Krótka medytacja nad życiem, jego sensem i przemijaniem

Dzień Zaduszny. Dzień, w którym odwiedzamy groby naszych bliskich zmarłych, podejmujemy za nich modlitwę, której po tamtej stronie życia mogą potrzebować jest też dniem, który ze względu na jego wymowę skłania nas często do refleksji nad naszym własnym życiem, nad jego sensem w perspektywie jego przemijalności, ale i tego, co czeka nas po śmierci a raczej tego, czego my oczekujemy z nadzieją.

Jak żyć? To pytanie, które każdy dojrzały człowiek powinien sobie zadawać. Oczywiście najprostszą odpowiedzią jest ta udzielona przez jednego z wielkich współczesnych uczonych: "Tak, aby życie miało sens, abyśmy nie musieli się go wstydzić." Życie mamy jedno i warto by je tak rozegrać, aby nie przegrać w tej grze. Oczywiście dla nas, chrześcijan ostatecznym zwycięzcą jest Chrystus: "Ufajcie, jam zwyciężył świat." Dobrze byłoby jednak, gdybyśmy Mu w tej walce nie przeszkadzali, bo wróg jest inteligentny a stawka wysoka...

Zatem pytanie jak żyć, aby nie przegrać życia wprowadza nas w sam środek zagadnienie jego sensu. Jeśli bowiem dzisiaj ktoś nie potrafi odnaleźć sensu swojego życia (a śmiem twierdzić, że dzieje się tak nie rzadko) z całą pewnością ryzykuje, że rozegra je niewłaściwie o ile nie przegra go w ogóle.

Pytanie o sens swojego życia, jak mówi jeden z filozofów jest wielowarstwowe. W wymiarze bardziej powierzchownym, choć nie znaczy, że mniej ważnym sensem życia jest to, co człowiek za ów sens sobie obierze.

Jedni będą poświęcali życie dla swoich najbliższych i to będzie sensem ich życia. Jeszcze inni poświęcą się nauce czy pisarstwu i temu podporządkują swoje życie. Ktoś inny będzie upatrywał sensu swojego życia w pracy charytatywnej, ale będą tacy, którzy nie obiorą żadnego konkretnego celu swojego życia, będą żyli z dnia na dzień, jak to powiedziała mi jedna dziewczyna "ja niczego nie planuję, poddaję się nastrojom chwili." Można i tak... Wszak człowiek jest wolny.

Jednak w głębszej warstwie, gdy pytamy o sens życia chcemy sięgnąć jego głębszego znaczenia, które istnieje niezależnie od nas bez względu czy się z tym zgadzamy, czy nie. Chodzi o ten sens, którego nie można sobie wymyślić, lecz który możemy jedynie odkryć. Często będzie to oznaczało nie tylko jednorazowe odkrycie, ale odkrywanie tego sensu ciągle na nowo. Mowa tutaj oczywiście o tym wymiarze, jaki zaplanował dla nas Bóg. Można je określić mianem powołania. Spoglądając na tę kwestię oczyma wiary mamy świadomość, że zostaliśmy powołani do życia przez stwórczy akt Boga. Bóg stwarzając ma pewien zamysł, który pragnie urzeczywistnić. I ów Boży plan jest najgłębszym sensem istnienia stworzeń. Dotyczy to także człowieka i jego życia. Oczywiście dla nas zamysły Boga są niezgłębione, nie znaczy to jednak, że nie możemy ich poznać na tyle, na ile jest to konieczne do tego, aby odpowiedzieć na Boże wezwanie do współpracy z Nim w realizowaniu Jego zamysłów. 

Przekonanie o istnieniu Bożego zamysłu wobec stworzenia uświadamia nam, że istnieje obiektywny sens życia, niezależny od tego czy chcemy go uznać, czy nie. Spoglądając z tej perspektywy nie jest bez znaczenia to, czy obierając swój własny sens i cel życia uwzględniamy w tych wyborach cel i sens ostateczny, którego sami nie ustanowiliśmy, ale w którym chcąc nie chcąc uczestniczymy.

Oczywiście, każdy może się w  życiu pogubić… Umysł ogarniają wtedy niewłaściwe myśli, które totalnie absorbują i sprowadzają na manowce. Serce wypełniają uczucia, które sprawiają, że złudne wyobrażenia przysłaniają rzeczywistość, również tę Bożą. Zło ma bardzo  wielką siłę zniewalającego rażenia. Gdy dodatkowo występuje kusicielskie działanie szatana, grzeszne zachowanie zaczyna przyciągać swą ofiarę jak magnes drobne opiłki żelaza. Gdy człowiek ulegnie temu zniewalającemu oddziaływaniu, następuje zejście z dobrej drogi i wejście na „ścieżkę” lub „autostradę” zła. Warto prosić Boga, aby chronił przed taką postawą, zwłaszcza, że zawsze znajdzie się wiele takich osób, które chętnie wykorzystają nasze życiowe błędy. Na szczęście Bóg jest zawsze po stronie człowieka.

Bóg walczy o człowieka aż do samego końca. Nieraz sytuacja wydawać się może po ludzku beznadziejna. Wszelkie działania i modlitwy wydają się nie przynosić widzialnego skutku. Ale to nie oznacza, że klamka definitywnie zapadła. Tylko szatan i jego naśladowcy lubują się w ferowaniu wyroków w rodzaju: „już nic z niego/niej nie będzie”. Jezus i święci do końca wierzą, że nawet największy złoczyńca ostatecznie nawróci się i przyjmie dar zbawienia a najbardziej zagubiony w życiu odnajdzie jego właściwy sens. Nigdy nikogo nie można przekreślać. Nawet jeśli już nie mamy pomysłu, jak  pomóc, zawsze możemy trwać w postawie ufnej wiary. To bardzo ważna postawa. Nasza wiara staje się bowiem kanałem łaski, która dopływa nie tylko do nas, ale też do innych osób, na drogach których Bóg nas stawia, jako świadków wiary i swoje narzędzia, które mają pomagać w realizowaniu Jego zamysłów. Dotyczy to zarówno żyjących, jak i tych, którzy poprzedzili nas w pielgrzymce wiary. Nigdy nie lekceważmy tej roli! Przypomina nam o tym liturgia każdej Eucharystii, gdy prosimy: "Panie nie zważaj na nasze grzechy, lecz na wiarę swojego Kościoła..." To właśnie ta wiara może być ratunkiem, gdy wydaje się, że nie ma już innej nadziei i warto się do niej odwoływać.

Życie mamy jedno. Zatem odpowiedź na pytanie o to, jak je mądrze rozegrać skłania nas do odkrycia go w perspektywie Bożego zamysłu wobec nas. I nie chodzi tutaj o próbę odczytywania go poprzez nasze filozofowanie,  gdyż jak wspomniano ludzki rozum jest zbyt mały, aby ogarnąć nieskończoność Boga, chodzi raczej o to, abyśmy nieustannie wsłuchując się w Boże Słowo, które nam ów zamysł objawia uczyli się posłuszeństwa jemu dzień po dniu, aż do końca.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Przyjść do Jezusa

Terapeutyczny wymiar medytacji

Droga do Emaus: wsłuchiwanie się w Słowo i gościnność serca