Kwadrans dla Jezusa

Minęła Wigilia, wieczór rodzinnych spotkań, łamania się kruchym opłatkiem. Pasterka ze śpiewami pięknych kolęd. Minęły Święta pachnące choinką i radość prezentów – znaków pamięci i życzliwości. Jak przeczytałem na jednym z portali internetowych: „I Jezus miał w końcu swoje 5 minut!” Położony w ubogim żłóbku w parafialnej szopce, wśród figur pasterzy, owieczek, aby zainteresować przychodzących, by zaprosić do zatrzymania się i refleksji. Czy przebił się przez komercję atmosfery świąt tworzonej w supermarketach od dwóch miesięcy? Może…

Każdy z nas musi sam odpowiedzieć sobie na pytanie czy znalazł czas aby klęknąć, wzruszyć się, zapłakać i ot tak zwyczajnie, po prostu – być przy Nowonarodzonym. Byłeś?

A zaraz potem wspomnienie męczeństwa św. Szczepana, jakby nie pasująca do atmosfery radosnych świąt, ale potrzebna, bo przypominająca, że chrześcijaństwo to dawanie świadectwa.

Dziś już trzeci dzień w oktawie Narodzenia Pańskiego i święto najmłodszego z Apostołów – św. Jana Apostoła, Ewangelisty, który w dzisiejszym czytaniu jasno przekazuje: To wam oznajmiamy, co było od początku, cośmy usłyszeli o Słowie życia, co ujrzeliśmy własnymi oczami, na co patrzyliśmy i czego dotykały nasze ręce… (zob. 1 J 1,1-4)

Gdy czytamy Ewangelię i Listy św. Jana zaskakuje nas jasność i prostota przekazu. Byłem. Widziałem. Doświadczyłem. Przekazuję. Jan, syn Zebedeusza, początkowo był uczniem Jana Chrzciciela, a potem, razem z Andrzejem – poszedł za Jezusem. Co czuł, kiedy spotkał Jezusa? Co czuł, kiedy tam nad Jordanem, został powołany by stać się uczniem Jezusa? Co czuł, kiedy przez lata nauki obserwował Mistrza z Nazaretu? Co czuł, gdy później wszystko to z kronikarską dokładnością uzupełniał, co nie zostało zapisane u Marka, Mateusza, czy Łukasza. Czuł się wyjątkowy? Wyróżniony? Czy tak po prostu – potrzebny? Moglibyśmy snuć domysły i pewnie różne padałyby odpowiedzi, ale może warto dziś zadać sobie pytanie: co ja czuję, kiedy spotykam Jezusa w Eucharystii w modlitwie lub też Tego z ostatnich dni – z małymi rączkami i nóżkami – bezbronne i wymagające opieki Dziecię złożone w żłobie. Bo taki właśnie jest Bóg – wszechmogący i bezbronny zarazem. Możesz z Nim zrobić co zechcesz, przyjąć, pokochać, dać innym – albo odrzucić, ośmieszyć, zapomnieć...

Może warto dać mu przynajmniej te 5 minut z naszej codzienności. Może kwadrans, jeśli tak dyktuje Ci serce.  15 minut, kiedy nic nie będzie dla Ciebie ważne poza Nim, tak aby naprawdę można było Go spotkać, jak Apostoł Jan – spotkać się, posłuchać co ma Tobie do powiedzenia, czego pragnie. A może stanie się sensem Twojego życia, tak jak stał się sensem życia św. Jana Apostoła, tak byś mógł powiedzieć tak jak on nie z teorii, lecz z własnego doświadczenia – Bóg jest Miłością.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Czujność to dynamiczne, wzajemne oddziaływanie serca i zmysłów

Przyjść do Jezusa

Terapeutyczny wymiar medytacji