Rekolekcje wierszem
Są ludzie
którzy potrzebują poezji
bardziej niż kazań
bardziej niż ksiąg uczonych
pisanych zawsze na temat
poezja nie kłamie
poezja nie klaszcze
nie schlebia nikomu
nie klęka przed nikim
nie martwi się nigdy
ludzkim grymasem
szydercza opinią
idzie noga w nogę
z tym kto chce jej słuchać
i
tylko czasami
płacze
Zastanawiałem się dzisiaj słuchając wielce natchnionych i dłuuuugich nauk rekolekcyjnych mojego kolegi, czy można by poprowadzić rekolekcje wierszem. Iluż ludzi zdecydowało by się na nie przyjść...
i wytrwać do końca.
Rekolekcje pisane wierszem... Mało słów. Dużo myślenia. Dużo ciszy.
Wiersz jest przynajmniej dla mnie jak przypowieść. Nigdy nie wiadomo jaka strunę w ludzkim wnętrzu poruszy. I nie zakłada, że każdy odczyta go tak, jak chciał autor. Rekolekcje pisane wierszem miałyby w sobie coś z ryzyka, że ktoś się rozminie z zamysłem prowadzącego, że nie zrozumie, że przeinaczy. Ale miałyby też coś z bezgranicznej ufności. Bo nie mogąc wpłynąć na to, jak każdy ze słuchających je odbierze wszystko a zwłaszcza ich owoce trzeba by zostawić reżyserii Najwyższego.
życie jest wierszem
który piszesz
napisz go dobrze
życie jest pieśnią
którą śpiewasz
niech wybrzmi do końca
życie jest drzewem
które rośnie
pozwól wydać mu owoc
życie jest deszczem
który zginie
on zbudzi wiosnę
życie jest chwilą
która minie
nie prześpij chwili
Myśląc o rekolekcjach pisanych wierszem od razu przychodzi mi na myśl wielki poeta i kapłan ks. Jan Twardowski. Chyba można śmiało powiedzieć, że całe jego pisarskie życie było właśnie takimi rekolekcjami pisanymi wierszem. Zresztą tym bardziej niezwykłymi, że prostotą swoich utworów ale zarazem ich głębią trafiał do wszystkich, do dzieci i dorosłych, do uczonych i tych, którym z nauka było pod górkę, do wrażliwych i tych o nieco twardszym sercu, do wierzących i tych, którzy Panu Bogu się raczej nie naprzykrzają. I nie ma wątpliwości, że jego wierszy słuchało się dużo lepiej niż kazań czy wykładów. A ponieważ w trakcie moich studiów seminaryjnych miałem okazję mieć wykłady z ks. Twardowskim, to wierzcie mi, że wiem co mówię. Szczęście miał ktoś, kto w sali wykładowej w ogóle usłyszał co mówi, nie mówiąc już o zrozumieniu. I nie dlatego, że mówił trudno, ale dlatego, że mówił zawsze takim cichym i delikatnym głosem i na tyle szybko, że zazwyczaj trudno było wyłowić z tego cokolwiek, nawet jak mówił do mikrofonu. Wspominam to oczywiście z wielką sympatią, bo był już wtedy człowiekiem w podeszłym wieku a młodzi alumni seminarium traktowali go niemalże jak relikt. Ale kiedy znalazło się okazję do tego, by po wykładzie porozmawiać z nim sam na sam żeby dostać autograf w jego książce (co ciekawe podpisywał książki na każdym wykładzie przez cały rok, chyba musieli je znosić klerycy z całych swoich parafii) i gdy zadało mi się jakieś pytanie, uderzająca była zawsze głęboka mądrość i wiara oraz wielka radość bijąca z tego stareńkiego już poety. I jeszcze jedno dodam na koniec: Nikt, nigdy tak nie interpretował wierszy różnych poetów jak on. To była naprawdę prawdziwa uczta dla tych, którzy kochają poezję. Dawał szanse spojrzenia na nią zupełnie z innej i głębszej perspektywy.
Panie
zgubiliśmy miłość
warczymy na siebie
spotykając się przypadkowo
na schodach lub na ulicy
w zatłoczonym autobusie
gdzie ciągle ktoś
stoi komuś nad głową
w sklepie
gdzie nie brakuje towarów
tylko pieniędzy
w pracy
gdzie ciągle konkurujemy ze sobą
patrząc na siebie wilkiem
w domu
gdzie wszyscy się spieszą
i nikt nikogo słuchać nie potrafi
bo telewizor stał się ważniejszy niż człowiek
w restauracji
gdzie musimy zapłacić
za wczorajszy obiad dzisiejszą cenę
nawet w szkole
gdzie uczą nas matematyki i języków obcych
a nie uczą nas człowieczeństwa
my - niegdyś bogaci -
mieszkańcy raju
przyjaciele Boga
dzisiaj tak często bezdomni
w swoim własnym domu
Komentarze
Prześlij komentarz