Życie mierzone rocznicami

Najczęściej mierzymy nasze życie upływającymi rocznicami. Pytamy ciągle: Ile masz lat, która to już rocznica od… Ja mierzę swoje życie także rocznicami innych, tych, którzy wywarli jakiś wpływ na moje życie. Dzisiaj przezywamy kolejną rocznicę śmierci Thomasa Mertona. Dzisiaj kiedy modliłem się w kościele Godziną Czytań, myślałem o tym, jak inne byłoby moje życie i życie wielu innych ludzi, gdyby Thomas Merton nigdy się nie narodził. Szukając wczoraj jakiejś książki Mertona, po którą tradycyjnie mógłbym sięgnąć w ostatnim tygodniu Adwentu natrafiłem na piękną modlitwę ojca Ludwika, którą zamieścił w Myślach w samotności:

„Mój Panie, nie mam pojęcia, dokąd idę. Nie widzę drogi przed sobą. Nie wiem na pewno, gdzie się kończy. Nie znam też naprawdę siebie samego i to, że sądzę, iż spełniam Twoją wolę, nie znaczy wcale, że naprawdę to robię”.

Jednak dalej dodaje;

„Jednakże wierzę, że już samo pragnienie czynienia tego, co Tobie miłe, już Cię w istocie zadowala. Mam również nadzieję, że to pragnienie obecne jest we wszystkim, co robię. Ufam, że nigdy nie będę robił niczego bez tego pragnienia. I wiem, że jeśli tak będzie, poprowadzisz mnie po właściwej ścieżce, chociaż mogę o tym nic nie wiedzieć. A zatem będę Ci zawsze ufał, chociaż czasem wydaje mi się, że jestem zgubiony i pozostaję w cieniu śmierci. Pozbędę się lęku, bo Ty zawsze będziesz ze mną i nigdy nie zostawisz mnie, bym sam stawiał czoło niebezpieczeństwom”.

Modlitwa dająca otuchę.

Jesteśmy w naszej istocie wezwani do nieznanego: „Ani oko nie widziało, ani ucho nie słyszało, ani serce człowieka nie zdołało pojąć, jak wielkie rzeczy przygotował Bóg tym, którzy Go miłują” (l Kor 2, 9). Tak więc nie powinniśmy być zdziwieni, jeśli znajdziemy się „w ciemności”. Czy na pewno jesteśmy na właściwej ścieżce? Odpowiedź może być trudna, ale nie niemożliwa.

Zastanawiam się czasem, co Merton miałby nam do powiedzenia dzisiaj o tym, co jest najistotniejsze w naszym życiu?

Myślę, że powiedziałby nam przede wszystkim: Bądź wolny! Bądź miłością!

Gdzie można znaleźć tę wolność?

W modlitwie. Nie w bezmyślnym odklepywaniu pacierza, lecz w takiej modlitwie, która dotyka Boga u samej podstawy naszego istnienia, tam, gdzie jesteśmy z Nim jedno i gdzie stanowimy jedno z naszym prawdziwym „Ja” i ze wszystkimi innymi ludźmi. Musimy uwolnić się od samych siebie, od „Ja” fałszywego, od projekcji i obrazów, by być otwartym na rzeczywistość obecną w nas samych i w innych. Niezawodnym skutkiem prawdziwej miłości i głębokiej modlitwy będzie odpowiedni sposób życia.

Nasze wspólnoty muszą uwolnić się od prób utrzymania pewnego obrazu życia trapisty bądź kontemplatyka. Muszą być wolne po to, by stać się w możliwie najpełniejszy sposób środowiskiem podtrzymującym i ożywiającym prawdziwą kontemplację. Niech na pierwszym miejscu będzie rzeczywistość – a ta istnieje tylko w poszczególnych osobach – i niech ona decyduje o strukturach i regułach. I niech cały Kościół odnajdzie wolność. Wolność do tego, by być i by rozgłaszać miłość Jezusa Chrystusa wszystkim ludziom. Nie troszczmy się tak bardzo o strzeżenie dogmatów i o to, by różnić się od innych. Dajmy świadectwo powszechnej trosce i współogarniającej miłości Ukrzyżowanego.

Jemu chwała na wieki wieków. Amen.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Przyjść do Jezusa

Terapeutyczny wymiar medytacji

Droga do Emaus: wsłuchiwanie się w Słowo i gościnność serca