Obcowanie z Bogiem

Nie chciałbym, bracia, byście nie wiedzieli o darach duchowych. (…) Otóż zapewniam was, że nikt, pozostając pod natchnieniem Ducha Bożego, nie może mówić: «Niech Jezus będzie przeklęty!». Nikt też nie może powiedzieć bez pomocy Ducha Świętego: «Panem jest Jezus». Różne są dary łaski, lecz ten sam Duch; różne też są rodzaje posługiwania, ale jeden Pan; różne są wreszcie działania, lecz ten sam Bóg, sprawca wszystkiego we wszystkich. Wszystkim zaś objawia się Duch dla wspólnego dobra. [1 Kor 12, 1-8]

Ewargiusz z Pontu zwykł określać modlitwę mianem „obcowania z Bogiem”. Jakkolwiek tłumaczylibyśmy ten stan zawsze mamy na myśli relację, której owocem jest głęboka więź człowieka z Bogiem, która nie ogranicza się do czasu samej modlitwy, lecz sięga daleko poza nią przenikając wszystkie sfery naszego życia. Tak przynajmniej widzieli rolę modlitwy Ojcowie Pustyni, zwłaszcza, że to czego szukali, to odpowiedź na zachętę Chrystusa do modlitwy nieustannej a więc modlitwy, która nie tylko wprowadza Boga w najbardziej tajne zakamarki naszego życia, ale czyni tę modlitwę a więc w konsekwencji relację z Bogiem doświadczeniem przenikającym całe nasze życie.

Można przypuszczać, że każdy, kto na serio przeżywa swoją wiarę, gdzieś w głębi duszy tęskni za taką zażyłością z Bogiem. Tęsknota ta wydawać się może jeszcze bardziej dotkliwa, gdy odkrywamy, że dotychczasowa praktyka modlitwy nie do końca odpowiada na pragnienia naszego serca, lub gdy w modlitwie zmagamy się z wieloma rozproszeniami, które wytrącają ją z pewnego harmonijnego rytmu, albo wówczas, gdy w naszym zabieganym świecie coraz trudniej znaleźć czas na pogłębioną modlitwę.

Starożytni mnisi, udający się na pustynie Egiptu i Syrii odpowiedzi na te tęsknoty szukali w praktyce przyzywania Imienia Jezus. Zasada, jaką ukłuli polegała na regularnym powtarzaniu pewnej stałej formuły modlitewnej. Na przykład było nią wezwanie: „Boże wejrzyj ku wspomożeniu memu, Panie pośpiesz ku ratunkowi memu”.

Jednak poza wielokrotnym powtarzaniem tej modlitewnej formuły wszyscy nauczyciele Modlitwy Jezusowej – jak ją później określono – stawiali na inne, nie mniej ważne do spełnienia warunki. Pierwszym z nich było zawsze wezwanie do życia w łasce uświęcającej, (czyli w stanie bez grzechu ciężkiego). Było to jedno z fundamentalnych zaleceń, wypływających z prostego przekonania, że brak stanu łaski uświęcającej zamyka nasze serca na Boga i Jego dary, których pragnie On nam udzielać w modlitwie.

Kolejnym zaleceniem było zachowanie swojego serca wolnym od silnych uczuć (zwłaszcza takich jak gniew, zawiść czy zazdrość), gdyż jak twierdzi Ewargiusz z Pontu, gdy zawładną one naszym sercem i umysłem uniemożliwiają modlitwę, stając się „duchami zwodzącymi ją na manowce fałszu”.

Wreszcie trzecia rada to uczestnictwo w sakramentach, które podtrzymują w nas życie Boże, z którego powinna wyrastać nasza modlitwa, gdyż wbrew temu, co często sądzimy źródłem naszej modlitwy jest zawsze łaska, na którą my dopiero odpowiadamy i z którą współpracujemy naszą wolą, zgodnie z tym, co mówi św. Paweł:  „Nikt bez pomocy Ducha nie może powiedzieć Panem jest Jezus!”  (1 Kor 12, 3).

Dla Ojców Pustyni są to warunki nieodzowne, aby Modlitwa Jezusa mogła nas ogarnąć i połączyć w jedno zarówno różne sfery naszego jestestwa, jak i różne sfery naszego życia.

Wierne praktykowanie modlitwy, która jest przyzywaniem Imienia Jezus poprowadzi nas z czasem do modlitwy serca, co oznacza, że recytowane wcześniej przez nas wezwanie tak mocno zakorzeni się w naszym sercu, że będzie wybrzmiewało w nim już poza naszym świadomym powtarzaniem modlitewnego wezwania.

Przy czym warto podkreślić, że dla pierwszych Ojców Kościoła serce jest synonimem tego, co decyduje o tym, kim człowiek jest. Innymi słowy serce w takim rozumieniu jest, jak pisze Serafin z Sarowa: „Ośrodkiem zarówno naszej świadomości, jak i tego, co nieświadome; nie tylko duszy, ale i umysłu, ośrodkiem decyzji a więc woli i uczuć; jest wreszcie ośrodkiem tego, co zrozumiałe w człowieku, jak również tego, co niepojęte; słowem: serce jest centrum absolutnym naszego jestestwa”. [Żywot i pouczenie]

A zatem modlitwa serca, to taka modlitwa, której naturą jest zaangażowanie w relację z Bogiem całego człowieka. To modlitwa prowadząca nas do stanu, w którym nie ma już w naszym życiu sfery, która nie byłaby zaangażowana w stałą więź z Bogiem. A skoro więź tę określamy mianem modlitwy, to w konsekwencji prowadzi nas do tego, że modlitwą staje się całe nasze życie, wszystko, co czynimy i wszystko, czym jesteśmy. To więź, która angażuje w relację z Bogiem to, co radosne w naszym życiu jak również to, co bolesne; to, co chwalebne i to, co jest w nas jeszcze mroczne i słabe. Wszystko to musi zostać włączone w nasz osobisty kontakt z Bogiem, aby przez działanie Jego łaski mogło być przemieniane.

A wszystko to jest owocem tej prostej modlitwy, polegającej na przyzywaniu Imienia Jezus, która praktykowana wiele razy w ciągu dnia wprowadza Boga do samego centrum naszego życia i naszego człowieczeństwa. Z czasem stanie się ta praktyka zalążkiem modlitwy nieustannej. Praktykując ją pamiętajmy, że Panu Bogu jeszcze bardziej niż nam zależy na tym, aby relacja, której ta modlitwa jest znakiem przeniknęła nasze życie.


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Przyjść do Jezusa

Terapeutyczny wymiar medytacji

Czujność to dynamiczne, wzajemne oddziaływanie serca i zmysłów