Pozwolić oświetlić nasze życie



W naszej zagonionej, pospiesznej cywilizacji liczy się skuteczność i efekt. Jeśli proponuje się nam szkolenia to tylko takie, które poprawią wydajność i uczą być bardziej sprawnym w sferze zawodowej. Szkolenia zawodowe pomagają w zarabianiu na życie, ale nie mówią nam jak żyć. W konsekwencji jesteśmy sprawniejsi i skuteczniejsi w swojej profesji, ale czy szczęśliwsi, bardziej spełnieni i pełni entuzjazmu wobec zadań, które nam powierzono?

Zapał, kreatywność i energia nie biorą się znikąd. Człowiek, niezależnie od stanu, wieku i pełnionych funkcji potrzebuje „doładowania” – naładowania akumulatorów duchowych. Bez tej wewnętrznej energii staje się bezużyteczny w życiu społecznym, zawodowym, nawet rodzinnym. Doświadcza wypalenia na wszystkich płaszczyznach. Także osobistej. Sposobem na dobrą kondycję (fizyczną, psychiczną i duchową) jest dbałość o sferę ducha, czyli czas dla siebie w towarzystwie Boga. Wielu ludzi biznesu, sztuki, nauki, osoby znane i nieznane od lat stosują tę prostą zasadę: znajdź czas dla siebie i dla Boga, a będziesz spójny i zdrowy. W konsekwencji szczęśliwy i spełniony. Bo zaczniesz rozumieć siebie i innych.
Są dni, kiedy z nieśmiałą tęsknotą wspominam lata spędzone w seminarium. Codzienność przetkana wspólnymi modlitwami. Rytm wyznaczony Liturgią Godzin, lekturą Słowa, medytacją i Eucharystią. Trochę łatwiej żyć, kiedy dzień odzyskuje swój koloryt – szarość zabiegania nabiera barw oddechu. Dlatego z nadzieją spoglądam na rozpoczynający się dziś Wielki Post. Potrzebuję impulsu, by jeszcze raz uświadomić sobie, że zmęczenie, które mi towarzyszy, nie jest owocem gorliwości o dom Pana, lecz raczej wynikiem walki o siebie. O mój czas i moje plany. Potrzebuję zmiany rytmu nadchodzących dni, który mam nadzieję mam moc wyrwać mnie z duchowej drzemki.

Kiedy uczciwie dziś się sobie przyjrzymy, zobaczymy jak wiele w naszym życiu bezkształtnych zmagań, wpatrzenia w siebie, pozorów, małych-nikomu-nie-szkodzących-kłamstewek. Kiedy tak żyjemy, otuleni coraz mocniej egoizmem, przestajemy dostrzegać innych: widzę ludzi niby drzewa – powie niewidomy Jezusowi (można tu oczywiście wstawić swoje własne określenia). Świat ukierunkowując nasze spojrzenie bardzo jednostronnie - materialnie (choć przez sferę materialna rozumiem nie tylko mamonę) czyni nas w jakiś sposób niewidomymi na wiele ważniejszych aspektów życia. Nie jest jednak wcale łatwo to zobaczyć w biegu naszego życia a jeszcze trudniej się do tego przyznać.

W pozornym jednak mroku jaśnieje światło mające zdolność przywrócenia nam prawidłowego sposobu widzenia. Środa Popielcowa rzuca nam pierwszy promień tego światła, jeszcze delikatny, nieco mglisty, ale wskazujący dobry kierunek. To jutrzenka, która z każdym dniem będzie obejmowała większą część codzienności, pod warunkiem oczywiście, że zechcemy się w to światło zanurzyć, że pozwolimy mu oświetlić nasze życie, po to by w poranek paschalny całe nasze życie zatopić w świetle. Taki jest między innymi cel Wielkiego Postu, jaki rozpoczynamy. Czterdzieści dni drogi, by nie tylko ujrzeć, ale aby też doświadczyć Przemienienia, by posmakować hojności Chrystusa, który ma moc uzdolnić nas do miłości prawdziwej a wyrwać z egocentryzmu, który ma moc otworzyć nasze oczy i serca, mówiąc: Effatha! Otwórz się! Przyjmij wspaniałą prawdę o sobie – jesteś moim Dzieckiem, twoje życie nie jest przypadkiem, widzę, jak się miotasz, jak szukasz szczęścia! Zapewniam: kocham cię! I pragnę stać się Źródłem Twojego szczęścia i spełnienia. Tylko zaufaj mi. 
Aby jednak móc rozkoszować się smakiem szczęścia, trzeba nam najpierw zgodzić się na trud zmagania. Św. Jan Chryzostom w „Homilii dla ludu antiocheńskiego” pisze: podobnie jak z końcem zimy powraca pora letnia i żeglarz spuszcza łódź na morze, żołnierz czyści broń i zaprawia konia do walki, rolnik ostrzy sierp, pokrzepiony wędrowiec przygotowuje się do długiej podróży, a atleta rozdziewa się i przygotowuje do zawodów, tak i my również na początku tego postu, jakby z nastaniem duchowej wiosny, szykujemy oręż jak żołnierze, ostrzymy sierpy jak rolnicy i jak sternicy porządkujemy łódź naszego ducha, by stawić czoło falom niedorzecznych namiętności, jak wędrowcy wyruszamy na nowo w drogę do nieba i jak atleci stajemy do zawodów wyzuci ze wszystkiego lecz prawdziwie wolni.

