Największa miłość domaga się największej miłości

Na pierwszy rzut oka zdania dzisiejszej Ewangelii mogą nam sprawić trochę kłopotów. Z jednej strony wiemy przecież, że Ewangelia jest wezwaniem do życia w duchu miłości Boga i człowieka. Tymczasem Chrystus mówi: „Jeśli ktoś przychodzi do Mnie, a nie ma w nienawiści swego ojca i matki, żony i dzieci, braci i sióstr, nadto i siebie samego, nie może być moim uczniem.”. Jak zrozumieć to wezwanie Jezusa jakby nieprzystające do reszty Jego przesłania? Otóż język biblii jest często językiem pewnej przesady, radykalizmu, w którym nie ma miejsca na kompromis. Zwłaszcza ma to miejsce w odniesieniu do tego, jak traktować mamy Pana Boga w naszym życiu. I Pan Jezus wypowiada się dzisiaj właśnie w tym duchu. Tym przesadnym stwierdzeniem chce podkreślić mocno, że w życiu człowieka prawdziwie wierzącego nic i nikt nie może przesłonić Boga i Jego miłości. Pierwszeństwo Boga, jakiego domaga się już Stary Testament jest absolutne! Puentą tego wezwania jest ostatni werset dzisiejszej perykopy ewangelicznej: „Tak więc nikt z was, jeśli nie wyrzeka się wszystkiego, co posiada, nie może być moim uczniem”. [Łk. 14,33]

I można powiedzieć, że to nie jest jakieś wydumane przesłanie. Chrystus dobrze zna człowieka i dlatego podkreśla, że dla człowieka wierzącego miłość do Boga musi stać się pierwszoplanowa i nic tej miłości nie może przysłonić. Znane nam jest słynne powiedzenie św. Augustyna, które jest pięknym wyjaśnieniem tego Chrystusowego żądania: „Jeżeli Bóg w życiu jest na pierwszym miejscu, wszystko znajdzie się na właściwym”. Jeśli zaś nie będziemy potrafili zawalczyć o pierwsze miejsce dla Boga w naszym sercu i w naszym życiu to… konsekwencje można łatwo przewidzieć. Zresztą niejednokrotnie nasze osobiste doświadczenia nam je pokazuje… Chrystus swoimi słowami uświadamia nam, że nie ma innej interpretacji przykazania miłości, które mówi: „Będziesz miłował Boga CAŁYM sercem…”, a nie jakąś cząstką serca. Bóg miłując nas pełnią miłości oczekuje od nas, że odpowiemy na tę miłość także pełnią naszej miłości. „Głębia przyzywa głębię” – powie psalmista. Największa miłość czeka na największą miłość.

Również wezwanie do niesienia swojego krzyża, które Chrystus przywołuje dalej jest tego potwierdzeniem. Chrystus swoim uczniom stawia poprzeczkę rzeczywiście wysoko. Dźwiganie swojego krzyża, które także łączy się z pewnego rodzaju wyrzeczeniem oznacza zgodę na to, że wierność Jezusowi wiąże się z rezygnacją z wielu pozornie ważnych dla nas spraw, co więcej, że będzie nas kosztować a nawet boleć. Zwłaszcza w roku miłosierdzia może ktoś wyrazić wątpliwość, że Bóg nie może wymagać aż tyle od słabego człowieka. Tego typu wątpliwości odbierają jednak sól Ewangelii. Prawdziwa miłość, miłość, która nas ma wychowywać i kształtować na naśladowców Chrystusa musi być wymagająca. Bóg jest często w Starym Testamencie nazywany Bogiem zazdrosnym. To pozostaje aktualne.

Jakość naszej miłości pokazuje jakość naszego zaangażowania w budowanie królestwa Bożego. Jest też fundamentem jakości innych sfer naszego życia. Między innymi modlitwy.

To budowanie Bożego królestwa posiada dwa wymiar pozytywny: tworzenie i rozszerzanie dobra oraz negatywny: walka m. in. zmaganie ze złem, z grzechem. I w pierwszym, i w drugim przypadku konieczne są determinacja, zaangażowanie, ale i mądrość. Uświadamia nam ona m. in., że bez pomocy łaski, bez modlitwy, bez mocy szukanej w sakramentach przegramy tę walkę. Dlatego właśnie niezbędne jest pełne zaufanie Bogu. Liczenie bardziej na Niego niż na rodzinę, majątek, znajomości czy własne siły, które zazwyczaj stanowią bardzo ograniczone możliwości. Bez uwzględnienia w swoich planach Boga i Jego planów oraz sposobów działania, nasze plany szybko okażą się niewystarczalne. Tylko z Nim rzeczy niemożliwe stają się możliwe.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Czujność to dynamiczne, wzajemne oddziaływanie serca i zmysłów

Przyjść do Jezusa

Terapeutyczny wymiar medytacji