Granice zaufania....


Zgodnie z obietnicą pozwólmy najpierw przemówić Mertonowi:

Byłoby grzechem ustanawiać jakieś granice nadziei pokładanej w Bogu. Powinniśmy Go kochać bez miary. Korzeniem każdego grzechu jest niedostatek miłości. Każdy grzech jest wycofaniem cząstki miłości winnej Bogu dla oddania jej czemuś innemu. Grzech zakreśla granice nadziei i zamyka miłość w więzieniu. Gdy naszym ostatecznym celem staje się coś stworzonego, wycofujemy całkowicie serca ze służby żywego Boga. A jeśli kochamy Go nadal jako cel ostateczny, pokładając jednak nadzieję nie tylko w Nim, ale także w czymś innym, wówczas tak nasza miłość, jak i nadzieja nie są już tym, czym być powinny, bo nikt nie może służyć dwom panom.
Nikt nie jest samotną wyspą s. 29




Kolejny dzień Adwentu. Liturgia dnia przyniosła nam dzisiaj w darze dwa obrazy. W pierwszym prorok Izajasz rysuje obraz uczty przygotowanej nam przez Boga, w drugim Ewangelia maluje obraz Chrytusa karmiącego tłumy.
Obraz Izajasza i opowieść o rozmnożeniu chleba mają na celu objawienie Boga, jako Tego, kto troszczy się o podstawowe potrzeby swojego ludu. Znowu aktywność jest po stronie Boga. To On jest pomysłodawcą uczty z najwyborniejszymi winami i najpożywniejszym mięsem. To nie są jakieś tam smakołyki, tylko specjały najwyższej jakości - obfitość, kunsztowne rzeczy, zaspakajające najwybredniejsze gusta. Zresztą czyż coś, co robi Bóg, może nie mieć znaku najwyższej jakości?
Taka wizja Boga, jako zatroskanego o człowieka, rozumiejącego jego głody i pragnienia, wnosi w naszą świadomość radość, że istnieje ktoś, kto myśli i troszczy się o mnie i ktoś kto może te potrzeby zrealizować. W gruncie rzeczy najczęściej naszej  świadomości wystarcza, że Bóg jest, ale trzeba też przyjąć, jaki jest nasz Bóg. Psychologowie religii zgadzają się, że jedną z duchowych przeszkód z jakimi boryka się współczesny człowiek jest fałszywy obraz Boga, jaki nosi w swojej wyobraźni i w swoim sercu. Niebezpieczeństwo polega tu na tym, że nasze relacje z Bogiem naznaczone są lękiem, brakiem nadziei ufności lub przekonaniem o tym, że na miłość Boga muszę wciąż zasługiwać. A to sprawia, że mogą one nie mieć nic wspólnego z takim przeżywaniem naszej religijności i wiary, do jakiej zaprasza nas Bóg w Jezusie Chrystusie. Wiary opartej na całkowitym zaufaniu, przyjaźni i miłości.
Bo choćby z dzisiejszego opisu Jego zatroskania o człowieka możemy mieć realną podstawę do ufności. W czasach wielkiej niepewności, ryzykownej przyszłości, warto pielęgnować prawdę o Troskliwym Bogu, dbającym o swoje dzieci. Idąc ku przyszłości nie idziemy w objęcia jakiegoś kapryśnego fatum, ale ku Bogu krzątającemu się wokół ludzkich spraw.
Ręka Jahwe spocznie na tej górze... Oto nasz Bóg... Ta ręka, która - w wizji Michała Anioła - stwarzała człowieka, teraz nalewa przedniego wina dla przyjaciół, podaje smakowite potrawy, bierze do ręki chleb i mnoży go aż wystarczy wszystkim. Ta ręka - stale wyciągnięta do człowieka w geście przyjaźni, nigdy nie pusta i grożąca. Oto nasz Bóg, Ten, któremu zaufaliśmy. Jest on Bogiem troskliwej miłości.
Testujmy nasz obraz Boga i pytajmy się czy obraz Boga, jaki nosimy w sobie zgadza się z tym obrazem jaki odnajdujemy w Biblii - to ma istotny wpływ na najważniejsze rzeczy w naszym życiu. Zaufanie jest pewnym stanem całej naszej osoby - myślenia, wyobraźni, ducha, woli i uczuć. Zdecydowanie określa może nie tyle samopoczucie człowieka, co jego postawę wobec innych ludzi, wobec tego, co nieznane, jeszcze nieodkryte, niepewne, nawet niepokojące.
Dla ufających Bogu, ta podróż w przyszłość jest fascynującą przygodą, a nie ryzykowna eskapadą.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Prawdziwe "ja" - dar od Boga

Zdrada

Przyjść do Jezusa