Sens ofiarowania

Prawo Mojżeszowe nakazywało, aby czterdzieści dni po narodzinach pierwszego syna rodzice udali się do świątyni, w celu ofiarowania go Panu.

Tak też postąpili Józef i Maryja. Ofiarowanie pierworodnego dziecka Panu nawiązywało do ocalenia pierworodnych synów Izraelitów w Egipcie. Ewangelie przykładają do tego wydarzenia wielką wagę, ponieważ łączyło się ono z ważnym objawieniem dotyczącym osoby Chrystusa, jakie dokonało się za sprawą świadectwa Symeona, który nazywa to maleńkie dziecko : światłością ludzi, chwałą Izraela i znakiem sprzeciwu.

Dzisiejsze święto domaga się od nas zatrzymania się nad kilkoma aspektami, jakie ono ze sobą przynosi. Pierwszym jest bez wątpienia gest ofiarowania.  Ofiarowanie dziecka, czy dzieci Bogu, jakie dokonuje się za każdym razem, gdy przeżywamy chrzest jest zawsze początkiem drogi podczas której owo zawierzenie dziecka Bogu przez rodziców ma pomagać mu wzrastać w mądrości i łasce, a więc nie tylko intelektualnie, ale i duchowo. Zapytajmy co znaczy ten gest ofiarowania dziecka Bogu? Przede wszystkim świadomość, że dziecko jest najpierw darem Boga, a potem dopiero jego rodziców, mamy i taty. To ważna uwaga, zwłaszcza w naszych czasach, kiedy na dziecko patrzy się bardzo egoistycznie jak na kogoś, do kogo mają prawo tylko rodzice. Nie zapominajmy jako ludzie wierzący, że prokreacja oznacza współpracę z Bogiem, który jest jedynym źródłem życia.

Warto jednak pamiętać o tym, że nie wystarczy tylko raz jeden ofiarować Bogu własnego dziecka na początku życia. Trzeba je wychowywać w wierze a więc w jakimś sensie nieustannie zawierzać. Rodzice są pierwszymi świadkami wiary i dobrze, jeśli posiadają tę świadomość i starają się dziecku w sposób prosty i jasny tłumaczyć prawdy wiary a zwłaszcza, gdy potrafią jej wartość pokazać dziecku własnym życiem. W całokształcie rozwoju człowieka od najmłodszych lat ta sfera życia duchowego, jest potrzebna, wręcz konieczna, bo bez niej łatwo się zagubić w świecie, czego przykładów nie trzeba daleko szukać!
W święto Ofiarowania Pańskiego przynosimy do kościoła świece – gromnice, które potem zanosimy do naszych domów. To nawiązanie do świadectwa Symeona, że Chrystus jest światłością świata. Ta świeca niesie także bardzo ważne przesłanie dla nas.
Dla chrześcijanina tym światłem jest przede wszystkim wiara, którą wraz z chrztem otrzymuje w zalążku. Później jednak  zapalają się na drodze naszego życia inne światła  - mam tu na myśli wartości, które niejednokrotnie mogą rodzić w duszy człowieka pewne zamieszanie. Dlatego dzisiaj wpatrując się w płomień tej świecy warto zadać sobie pytanie: Czy moja wiara jest jak światło – oświecające drogę mnie samemu, ale także i innym przez dar mojego świadectwa wiary i czy przypadkiem przez lata fakt, że postawiłem w życiu na inne wartości nie sprawił, że ta wiara zbladła i osłabła i nie płonie już tak wyrazistym płomieniem jak dawniej?

I jeszcze jedna bardzo ważna myśl, nad którą warto się zatrzymać w dniu Ofiarowania Pańskiego. Ten dzień bł. Jan Paweł II uczynił dniem życia konsekrowanego. Dniem, kiedy szczególnie wspominamy osoby konsekrowane, czyli te, które swoje życie poświęciły bez reszty Bogu. Czy potrafimy doceniać tych, spośród nich, których Pan Bóg postawił na naszej drodze? Nie stawiam tego pytania dlatego, że sam jestem osobą konsekrowaną, ale dlatego, że wiem ile takim osobom sam zawdzięczam. Nie było by mojego życia wiary, nie byłoby mojego powołania a następnie kapłaństwa, gdyby nie świadectwo tych właśnie osób. I nie mam na myśli tylko niezwykłych kapłanów, których Bóg postawił na drodze mojego życia, jako świadków wiary, ale także tych, których na co dzień nie widać, którzy zamknięci na całe życie za klauzurą klasztorów kontemplacyjnych modlą się za nas. Ja sam czuję na każdym kroku moc tej modlitwy, choć tak naprawdę o tym, jak wiele takim czasem bezimiennym ludziom modlitwy zawdzięczamy przekonamy się dopiero po tamtej stronie życia.

Dzisiaj sięgając do nieco osobistego wymiaru mojego życia chcę powiedzieć Wam, Drodzy moi, jak bardzo tej Waszej modlitwy nam kapłanom, czy też osobom zakonnym potrzeba. Dzisiaj słyszy się wiele słów krytyki pod adresem kapłanów i może nierzadko słusznej, bo przecież winniśmy być tymi, którzy świecą przykładem. Ale osoby konsekrowane, to przecież nikt inny, jak jedni z nas. Wśród nas się wychowują, wśród nas wzrastają, z naszego zachowania czerpią wzorce, więc jeśli chcemy spotykać na swojej drodze świętych ludzi, którym w Kościele przypada szczególna rola całkowitego oddani się na służbę Chrystusowi i ludziom, to módlmy się za nich!

Dlatego na końcu tego rozważania pragnę podziękować w imieniu własnym oraz innych kapłanów i osób zakonnych za Waszą modlitwę. Doświadczamy nieustannie płynącej z niej mocy, ale pozwolę sobie także z wielką pokorą prosić za błogosławionym Janem Pawłem II byście w tej modlitwie – tak bardzo nam potrzebnej – nigdy nie ustawali, tak za naszego życia jak i po śmierci. Ja zaś ze swojej strony mogę zapewnić, że wszystkich Was bez wyjątku -  i tych znanych i tych nieznanych, z którymi dane jest mi się spotkać jedynie za pośrednictwem tego bloga - noszę w sercu i zawierzam Chrystusowi w każdej sprawowanej przeze mnie Eucharystii.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Przyjść do Jezusa

Terapeutyczny wymiar medytacji

Droga do Emaus: wsłuchiwanie się w Słowo i gościnność serca