Kruchość Jezusa eucharystycznego

Jezus powiedział do Żydów:

„Ja jestem chlebem żywym, który zstąpił z nieba. Jeśli kto spożywa ten chleb, będzie żył na wieki. Chlebem, który Ja dam, jest moje Ciało za życie świata”.

Sprzeczali się więc między sobą Żydzi mówiąc: „Jak On może nam dać swoje Ciało na pożywienie?”

Rzekł do nich Jezus: „Zaprawdę, zaprawdę powiadam wam: Jeżeli nie będziecie spożywać Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie. Kto spożywa moje Ciało i pije moją Krew, ma życie wieczne, a Ja go wskrzeszę w dniu ostatecznym. Ciało moje jest prawdziwym pokarmem, a Krew moja jest prawdziwym napojem. Kto spożywa moje Ciało i Krew moją pije, trwa we Mnie, a Ja w nim. Jak Mnie posłał żyjący Ojciec, a Ja żyję przez Ojca, tak i ten, kto Mnie spożywa, będzie żył przeze Mnie. To jest chleb, który z nieba zstąpił, nie jest on taki jak ten, który jedli wasi przodkowie, a pomarli. Kto spożywa ten chleb, będzie żył na wieki”. (J 6,51-58)


Podobno w średniowieczu mnisi z opactwa w Cluny, przystępując do komunii świętej, zdejmowali buty naśladując w tym Mojżesza zbliżający się do Krzewu Gorejącego będącego znakiem obecności Boga.

Zdumiewająca jest ludzka zdolność oswajania tego, co niezwykłe. Bo przecież dla nas Eucharystia, komunia święta, stała się czymś zwyczajnym, a może nieraz zbyt mało cenionym.

Zdarzało mi się spotkać ludzi, którzy z powodu poplątanego życia nie mogą przyjmować Eucharystii – niektórzy z nich mają jednak tak wielkie pragnienie komunii, jakiego nie spotyka się u wielu praktykujących katolików.

Przed kilkunastu laty dane mi też było poznać pewnego misjonarza, który blisko 30 lat przepracował w wysokich Andach, w Peru, wśród tamtejszych Indian. Opowiadał mi, że z powodu braku kapłanów bywało, że docierał do niektórych bardzo oddalonych od misji wiosek raz na trzy- cztery miesiące. Zawsze wzruszało go, że z tęsknoty za sacrum ludzie z tych wiosek potrafili iść blisko dwa tygodnie po to tylko, żeby móc przynieść z misyjnej kaplicy do swojej wioski święconą wodę. Codzienne skrapianie nią mieszkańców ułatwiało im oczekiwanie na kolejną Msze Świętą, w której zawsze uczestniczyli z wielką radością.

Uroczyste świętowanie Bożego Ciała bierze swój początek także z wielkiej tęsknoty za Eucharystią św. Juliany z Liege, augustiańskiej zakonnicy z XII wieku. Jej tęsknota za bliskością Chrystusa została nagrodzona wizjami mistycznymi, które stały się jej udziałem. To właśnie ona, jako pierwsza pod wpływem mistycznych spotkań z Panem Jezusem doprowadziła do wydania zgody biskupa Liege Roberta z Thourotte, późniejszego papieża Urbana IV do obchodzenia tego święta w diecezji.

Do rozszerzenia obchodów uroczystości Bożego Ciała na cały Kościół przyczynił się także cud eucharystyczny, który miał miejsce niedługo po śmierci św. Julianny. W 1263 pielgrzymujący do Rzymu ksiądz Piotr z Pragi zatrzymał się w Bolsenie. W czasie podniesienia, podczas Mszy świętej hostia w jego rękach zaczęła krwawić. Natychmiast pokazał to przebywającemu w pobliskim miasteczku Orvieto papieżowi Urbanowi IV, który uznając cud w tym samym roku 1264 wyniósł na ołtarze św. Juliannę z Liege oraz ustanowił w całym kościele obchody: Święta Ciała i Krwi Pańskiej.

Różne były losy tej uroczystości i różne przypisywano jej znaczenia: wyznanie wiary w realną obecność Chrystusa w Najświętszym Sakramencie; uświęcenie miast i wsi; błogosławieństwo pól, uproszenie dobrej pogody i urodzaju. W niedawnych czasach PRL-u władze bardzo bały się tego święta, jako przejawu manifestacji silnej wiary Polaków.

Od zawsze jest to jednak święto, w centrum którego stoi Eucharystia.

Dlatego chciałbym na koniec tej refleksji zostawić Was z dwiema myślami:

Pierwsza dotyczy kruchości. Kiedy łamię hostię nad ołtarzem, często myślę o tej kruchości i o tym, że Jezus właśnie tak chce do nas przychodzić. „Bierzcie i jedzcie, to jest moje Ciało za was wydane”. Za was i dla was. Bóg, który oddaje się w nasze ręce. Możemy właściwie zrobić z Nim, co chcemy. Możemy Nim wzgardzić, zlekceważyć Je, lub możemy Je z miłością przyjąć, przyjąć całym sercem i patrzeć, jak nas przemienia. Uczyć się od Boga ukrytego w tej małej hostii, że prawdziwa miłość jest otwarta, że zawsze wychodzi ku drugiemu.

Druga myśl, zaczerpnięta jest z myśli św. Jana Pawła II. Zachwyciło mnie spostrzeżenie papieża, że w komunii nie tylko każdy z nas przyjmuje Chrystusa (to dla nas dość oczywiste), ale też Chrystus przyjmuje każdą i każdego z nas! Chrystus przystępuje do Komunii, by przyjąć Ciebie i mnie!

A skoro tak, to jak nie przeżywać każdej Komunii, jak naprawdę wielkiego święta!?

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Czujność to dynamiczne, wzajemne oddziaływanie serca i zmysłów

Przyjść do Jezusa

Terapeutyczny wymiar medytacji