Wiara pokonująca poczucie beznadziei

Zapewne trudno wyobrazić sobie chorobę straszniejszą niż trąd; psuje się ciało, odsłaniają się kości, zamiera życie. Zdrowi (nie tylko w czasach Jezusa) są przekonania, że tak ciężko chorych powinni od siebie oddzielić.

A co na to trędowaci z dzisiejszej Ewangelii? Im także wszystko zdaje się mówić, że takiego życia nie da się błogosławić. I że nie ma powodów, by się cieszyć a już tym bardziej by być wdzięcznym. Pozostaje niewymowny ból i, być może, nawet przeklinanie nieszczęśliwego losu, złorzeczenie…
Szczerze powiedziawszy, nie trzeba być aż trędowatym, by się zastanawiać nad tym, czy życie rzeczywiście daje podstawy do błogosławienia czy raczej do przeklinania go. Bywają bowiem sytuacje (zarówno w wymiarze fizycznym jak i duchowym), które odbierają człowiekowi zdolność takiego funkcjonowania, jakiego by sobie życzył; i zmuszają go do bardzo ograniczonego sposobu życia.

Ale oto dziesięciu trędowatych przekonało się, że ich straszny los nie jest czymś definitywnym! Spotkali Kogoś, kto zmienia ich życie! Jezus, wtedy i dzisiaj, staje przed ludźmi jako Ten, który ma moc odmienić los człowieka.

On dobrze zna to wszystko, co niszczy człowieka, co zżera jego egzystencję. On zna nie tylko nasze choroby, smutki i lęki, ale zna także przyczynę tego wszystkiego. On jeden jest Tym, który ma moc zmienić nawet najbardziej fatalną egzystencję człowieka. I co więcej potrafi też przywrócić pełnię zdrowia nie tylko ciała lecz także duszy!

To nie jest tak, że cuda działy się jedynie w czasach Chrystusa. One mają miejsce i dzisiaj. Chrystus działa dzisiaj z nie mniejsza mocą. I choć może nie zawsze cud dokonuje się tak nagle i spektakularnie, jak w Ewangelii dzisiejszej to jednak nie trzeba daleko szukać, aby się o tym przekonać. Problem w tym, że nie zawsze oczekując cudu dostrzegamy jeden ważny aspekt, który podkreśla dzisiejsza Ewangelia. Ten mianowicie, że we wszystkich zbawczych spotkaniach różnych osób z Jezusem widać, że (zawsze lub prawie zawsze) potrzebny jest świadomy i dobrowolny wkład człowieka. Czasem polega on na większym wysiłku, czasem na mniejszym. Ale zawsze najważniejszym aspektem skuteczności działania Boga w naszym życiu jest nasza wiara.

Ważność wiary podkreśla Chrystus wielokrotnie mówiąc: „Idź, twoja wiara cię uzdrowiła, lub ocaliła”. – To dość niezwykłe, że Jezus często nie akcentuje własnego działania, ale pokornie i wręcz pedagogicznie podkreśla cud wiary, rodzącej się w sercu człowieka. Warto to podkreślić w roku wiary, który powoli dobiega końca.

Niewiara czy to wyraźnie zdeklarowana, czy jedynie praktycznie rządząca życiem człowieka, choć wydaje się być dzisiaj znowu na topie tak naprawdę jest straszna i bezbrzeżnie smutna. Tymczasem chyba z niczym tak często jak właśnie z wiarą człowiek lubi eksperymentować. Jakby chciał na własnej skórze przekonywać się o tym, że i jak bardzo fatalna jest egzystencja – bez wiary w Boga, bez nadziei i siły, jakie ona ze sobą niesie.

Zapewne truizmem jest stwierdzenie, że dałoby się zaoszczędzić sobie i innym wielu cierpień, gdyby bardziej zdecydowanie zawierzyć radom Jezusa. On nieraz zachęcał do żywej wiary. Od niej uzależniał wiele owoców w życiu człowieka. Niejednokrotnie wydobywał ją z ukrycia i pokazywał jako główną przyczynę konkretnego dobra, jakie stało się udziałem człowieka wiary.

Jak często, zwłaszcza w świecie, który lubi relatywizować wszelkie wartości, który tak często drwi (także publicznie z wiary i ludzi wierzących) my potrafimy uświadomić sobie, że wiara to prawdziwy skarb. To bowiem dzięki niej ograniczony w swoich możliwościach człowiek otwiera się na bezmiar bogactw i działania samego Boga. Człowiek otwarty na Boga i związany z Nim głęboką i żywą relacją (a właśnie tym jest wiara) nigdy nie będzie marniał w poczuciu bezradności i bezsensowności swojego życia. Nigdy też nie będzie doznawał trwogi w obliczu przemijania i śmierci, co tak bardzo przeraża ludzi niewierzących. Wiara bowiem – jeśli jest prawdziwa – radykalnie zmienia nasz status i nasz sposób patrzenia. Dzięki wierze człowiek wie i doświadcza, że nigdy nie jest sam i że może być naprawdę w każdej sytuacji człowiekiem radosnej wdzięczności, gdyż wie, że każda, dosłownie każda sytuacja jest miejscem, w którym możemy doświadczyć obecności i działania Boga.

A jeśli wdzięczności nam nie zabraknie, wówczas jeszcze bardziej pogłębi się nasza wiara. I nic już nigdy w życiu nie będzie beznadziejne.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Przyjść do Jezusa

Terapeutyczny wymiar medytacji

Droga do Emaus: wsłuchiwanie się w Słowo i gościnność serca