Moralność a instynkt

"Szukacie Mnie nie dlatego, żeście widzieli znaki" - mówił Jezus we wczorajszej Ewangelii. To ważne przestroga także dla nas, która uświadamia nam, że nawet jako ludzie wierzący nie zawsze szukamy Chrystusa ze względu na wartości duchowe, choć często to sobie tak racjonalizujemy. Istnieje jednak ryzyko, że zamiast szukać Boga i Jego pierwszeństwa w życiu możemy łatwo, choć nie zawsze świadomie posługiwać się Bogiem, mając na względzie tak naprawdę nasze własne sprawy, które przy pomocy Boga, chcielibyśmy załatwić... Przypomina to trochę owo rozróżnienie, którego C. S. Lewis dokonuje w kwestii rozróżniania instynktu od prawa moralnego. Jest ono kontynuacją poprzedniej myśli i jej uzupełnieniem.

Na przykład pytano mnie w listach: „Czy to, co Pan nazywa prawem moralnym, nie jest po prostu instynktem stadnym, który rozwinęliśmy w sobie tak samo jak inne instynkty?” Cóż, nie przeczę, że możemy posiadać instynkt stadny: nie mam go jednak na myśli, mówiąc o prawie moralnym. Wiemy wszyscy, jakie to uczucie, kiedy kieruje nami instynkt — miłość macierzyńska, instynkt seksualny czy instynkt łaknienia. Oznacza to, że czujemy silne pragnienie lub pożądanie, aby zachować się w określony sposób. I rzeczywiście, nieraz odczuwamy takie właśnie pragnienie, aby komuś pomóc: niewątpliwie pragnienie to wynika z instynktu stadnego. Jednak czuć pragnienie niesienia pomocy to coś zupełnie innego niż czuć, że należałoby pomóc — czy się tego chce, czy nie. Załóżmy, że słyszysz wołanie o pomoc osoby będącej w niebezpieczeństwie. Prawdopodobnie odczujesz wtedy dwa pragnienia — jedno będzie pragnieniem udzielenia pomocy (wynikającym z naszego instynktu stadnego), drugie pragnieniem uniknięcia niebezpieczeństwa (wynikającym z instynktu samozachowawczego). Obok tych dwóch impulsów znajdziesz jednak w sobie również coś trzeciego, co mówi, żeby pójść za impulsem niesienia pomocy, natomiast impuls ucieczki stłumić. To coś, co rozsądza pomiędzy dwoma instynktami i decyduje, który z nich jest pożądany, nie może samo być jednym z nich. Równie dobrze można twierdzić, że nuty, które w danej chwili każą naciskać ten a nie inny klawisz fortepianu, same są jednym z klawiszy. Prawo moralne podaje melodię, którą mamy grać — nasze instynkty to jedynie klawisze fortepianu.
Albo jeszcze inaczej. Gdyby prawo moralne było jednym z naszych instynktów, powinniśmy być w stanie wskazać w sobie jakiś konkretny impuls, który zawsze nazwalibyśmy „dobrym”, który zawsze pozostawałby w zgodzie z zasadą słusznego postępowania. Jednak nie jesteśmy w stanie. Nie ma w nas ani jednego instynktu, którego prawo moralne nie kazałoby nam w pewnym momencie stłumić, ani takiego, którego by od czasu do czasu nie potęgowało. Błędem jest sądzić, że niektóre z naszych impulsów — powiedzmy miłość macierzyńska czy patriotyzm — są dobre, inne zaś, jak seks czy instynkt walki, są złe. Możemy jedynie stwierdzić, że sytuacje, w których instynkt walki czy pożądanie seksualne powinny zostać powściągnięte, zdarzają się częściej niż takie, w których powściągać należy miłość macierzyńską czy patriotyzm. Jednak istnieją sytuacje, w których obowiązkiem małżonka jest rozbudzać impuls seksualny, a żołnierza — instynkt walki. Tak samo istnieją sytuacje, gdy matczyna miłość do własnych dzieci bądź czyjaś miłość do ojczyzny muszą zostać stłumione, aby nie doprowadzić do niesprawiedliwości wobec cudzych dzieci czy cudzej ojczyzny. Ściśle rzecz biorąc, nie istnieją dobre albo złe impulsy. 
Wróćmy do przykładu fortepianu. Fortepian nie ma dwóch rodzajów klawiszy, „dobrych” i „złych”. Każdy klawisz bez wyjątku okazuje się dobry w jednej chwili, a zły w następnej. Prawo moralne to nie jakiś pojedynczy instynkt czy ich grupa — prawo moralne jest tym, co kieruje instynktami, aby stworzyć pewną melodię (którą nazywamy dobrem albo prawym postępowaniem).
Trzeba przy okazji zaznaczyć, że powyższe stwierdzenie ma ogromne konsekwencje praktyczne. Nic bardziej niebezpiecznego, niż wybrać któryś z owych naturalnych impulsów, a następnie podążać za nim za wszelką cenę. Każdy impuls — co do jednego — zrobi z nas niezłe licha, jeśli przyjmiemy go za drogowskaz absolutny. Można by uznać, że bezpieczna jest miłość wobec ludzkości w ogóle, ale to błąd. Jeśli sądząc tak, pominiesz sprawiedliwość, skończy się na łamaniu porozumień i fabrykowaniu dowodów sądowych „dla dobra ludzkości”, aż staniesz się człowiekiem przewrotnym i okrutnym.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Czujność to dynamiczne, wzajemne oddziaływanie serca i zmysłów

Przyjść do Jezusa

Terapeutyczny wymiar medytacji