X-lecie wspólnoty medytacyjnej - refleksja

Aż trudno uwierzyć, że minęło już 10 lat. A wszystko zaczęło się tak niepozornie…

Z perspektywy wiary nie mam wątpliwości, że Źródłem i Sprawcą dobra, które potrafimy uczynić jest sam Bóg. I w wypadku powstania wspólnoty medytacyjnej gromadzącej się obecnie przy kościele Matki Bożej Jerozolimskiej w Warszawie również nie mam wątpliwości, że tak było. Nie mówię o tym tylko dlatego, że mam świadomość, że żadna wspólnota bez Bożej pomocy i łaski nie przetrwałaby dekady, ale też dlatego, że w ciągu dziesięciu lat widziałem konkretne znaki Bożego działania i Jego opieki, zarówno doświadczeniu pojedynczych osób tworzących tę wspólnotę jak i całej grupy..

A zatem X-ta rocznica, to nade wszystko okazja do tego, aby podziękować, za tę wspólnotę. Przede wszystkim Panu Bogu, bo bez Niego „nic być się nie stało, co się stało”. Później tym wszystkim, którzy byli zdeterminowani, żeby o powstanie tej grupy zabiegać, gdyż z całą pewnością jej powstanie zrodziło się z potrzeby serca kilku osób pragnących medytować razem i we wspólnej praktyce medytacji szukać umocnienia i oparcia dla swojego osobistego doświadczenia i praktyki medytacji.  W tym podziękowaniu nie mogę nie wspomnieć nieżyjącego już ojca Jana Berezy – twórcy Ośrodka Medytacji Chrześcijańskiej przy klasztorze oo. Benedyktynów w Lubiniu, bo bez Jego wsparcia, też by tej grupy zapewne nie było.

Pan Bóg często do realizowania swoich dzieł potrzebuje ludzi. Kiedy spoglądam wstecz na moje dwadzieścia lat kapłaństwa a także na dziesięć lat istnienia wspólnoty medytacyjnej, której towarzyszę jedyne, co mi przychodzi do głowy to słowa króla Dawida z Pierwszej Księgi Kronik: „Kimże ja jestem, o Panie, Boże (…) że doprowadziłeś mnie aż dotąd?” [1 Krn, 16] Im bardziej bowiem patrzę na moje życie tym bardziej widzę je, jako tajemnicę Bożego działania, Bożego prowadzenia, które nie zawsze rozumiem, ale za które też jestem wdzięczny. I wdzięczność to bez wątpienia pierwsze i najmocniejsze z doświadczeń, jakie rodzi we mnie ta rocznica.

Bo nie zawsze było łatwo, ale zawsze doświadczałem wsparcia zarówno ze strony Pana Boga jak i tworzących tę wspólnotę osób w budowaniu tego dzieła. Wszystko zaczęło się przy okazji odbywającego się w 2006 roku w Poznaniu „Meditatio”, po którym przyszło do mnie kilka osób z pytaniem czy nie współuczestniczyłbym w założeniu takiej wspólnoty? Początki były skromne, bo spotkania grupy od jesieni 2006 roku odbywały się najpierw w moim mieszkaniu na warszawskim Ursynowie przy par. św. Tomasza Apostoła. Tak było aż do chwili, kiedy nowy arcybiskup naszej diecezji, zaprosił mnie do współpracy w dziele formowania przyszłych kapłanów w stołecznym seminarium. Ale wówczas po raz pierwszy pojawiło się pytanie o miejsce, w którym moglibyśmy kontynuować wraz z grupą medytujących nasze spotkania.  W seminarium, które jest przecież z zasady objęte pewną klauzurą, ze względu na specyfikę tej szkoły wiedziałem, że nie będzie takich możliwości. Ale jak wspomniałem Pan Bóg wielokrotnie pokazywał, że troszczy się o to dzieło. W tym samym momencie wraz ze mną Pan Bóg powołał przez ręce nowego biskupa Warszawy z parafii na Ursynowie mojego kolegę, który został mianowany rektorem kościoła akademickiego św. Anny. I tak oto właśnie tam wspólnota znalazła swoją przystań na kolejne blisko trzy lata.

