Najpierw módl się, potem działaj
„Gdy twój brat zgrzeszy przeciw tobie, idź i upomnij go w cztery oczy. Jeśli cię usłucha, pozyskasz swego brata." (Mt 18,15)
Kiedy czytamy słowa św. Pawła, aby nikomu nic nie być dłużnym, poza wzajemną miłością, czujemy, że zestawienie obok siebie „niczego” i” miłości” wydaje się nieco nieadekwatne. Miłość to przecież wszystko, na czym nam naprawdę zależy i czego pragniemy, co nadaje sens naszemu życiu, wzajemnym relacjom. Jeśli więc mamy być dłużni ludziom tylko miłość, to okazuje się, ze to całkiem sporo…
Czym jest miłość? Myślę, że szukając odpowiedzi na to pytanie usłyszelibyśmy wiele jej definicji. Chyba najpełniej opisuje ją św. Paweł w 1 Liście do Koryntian, w „Hymnie o miłości”, choć to co opisuje wydaje się tak nieosiągalne… Dzisiaj Paweł opisuje miłość realizującą/wypełniającą się poprzez przestrzeganie przykazań, przekonując nas, że dla człowieka wiary takie rozumienie miłości to coś oczywistego. Może to budzić nasz opór, bo przecież większość z nas wie z doświadczenia, że absolutna wierność przykazaniom wcale nie jest prosta.
Wszyscy chcemy kochać i pragniemy, by ktoś kochał nas. Sami musimy odpowiedzieć sobie na pytanie co konkretnie miłość znaczy dla nas? Choćby w relacji do drugiego człowieka, zwłaszcza takiego, który zgrzeszy przeciw nam.. Dzisiaj właśnie w tym kontekście problem ten stawia Chrystus.
Fragment Ewangelii według św. Mateusza o upomnieniu braterskim poprzedzają słowa Pana Jezusa o zabłąkanej owcy: „nie jest wolą Ojca waszego, który jest w niebie, żeby zginęło jedno z tych małych”. Słowa Tego, który raduje się jedną zabłąkaną i wreszcie odnalezioną owcą, bardziej niż dziewięćdziesięcioma dziewięcioma, które się nie zagubiły, stanowią motto dla rozważanego przez nas tekstu.
Współczesna mentalność, działanie nastawione są często na osiągnięcie szybkiego efektu. Samo w sobie nie jest to złe, potrzebujemy widzieć efekty naszej pracy czy duchowego wysiłku, ale dążenie do celu pozbawione miłości i troski o człowieka okazuje się tragiczne w skutkach. W praktyce oznacza to, że mając cel potrafimy dążyć do niego za wszelką cenę, nie oglądając się na to kogo i jak po drodze zranimy (choćby słowem). Dotyczy to nie tylko kwestii np. zawodowych, ale też nierzadko relacji rodzinnych, gdy spieramy się o coś nie dla prawdy albo dla dobra, lecz jedynie po to, aby ostatecznie postawić na swoim. Warto zajrzeć wówczas w swoje serce i zapytać się w sumieniu, czy zamiast ewangelicznego przykazania miłości nie rządzi tam prawo „oko za oko”.
My, chrześcijanie, żyjemy w świecie i często myślimy kategoriami świata. Zawini ktoś przeciw nam, powinien za to zapłacić, ponieść konsekwencje. Najlepiej w dwójnasób. Wtedy zapamięta lekcję na długo. Tymczasem nie tego naucza nasz Chrystus. Mówiąc o konieczności upomnienia grzeszących warto nie przeoczyć także konkluzji dzisiejszej Ewangelii, w której Jezus przypomina o mocy modlitwy za drugiego człowieka, która powinna poprzedzać nasze upomnienie. Wezwanie do modlitwy, to przypomnienie o naszej odpowiedzialności za innych przed Bogiem.
Zaraz po słowach o wykluczeniu Chrystus przypomina słuchaczom, jak wielką wartość ma jedność, i że to ona, a nie wykluczenie jest naszym ideałem i celem. Gdy zaś spojrzymy szerzej, sprawa staje się jeszcze bardziej oczywista: jak wspomniano dzisiejszy fragment Ewangelii jest bezpośrednio poprzedzony przypowieścią o pasterzu, który porzuca dziewięćdziesiąt dziewięć owiec, by odnaleźć jedną zagubioną (Mt 18, 12-14), a tuż po nim następuje nauka o przebaczaniu bratu nie siedem, ale siedemdziesiąt siedem razy (Mt 18, 21-22).
„Gdy brat twój zgrzeszy »przeciw tobie«, idź i upomnij go w cztery oczy. Jeśli cię usłucha, pozyskasz swego brata”. Nie wolno nam nigdy zapomnieć, że jesteśmy zaproszeni przez Chrystusa przede wszystkim na drogę miłości, także w stosunku do tych, którzy grzeszą przeciw nam. Dlatego pierwsi powinniśmy wyciągnąć rękę, bo w ten sposób staniemy się głosicielami Bożego miłosierdzia, którego sami też potrzebujemy, bo ostatecznie według jego miary będziemy sądzeni.
Komentarze
Prześlij komentarz