Adwentowe postanowienie

I mamy zimę...

Spoglądając dzisiaj na wysiłek, jaki towarzyszył samochodom w pokonywaniu zaśnieżonych ulic i ludziom brnącym przez zaspy pomyślałem sobie: jak mało trzeba, aby człowiek uświadomił sobie jak niewiele od niego zależy i jak bezsilny jest wobec sił natury, które wcale nie muszą się przeciw niemu sprzysięgać, żeby powalić go na kolana i pokazać ogrom jego małości. Ale my ciągle wmawiamy sobie, że jesteśmy wielcy, silni, panujący i mający  władzę nad wszystkim. Czy nie jest tak, że uwierzyliśmy pokusie szatana, którą ten skierował do pierwszych rodziców: Będziecie jak Bogowie! Jak wiele trzeba, żeby nas wyprowadzić z tego błędnego i w ostateczności zgubnego dla człowieka i świata przekonania.

Ale nie o tym miało być. Albo o tym, tylko potem.

Ja właśnie spoglądam na piękny ośnieżony świat z perspektywy seminarium duchownego w Elblągu, którego jestem gościem i gdzie przypadło mi nie lada zadanie poprowadzić rekolekcje adwentowe. Mam nadzieję, że jeśli nie będzie w nich zbyt dużo treści, to przynajmniej będzie je można uznać za formę ascezy dla biednych słuchaczy, którzy będą musieli mnie słuchać.
A oto pierwszy owoc rekolekcji, który pojawił się w seminaryjnych ogrodach.

Adwent to szczególny czas, w którym oddajemy często głos wielkiemu prorokowi Starego Testamentu - Izajaszowi. Niech i tym razem spisane przez niego słowo, będzie wprowadzeniem do naszej refleksji na temat medytacji, która dla mnie osobiście ma tak wiele z adwentu, dlatego jest dobrą praktyką do owocnego przeżywania przez nas tego szczególnego czasu.
Z Księgi Proroka Izajasza (Iz 49,1-6)

Wyspy, posłuchajcie mnie! Ludy najdalsze, uważajcie! Powołał mnie Pan już z łona mej matki, od jej wnętrzności wspomniał moje imię. Ostrym mieczem uczynił me usta, w cieniu swej ręki mnie ukrył, uczynił ze mnie strzałę zaostrzoną, utaił mnie w swoim kołczanie. I rzekł mi: "Tyś sługą moim, w tobie się rozsławię". Ja zaś mówiłem: "Próżno się trudziłem, na darmo i na nic zużyłem me siły. Lecz moje prawo jest u Pana i moja nagroda u Boga mego. Wsławiłem się w oczach Pana, Bóg mój stał się moją siłą". A teraz przemówił Pan, który mnie ukształtował od urodzenia na swego sługę, bym nawrócił do Niego Jakuba i zgromadził mu Izraela. I rzekł mi: "To zbyt mało, iż jesteś mi sługą dla podźwignięcia pokoleń Jakuba i sprowadzenia ocalałych z Izraela. Ustanowię cię światłością dla pogan, aby moje zbawienie dotarło aż do krańców ziemi".
 