Po tych trzech latach przyszła konieczność znalezienia nowego miejsca, ze względu na dosyć ograniczoną przestrzeń, której środowisko akademickie potrzebowało przy Krakowskim Przedmieściu bardziej niż my. Nastał krótki czas tułaczki i przez kilka miesięcy szukaliśmy miejsca dla siebie, ale i wówczas Pan Bóg uprzedził nasze działania, gdyż w rok przed moją kolejną przeprowadzką tym razem z seminarium na parafię Pan Bóg wezwał do Warszawy Siostry i Braci ze Wspólnot Jerozolimskich (co dodam było spełnieniem jednego z moich najskrytszych marzeń), ale jeszcze wówczas nie przyszło mi do głowy, że uczynił to jako dar nie tylko dla tego miasta, ale i dla naszej wspólnoty (już wtedy nie tak małej).

I to właśnie tam, przy nowo powołanej fundacji Wspólnot Jerozolimskich znaleźliśmy swoje miejsce nie tylko w sensie fizycznym, ale nade wszystko w sensie duchowym. A zwłaszcza było to miejsce ofiarowane nam w porządku miłości, bo właśnie z taką niezwykłą miłością i otwartością zostaliśmy przez wspólnotę Braci i Sióstr przygarnięci. I myślę, że podzielę tutaj odczucia wszystkich, którzy uczestniczą w spotkaniach naszej wspólnoty medytacyjnej: Dobrze nam być w tym szczególnym miejscu!  

Przez te dziesięć lat wydarzyło się zapewne dużo więcej, gdyż składa się na tę dekadę nie tylko historia wspólnoty, jako całości, ale też historia poszczególnych osób, które tę wspólnotę tworzą.  Tego zaś, co dzięki godzinom spędzonym na medytacji dokonało się i dokonuje w ich sercach nie sposób zmierzyć ludzką miarą. Przez te dziesięć lat przez naszą wspólnotę przewinęło się ponad czterysta osób. Niektóre z nich są od początku, inni towarzyszyli tej wspólnocie przez jakiś czas, ale bez wątpienia każda z nich wniosła w historię tej wspólnoty nieocenione bogactwo. Są i tacy, którzy wyjechali za granicę, ale otrzymuję od nich zapewnienie o duchowej łączności, co mogą też czynić dzięki naszej stronie, z którą wiąże się odrębna historia. Początkowo bowiem blog o medytacji powstał z myślą o samej wspólnocie medytujących a dzisiaj przerósł nasze najśmielsze oczekiwania, gdyż naszą stronę odwiedza około 2500-3000 osób miesięcznie z kilkunastu krajów. Samych subskrybentów jest blisko 500 osób. Dzięki temu mamy zatem rzeszę „eksternistycznych słuchaczy” J, którzy poprzez odwiedzanie naszej strony pozostają z nami w duchowym kontakcie. To pokazuje także wciąż rosnące zainteresowanie modlitwą monologiczną, w której coraz więcej osób odkrywa swoją drogę pogłębienia wiary i relacji z Chrystusem. Zarówno ich, jak i cała wspólnotę polecam serdecznej modlitewnej pamięci.

Wprawdzie Pan Jezus nie pochwala oglądania się wstecz, gdy przykłada się rękę do pługa, ale dla mnie te minione dziesięć lat to okazja do nieustannego dziękczynienia najpierw Panu Bogu, bo bez Niego i Jego wezwania nie było by tego dzieła, potem Matce Bożej Jerozolimskiej, bo bez Niej i Jej opieki ta wspólna droga nie doprowadziłaby nas zapewne do tego miejsca na Łazienkowskiej, gdzie jesteśmy a kościół, w którym się spotykamy nosi właśnie Jej wezwanie. Chcę też przede wszystkim podziękować tym wszystkim, którzy wytrwale przez te lata uczestniczyli i uczestniczą w spotkaniach, gdyż sensem istnienia jakiejkolwiek wspólnoty są ludzie, którzy ją tworzą. Dziękuję szczególnie tym wszystkim, którzy robią więcej niż muszą i to bez przymusu, bo bez pomocy tych wszystkich, którzy ofiarowują swój czas, swoje siły a także nie rzadko środki finansowe ta wspólnota nie mogłaby funkcjonować w jej obecnym wymiarze. Nie sposób wymienić tych wszystkich osób, więc nich dzisiaj będzie mi wolno w sposób szczególny podziękować tym, dzięki którym może się odbyć ten mały jubileusz naszej wspólnoty. Nade wszystko pragnę podziękować Siostrom i Braciom ze Wspólnot Jerozolimskich, bo to dzięki nim i ich serdeczności możemy czuć się w kościele Matki Bożej Jerozolimskiej jak w domu.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Czujność to dynamiczne, wzajemne oddziaływanie serca i zmysłów

Przyjść do Jezusa

Terapeutyczny wymiar medytacji