Przymnóż nam wiary
„Przymnóż nam wiary” – to wbrew pozorom prośba wymagająca wielkiej pokory… Chrystus w odpowiedzi uświadamia uczniom – a więc i nam – jak wielką moc otrzymuje człowiek do swej dyspozycji w łasce wiary. Oczywiście, siła ta w żadnym wypadku nie może być traktowana jako magiczna różdżka – choć obawiam się, że wielu niestety ją tak traktuje – lecz jest przestrzenią życia duchowego i doświadczeniem bardzo osobistej i intymnej – bo niepowtarzalnej – relacji z Bogiem
Nie mam wątpliwości, że chrześcijanin na pytanie o to, co w jego życiu jest najważniejsze powinien bez wahania odpowiedzieć, że: właśnie WIARA. To dzięki niej możemy przebyć dystans nieporównanie większy i bardziej nieprawdopodobny, niż najpiękniejsza z podróży, jaką sobie wymarzymy. Mam tutaj na myśli podróż w wieczność… Nikt inny poza Bogiem nie może nas w tę podróż zabrać, czyniąc ją jednocześnie najszczęśliwszą podrożą życia, choć nie bez trudów, które czasem trzeba po drodze znieść. Myślę, że to o tym cudzie myślał Jezus w rozmowie z uczniami, ale by się on urzeczywistnił, trzeba wiary o wiele większej niż ziarnko gorczycy. I to wiary właściwie rozumianej.
„Bez daru wiary – mówi papież Franciszek – bylibyśmy ludźmi bez szans”. Nie chodzi tu jednak o wiarę, która ma być naturalnym osiągnięciem czy zasługą człowieka, lecz darem Bożym. Spoglądając na Apostołów to znamienne, że taka wiara stała się ich udziałem dopiero po Zesłaniu Ducha Świętego.
I na takiej samej zasadzie może być naszym udziałem. Bóg daje ją każdemu, kto chce. Ale trzeba wyraźnie Bogu okazać swoją wolę przyjęcia daru wiary. Po prostu, człowiek musi zadecydować, że chce wiary, że potrzebuje Boga i Jego daru. Pierwszy impuls pochodzi zawsze od Boga i jest udziałem każdego, komu tylko przyjdzie do głowy choćby cień myśli o Bogu. Decydujące znaczenie ma wtedy nasza reakcja: jeśli odpowiemy pozytywnie, rozpocznie się proces przymnażania wiary; jeśli człowiek swoją decyzją odrzuci Boży dar, wtedy łaska wiary zmarnuje się, jak ziarno, które pada na skałę, co nie znaczy oczywiście, że Pan Bóg się odwróci od człowieka. Ponieważ nikt lepiej niż On nie wie, czym dla człowieka jest życie bez wiary i wieczność bez Boga, dlatego nigdy nie przestanie pukać do ludzkiego serca, póki to serce bije.
Rozpalić charyzmat i troszczyć się o depozyt wiary, to ważne, subtelne, lecz zarazem stanowcze wezwania św. Pawła z dzisiejszej liturgii słowa. Ta zachęta skierowana jest także do każdego z nas i oznacza konieczność troski o odpowiednią jakość wyznawanej wiary. Każdemu bowiem grozi utrata gorliwości, rutyna czy stagnacja. Wiara – pozbawiona wzrostu i rozwoju – obumiera. Często jest mi niezmiernie przykro, gdy spotykam osoby określające siebie mianem chrześcijan, którym wydaje się, że robią dużo, gdy raz w roku przystąpią do spowiedzi, uczynią znak krzyża na dzień dobry i gdy znajdą czas wpadną na Mszę świętą. Wydaje się im, że to oni robią Panu Bogu wielką łaskę znajdując ochłap czasu dla Niego i że Bóg ani Kościół nie mają prawa wymagać niczego więcej, tylko cieszyć się z tego, co jest.
Myślę, że w świecie, który taki nacisk kładzie dzisiaj na niezależność, wolność i tolerancję dużo łatwiej ulec pokusie dyktowania Panu Bogu warunków (w sposób mniej lub bardziej subtelny), co do tego, jak powinno wyglądać nasze życie, szczęście, wiara czy religijność. A Pan Bóg jako miłosierny Ojciec powinien być tolerancyjny wobec naszych pomysłów. Warto czasem zatrzymać się i zastanowić, kto w moim życiu, tak w praktyce (nie mylić z naszym wyobrażeniem) jest ważniejszy: moje „ja” czy Bóg? Od tego zależy naprawdę dużo a może nawet wszystko…
Komentarze
Prześlij komentarz