Medytacja jest doświadczeniem, które potrafi solidnie przemeblować nasz sposób myślenia, zwłaszcza nasze przekonanie, że większość spraw naszego życia a zwłaszcza życia duchowego zależy od nas.
Adwent jest tym okresem liturgicznym, który ciągle przypomina nam istotną prawdę. Przez wielość tekstów biblijnych przywołanych w czasie jego trwania, wskazuje i podkreśla działanie Boga w historii i życiu człowieka. 
Czas Adwentu jest okresem, który proponuje nam by zamiast zastanawiać się co my możemy zrobić, lepiej zastanowić się jak ograniczyć naszą aktywność, po to by pozwolić w naszym życiu działać Bogu? To jest droga do odkrycia tajemnicy dobrego przeżywania swojego chrześcijaństwa i swojego Adwentu: pozwolić Bogu działać, nie przeszkadzać Mu swoimi pomysłami na życie, swoimi rozwiązaniami. Tak jak czyniła to Maryja. Ale czy potrafimy zrezygnować z pokusy kontroli nad swoim życiem, po to aby oddać je w ręce miłującego Boga?
I właśnie medytacja okazuje się być skuteczną drogą prowadzącą do przestawienia akcentów w naszym życiu z naszej aktywności, na którą stawiamy i której wszystko podporządkowujemy, na zgodę by to Bóg był tym, który przede wszystkim działa w naszym życiu.
Być może trzeba pomyśleć nie o tym co mamy zrobić w swoim życiu, ale o tym czego powinniśmy zaprzestać. Jest to zasada, która w pierwszym rzędzie dotyczy życia duchowego. Ale przecież z niego wyrasta cała reszta naszego życia. Jak zwykł mawiać Thomas Merton: Takie będzie nasze chrześcijaństwo, przeżywane na wszystkich płaszczyznach, jaka będzie nasza modlitwa.
I pierwszą rzeczą, którą pomaga nam ocalić medytacja (o ile jesteśmy wierni jej praktyce dwa razy dziennie – rano i wieczorem) jest znalezienie przestrzeni na modlitwę, która dla nas chrześcijan jest punktem wyjścia. Grafik dnia mamy często tak zapakowany rutynowymi zajęciami, z których po bliższym przyjrzeniu się wiele można usunąć bez wielkiej straty dla nas. I może gdybyśmy odważyli się wyrzucić z niego przynajmniej połowę mało istotnych rzeczy, to zyskalibyśmy minimum przestrzeni wolności, w której może dokonać się istotne spotkanie z Bogiem czy drugim człowiekiem. Zwykle w normalnym naszym dniu jest tyle niepotrzebnych spotkań, rozpaplanych godzin o niczym, przedłużania (wylegiwania się w łóżku, przeciągania posiłków, jeszcze więcej chwil spędzonych przed telewizorem czy komputerem), chwil dopieszczania siebie (przez makijaż albo przez użalanie się nad sobą), że prawie w ogóle nie mamy szansy spotkać się ze sobą samym. Nie mówiąc już o czasie na zejście do głębi swojego ja, gdzie - i tylko tam - może dojść do spotkania z Żywym Bogiem.
Dlatego właśnie medytacja, która praktykujemy dwa razy dziennie i o wierność której potrafimy zawalczyć jest pierwszym krokiem do ocalenia przestrzeni modlitwy w naszym życiu.
Kolejnym krokiem, jaki możemy uczynić na drodze życia duchowego dzięki medytacji jest płynące z niej doświadczenie spotkania. Jest to podwójne spotkanie: z Bogiem i z samym sobą. Naturalnie to pierwsze nie może się obyć bez tego drugiego. Spotkanie z Bogiem jeśli ma być prawdziwe i wyzwalające może się dokonać tylko wówczas, gdy wchodzę w nie JA, jako osoba autentyczna, wolna i zaangażowana. Dlatego właśnie praktykując medytację odkrywamy po jakimś czasie z niedowierzaniem, że w ciszy naszego serca spotykamy nie tylko Boga, ale także a może przede wszystkim samego siebie. Być może z początku nie jest to łatwe doświadczenie, spotkać siebie takiego jakim jestem, w całej prawdzie o mnie, którą pokazuje medytacja, wyciszając nasze naturalne „zagłuszacze” będące mechanizmami obronnymi działającymi w naszej podświadomości. Ale gdy pozostaniemy pomimo pierwotnego oporu wierni praktyce medytacji, odkryjemy, że jest ona doświadczeniem, w którym wreszcie możemy odkryć siebie takimi jakimi jesteśmy, bez zniekształcania i upiększania obrazu siebie. Zaś dzięki temu, że moje wnętrze jest jednocześnie miejscem obecności Boga oświetlonym przez Jego miłość, odkrywamy, że możemy nie tylko zaakceptować, ale pokochać siebie takich jakimi jesteśmy.
Dlatego właśnie medytacja ma tak wiele z Adwentu. Jest doświadczeniem obecności Boga, który przychodzi, aby być Emanuelem a więc Bogiem objawiającym się w nas przez swoją miłość.
Proponuję zatem podjęcie pierwszego dobrego postanowienia w tym rozpoczynającym się Adwencie: ZAPRZESTAŃ! Zrezygnuj z tego, co niekonieczne, aby obronić czas i przestrzeń, którą możesz poświęcić na to, co powinno być najważniejsze w twoim życiu – życiu chrześcijanina – na spotkanie z Bogiem. Bez spełnienia tego podstawowego warunku nie da się dobrze przeżyć ani czasu Adwentu ani naszego chrześcijaństwa!
Bo tylko wtedy, gdy znajdziemy czas dla Boga w codzienności (i bynajmniej nie chodzi o jakiś ochłap czasu, ale o czas, w który zaangażujemy naszą uwagę i nasze serca) wtedy być może Jahwe przyjdzie, aby spocząć na całej przestrzeni twojego życia – jak pisze prorok Izajasz – by je przemienić. A wówczas spełni się obietnica mówiąca o tym, że to właśnie ja i ty stajemy się odroślami, których życie będzie Ozdobą i Chwałą Boga.
Pozwólmy Bogu to zmienić! Pozwólmy działać Jahwe, Żywemu Bogu w nas. Tak się stanie, jeżeli tylko zgodzimy się oddać ster naszego życia w Jego ręce. I niech doświadczenie medytacji będzie tym, które uczy nas z zaufaniem powierzać nasze życie Bogu, tak by On mógł w nim działać w całej pełni.

Komentarze

  1. «Bądźcie płodni i rozmnażajcie się, abyście zaludnili ziemię i uczynili ją sobie poddaną; abyście panowali nad rybami morskimi, nad ptactwem powietrznym i nad wszystkimi zwierzętami pełzającymi po ziemi».

    Czy arogancja człowieka nie jest wspierana przez 2.000 lat takiego nauczania?

    Czy na lekcjach katechizmu nie słyszałem, że człowiek jest szczytem stworzenia, że jest najlepszy, największy i najmądrzejszy ze stworzeń, że ma nawet większą godność od Aniołów?

    Czemu się później dziwić, że niszczy planetę na której siedzi? Kto go nauczy szacunku i poszanowania dla przyrody, dla życia zwierząt i roślin?

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Prawdziwe "ja" - dar od Boga

Zdrada

Przyjść do Jezusa