Razem choć indywidualnie

Dzisiaj z racji wyjazdu Sióstr i Braci ze Wspólnot Jerozolimskich na rekolekcje i zamknięcia kościoła, gdzie co tydzień medytujemy i jak wspomniała w przesłanym e-mailu Monika dzisiaj wyjątkowo "medytujemy wtedy w domu ;)". Zachęcam gorąco, jeśli się uda, aby spróbować pomimo fizycznego "oddzielenia" usiąść razem (w swoich domach) o tej samej porze, co zwykle, czyli o godz. 19.30 na półgodzinną medytację. Ta "wspólna" godzina może stanowić pewnego rodzaju wyzwanie, ale może okazać się bardzo jednoczącym doświadczeniem. Pisząc te słowa chcę się odwołać do pewnego doświadczenia, jakie stało się moim udziałem w okresie studiów w Krakowie, gdzie stworzyliśmy wraz z kilkorgiem innych studentów grupę medytacyjną, która odwoływała się do nauki medytacji zaproponowanej przez znanego niemieckiego jezuitę o. Johannesa B. Lotza. Umówiliśmy się, że poza cotygodniowymi spotkaniami, gdy medytowaliśmy razem w jednym z krakowskich mieszkań, będziemy starali się siadać do osobistej medytacji każdego dnia o jednej porze (wtedy była to godz. 20.30). Oczywiście nie zawsze wszystkim się to udawało, ale doświadczenie to pokazało, jak ważną w praktyce medytacji może być świadomość, że pomimo fizycznego oddzielenia medytujemy jednak wspólnie. Ta duchowa łączność w doświadczeniu medytacji dla mnie ma od zawsze odgrywa istotną rolę.  Pokazuje ona, że bardzo głęboko można przeżywać więź ze wspólnotą medytujących także wówczas, gdy nie możemy na medytacji spotykać się razem. Oczywiście, patrząc w szerszym kontekście można śmiało zaryzykować stwierdzenie, że ze względu na wielość osób medytujących na świecie zawsze, gdy siadamy do medytacji w odosobnieniu lub bez niego włączamy się w ogromną rzeszę medytujących w tym samym czasie na rożnych krańcach świata. Wspominając jednak o tym krakowskim doświadczeniu odwołuje się do konkretnej wspólnoty osób, które właśnie z tego powodu, że są mi znane bardzo osobiście i o których wiem, że siadają do medytacji właśnie o tej samej porze, co ja tworzą zupełnie inną jakość wspólnoty a przez to inną (bliższą i bardziej osobistą) jakość doświadczenia. Mam głębokie przekonanie, że ta świadomość "wspólnego" medytowania o jednej porze daje ogromną sile i motywacje do tej modlitwy zwłaszcza w chwilach kryzysów, czy innych trudności, które mogłyby zagrozić systematyczności naszej praktyki.

Odwołuję się tutaj do tego, co napisałem w innym miejscu w moim osobistym świadectwie o medytacji:

" Choć praktyka medytacji prowadzi nas ku pogłębieniu naszej relacji z Bogiem prostą drogą, to nie znaczy, że jest to droga łatwa. Właśnie dlatego tak ważna jest obecność grupy, która wspiera osobistą praktykę, mobilizuje do niej i staje się miejscem dzielenia się duchowym doświadczeniem, co ważne jest zwłaszcza wówczas, gdy pojawiają się trudności czy kryzysy na drodze duchowej. A te przecież zawsze kiedyś przyjdą. Wspólnotę osób medytujących trzeba rozumieć nie tylko w sensie fizycznym – możemy się spotkać, razem modlić i dzielić doświadczeniem, ale w również w wymiarze duchowym – jestem we wspólnocie i jestem z nią zjednoczony duchowo także wówczas, kiedy medytuję sam w swoim domu. Świadomość, że kiedy siadamy do medytacji nigdy nie jesteśmy sami, jest bardzo ważna. Medytacja uczy odkrywania istotnego transcendentnego wymiaru tej praktyki. Uczy, że kiedykolwiek i gdziekolwiek medytuję, to zawsze jestem we wspólnocie. Jest to wspólnota modlitwy, wspólnota praktyki, a przede wszystkim wspólnota miłości jednoczona mocą samego Boga, w którym żyjemy, poruszamy się i jesteśmy i w łączność z którym zanurza nas doświadczenie medytacji."

Ufam zatem, że pomimo dzisiejszej nieobecności na Łazienkowskiej uda nam się jednak "spotkać" razem na medytacji

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Przyjść do Jezusa

Terapeutyczny wymiar medytacji

Droga do Emaus: wsłuchiwanie się w Słowo i gościnność serca