Dostrzegać rzeczywistość
Coraz bardziej i bardziej zaczynam doceniać majestat i piękno drogi wiodącej w górę poprzez las, pomimo stodoły, wzwyż po kamiennej pochyłości, wprost do gaju wysokich, prostych dębów i drzew hikorowych, potem dokoła obok sosen, wspinając się zakosami na szczyt wzgórza w kierunku polany, z której roztacza się widok na dolinę.
Wschód słońca: ukryty za ścianą cedrów i sosen na wschodzie obserwowałem purpurowy płomień królewskiego słońca pojawiający się między drzewami oślepiającym blaskiem, nie wyglądało to na świt, ale na pożar lasu. Potem słońce stało się bardziej rozpoznawalne jako osoba i świeciło ono w milczeniu i z uroczystą mocą poprzez gałęzie drzew, a cały świat spowity był w ciszę i spokój.
Jest czymś nieodzownym zapoznać się z atmosferą danego miejsca o każdej porze dnia i roku. Nikt nigdy nie będzie w stanie wyrazić, jak bardzo istotną, jak autentyczną część życia to stanowi: ale wszystko ginie w abstrakcyjnej, formalnej rutynie ćwiczeń w aureoli urzędowych, fluoryzujących świateł.
(Domysły współwinnego widza, s. 254)
Sen miałem wczoraj. Sen, jeden z wielu,
jakie nam pamięć zachować zezwoli.
Plaża ogromna, dziewicza się ściele, a na
niej Jezus, kroczący powoli.
Ujrzał mnie nagle. Przywołał do siebie.
Więc szliśmy brzegiem wśród ciszy i blasku.
Pogoda cudna-ni chmurki na niebie, tylko za nami dwa ślady na piasku.
jakie nam pamięć zachować zezwoli.
Plaża ogromna, dziewicza się ściele, a na
niej Jezus, kroczący powoli.
Ujrzał mnie nagle. Przywołał do siebie.
Więc szliśmy brzegiem wśród ciszy i blasku.
Pogoda cudna-ni chmurki na niebie, tylko za nami dwa ślady na piasku.
Nagle się niebo całunem nakrywa.
Jak na ekranie, widzę życie moje.
Scena po scenie szybko się rozgrywa, przywodząc przeszłe radości i znoje.
My wciąż idziemy równym, wolnym krokiem, niebiański ekran wciąż me życie toczy,
chronologicznie, każdy rok za rokiem.
To się uśmiechnę, to znowu przymknę oczy.
Jak na ekranie, widzę życie moje.
Scena po scenie szybko się rozgrywa, przywodząc przeszłe radości i znoje.
My wciąż idziemy równym, wolnym krokiem, niebiański ekran wciąż me życie toczy,
chronologicznie, każdy rok za rokiem.
To się uśmiechnę, to znowu przymknę oczy.
Nagle niechcący do tyłu spojrzałem:
raz ślad się urywał, to znów podwójny,
lecz się Jezusa zapytać nie śmiałem.
Na niebie właśnie nadszedł okres wojny.
Te przerwy w śladach spokoju nie dały!
Patrzyłem w niebo obojętnym okiem, myśląc dlaczego ślady się zrywały?
A szliśmy przecież stale równym krokiem.
raz ślad się urywał, to znów podwójny,
lecz się Jezusa zapytać nie śmiałem.
Na niebie właśnie nadszedł okres wojny.
Te przerwy w śladach spokoju nie dały!
Patrzyłem w niebo obojętnym okiem, myśląc dlaczego ślady się zrywały?
A szliśmy przecież stale równym krokiem.
Wreszcie ciekawość wzięła mnie w okowy.
Spytałem:"Panie! Czemu nasz ślady raz są podwójne-pojedyncze znowu,
bo wytłumaczyć tego nie dam rady?"
"Synu-Pan rzeknie-gdy jesteś w swym
życiu w niebezpieczeństwie, albo też w udręce, ja czuwam stale,
a czuwam w ukryciu i w tych momentach biorę cie na ręce..."
Spytałem:"Panie! Czemu nasz ślady raz są podwójne-pojedyncze znowu,
bo wytłumaczyć tego nie dam rady?"
"Synu-Pan rzeknie-gdy jesteś w swym
życiu w niebezpieczeństwie, albo też w udręce, ja czuwam stale,
a czuwam w ukryciu i w tych momentach biorę cie na ręce..."
I coś jeszcze. Może się uda:
W tym miejscu miał być urywek konferencji Mertona wygłoszonej jego własnym głosem, ale coś nie wyszło. Muszę nad tym popracować, albo udostępnić to na Facebooku.
W tym miejscu miał być urywek konferencji Mertona wygłoszonej jego własnym głosem, ale coś nie wyszło. Muszę nad tym popracować, albo udostępnić to na Facebooku.
Komentarze
Prześlij komentarz