga, dlatego patrzy z nadzieją, która pozwala mu spoglądać dalej, poza horyzont i z miłością, która pozwala mu sięgać głębiej nie zatrzymując się jedynie na tym, co powierzchowne. Patrzeć po chrześcijańsku to dostrzegać, że – jak pisał bł. Jan Paweł II w liście apostolskim „tertio millennio adveniente” – „w codziennym ludzkim doświadczeniu kiełkują już ziarna ostatecznego zbawienia, które nastąpi na końcu czasów”.
Kardynał Leo Suenens napisał modlitwę poranną, która jest przejawem takiego sposobu myślenia: ” Pragnę spoglądać na świat oczyma przepełnionymi miłością; patrzeć ponad to, co jest tylko pozorem; widzieć Twoje dzieci tak, jak Ty sam je widzisz i dostrzegać w nich to, co dobre… – są to słowa, które są doskonałym wprowadzeniem w codzienne obowiązki, pozwalające nam może nieco inaczej spojrzeć na to, co jawić się może jako szare i monotonne i są jednocześnie prośbą o łaskę, abyśmy potrzfili zobaczyć rzeczywistość choć trochę tak, jak widzi ją Bóg.
Co stanie się z naszym powszednim życiem, gdy będziemy potrafili inaczej spojrzeć na świat, odsypać „zasypane serca”? Zmieni się i niewiele, i nieskończenie wiele – niewiele, bo codzienność pozostanie codziennością; nieskończenie wiele, bo w szarej codzienności paradoksalnie odkryjemy Bożą łaskę.
Łaska codzienności, to nie łaska „tania”, gorsza czy szara, to jedynie łaska trudniej dostrzegalna. Według znanych słów z Listu św. Pawła do Rzymian:” „gdzie wzmógł się grzech, tam jeszcze obficiej rozlała się łaska” [Rz 5,20], jeśli istnieje grzech powszedni i związana z nim powszednia łaska i to łaska silniejsza niż ten grzech, to podobnie jek istnieje codzienność istnieje także łaska codzienności przewyższająca jej szarość, nudę i monotonię i mająca moc wprowadzić w codzienność kolor i radość z odkrywania tego, co jest Bożym darem i działaniem.
Aby móc jednak tego doświadczyć trzeba się zatrzymać! W pośpiechu nie sposób tego dostrzec. Rozwiązywanie problemu z codziennością nie polega zatem na zmianie tego, co robimy, ale – jak to robimy. Mistrz Eckhart zwykł mawiać: Mądrość polega na wykonywaniu najbliższego obowiązku: wykonywaniu go z całego serca i znajdowaniu w tym radości”. Z czego się cieszyć – zapyta ktoś? Myślę, że wystarczającym powodem może być fakt, że czyniąc coś wykonujemy jakieś dobro, z którego my,lub inni będą mogli korzystać oraz to, że mogę z tego uczynić mój dar miłości dla Boga, w odpowiedzi na to, co mi ofiarował tak obficie w otaczającej mnie rzeczywistości. Moim zdaniem to jeden z najlepszych sposobów, by odpowiedzieć na apel św. Pawła Apostoła: „Przeto czy jecie, czy pijecie, czy cokolwiek innego czynicie, wszystko na chwałę Bożą czyńcie” [1 kor 10,31].
Komentarze
Prześlij komentarz