I nie chodzi w tym wszystkim o rzeczy niezwykle. Nie! Bo Bóg takich od nas nie żąda.
Strzeżcie się, żebyście uczynków pobożnych nie wykonywali przed ludźmi po to, żeby was widzieli, inaczej nie będziecie mieli nagrody Ojca waszego, który jest w niebie”– to pierwsze zdanie z dzisiejszej Ewangelii. Ono wyznacza nam najwłaściwszy kierunek przeżywania Wielkiego Postu. Jest to bez wątpienia czas wzmożonego wysiłku związanego z pracą nad sobą. Ważne jest jednak, żebyśmy uświadomili sobie, że w tej pracy nad sobą nie jesteśmy sami. Kiedy wsłuchujemy się w dzisiejsze Słowo Boże to warto nie przeoczyć istotnego faktu, tego mianowicie, że praca nad sobą to nie był cel sam w sobie, ale to był wyraz nawrócenia serca i odmiany życia. Metanoia – nawrócenie, zmiana kierunku, pójście inną drogą, to jedynie sposób osiągnięcia celu.

Ktoś zapyta: ale co to znaczy praca nad sobą? Poproszę konkrety. Starzec Jan z Wałaamu – jeden ze współczesnych duchowych mistrzów Wschodu proponuje byśmy zaczynali od zwyczajnych, prostych rzeczy. Nie rzucajmy się na wielkie postanowienia, które będę – co najwyżej – powodować w nas złość i poczucie winy, że znów się nie udało. Zamiast robić listę praktyk, które na siebie włożę może warto zobaczyć w sobie proste rzeczy, które czasem przez te „niezwykłe” skutecznie przysłaniamy. A  jakie to są te zwykłe sprawy? Postaraj się na przykład nie spóźniać do pracy, lub na Mszę świętą, albo też uważniej ją przeżywać lub też wykonywać swoje obowiązki z większą starannością, postaraj się znaleźć w ciągu dnia czas na lekturę i rozważanie Pisma Świętego albo na medytację dwa razy w ciągu dnia (jeśli dotąd Ci się to nie udało) a przede wszystkim staraj się o większą cierpliwość do ludzi, mów prawdę nawet jeśli to byłoby unikaniem jedynie drobnych kłamstw, częściej uśmiechaj się do innych i staraj się być dla nich życzliwym (począwszy od tych, których spotykasz na co dzień, w domu, co bywa często najtrudniejsze). Życie bowiem i jego jakość (także wymiarze duchowym) składa się z drobiazgów, bo kto w drobnej rzeczy jest wierny... {por Łk 16,10]
No i oczywiście nie rób tego wszystkiego na pokaz, bo wtedy jedynie nakarmisz swoją pychę.

Drogą w życiu duchowym jest robienie zwyczajnych rzeczy: nawiązanie prostych, ludzkich relacji, zainteresowanie człowiekiem w jego codzienności. Zapytaj kogoś o zdrowie, zaproś na herbatę, pamiętaj o urodzinach, posłuchaj zamiast ciągle gadać, strać dla kogoś czas i pieniądze. A czas Wielkiego Postu zacznie cię wewnętrznie cieszyć i w ten sposób uwolni od własnego egoizmu i nauczy żyć.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Czujność to dynamiczne, wzajemne oddziaływanie serca i zmysłów

Przyjść do Jezusa

Terapeutyczny wymiar medytacji