Modlitwa płynąca z wnętrza
Pełna modlitwa musi być modlitwą płynącą z wnętrza, z tchnienia, które rodzi się w sercu człowieka. Nasze pierwsze myśli na temat modlitwy są zazwyczaj „odgórne”. Nauka modlitwy jak nam się wydaje przychodzi z zewnątrz, wyobrażamy sobie czasem, że łaska modlitwy zstępuje na nas z góry.
I oczywiście prawdą jest, że Bóg jest źródłem ożywczego tchnienia, które staje się początkiem modlitwy, zgodnie z tym, co pisze św. Paweł w Pierwszym Liście do Koryntian: „Nikt nie może powiedzieć bez pomocy Ducha Świętego: «Panem jest Jezus»” (1 Kor 12, 3). Ale miejscem gdzie rodzi się prawdziwa modlitwa jest nasze serce. Niestety czasem narzekając na nasze trudności w modlitwie lub prosząc o łaskę modlitwy, oczekujemy jakby „zstąpienia gołębicy”, zazwyczaj ustawiamy się w stosunku do Boga, jakby był kimś na zewnątrz nas. Być może gubi nas w tym względzie powtarzane, katechizmowe wyznanie wiary: „Wierze w Boga, który jest w niebie”. Tymczasem cała chrześcijańska religijność powinna zmierzać do uświadomienia sobie faktu, że Bóg jest „tutaj”, że jak to świetnie ujął św. Augustyn: "Bóg jest bliżej nas, niż my siebie samych."
Problem wielu współczesnych chrześcijan polega właśnie na tym, że szukają Boga na zewnątrz. Nie znaczy to, że Go tam nie ma, ale taka postawa przypomina nieco znaną zabawę w „ciepło – zimno”. Paradoksalnie dużo trudniej odnaleźć Boga, który jest „na zewnątrz”, w jakimś sensie oddzielony ode mnie niż Boga we mnie. Jak pisał jeden ze współczesnych teologów Hans Urs von Balthasar: owo „odchylenie duchowe”, które jest pewną spuścizną po starotestamentalnym postrzeganiu Boga jako wyłącznie transcendentnego zostało zrównoważone przez wcielenie Boga, który stał się ciałem (por. J 1,14), oraz przez dar zamieszkującego w nas jak w świątyni Ducha Świętego (por. Rz 5,5).
Skoro zatem wcielenie Boga naprawdę się dokonało i jak pisze św. Paweł wszyscy stanowimy Ciało Chrystusa, to pełni modlitwy możemy doświadczyć jedynie wówczas, gdy jej źródło będzie biło w naszym wnętrzu. Dopiero modlitwa, która płynąc z serca (podobnie jak krew) i włączając w siebie energię całego naszego ciała, aż do najmniejszych naszych komórek będzie modlitwą, która angażując całego człowieka stanie się rzeczywiście taką modlitwą, która wypełniając nas Duchem Świętym (będącym niczym innym jak miłością) będzie nas nieustannie ożywiała i podtrzymywała w nas to życie Boże, które rozpoczęło się w nas w chwili stworzenia, zostało przypieczętowane w chwili chrztu, dopełnione w sakramencie bierzmowania, aby mogło wydawać dobre owoce naszego życia, których pełni doświadczymy dopiero w wieczności.
Dlatego praktyka medytacji jest właśnie drogą do odkrywania tajemnicy Boga żyjącego w nas. Jest ona doświadczeniem, które kieruje nasz wzrok ku wnętrzu, gdzie bije prawdziwe źródło naszej modlitwy; modlitwy rozumianej bardziej jako zanurzanie się w cieple miłości Boga, która nas przenika i ogarnia, modlitwy rozumianej bardziej jako spotkanie dwóch osób, które tęskną za sobą i wreszcie modlitwy rozumianej bardziej jako droga, po której dajemy się prowadzić Duchowi do nieznanych zakamarków Tajemnicy niż chęci dostosowywania Jego działania do naszych dróg i wyobrażeń.
Jeden z wielkich nauczycieli modlitwy, nieżyjący już prawosławny arcybiskup Londynu – Anthony Bloom pisał kiedyś: „Modlitwa tym bardziej staje się doskonała im bardziej rezygnuje z zanoszonych do Boga próśb a poprzestaje na radosnym i pełnym miłości przebywaniu w obecności Boga.”
W podobnym tonie modliła się kiedyś nasza poetka Anna Kamieńska: „ Naucz mnie Panie modlitwy, która jest tęsknotą i o nic nie prosi.” Dobrze by te tęsknotę uczynić też naszą modlitwą.
Komentarze
Prześlij komentarz