Zaprosić Świętą Trójcę do naszego życia

Tak Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne.(J 3,16)

Przeżywamy dzisiaj uroczystość Trójcy Świętej. Pierwsze nasze spotkanie z Trójcą Świętą ma miejsce wtedy, gdy zostajemy ochrzczeni, czyli zanurzeni w tajemnicę Trójcy Świętej, choć wówczas zazwyczaj nie mamy żadnej świadomości tego daru.

Kolejne odkrycie prawdy o Trójcy Świętej przychodzi zazwyczaj wtedy, gdy jako dzieci uczymy się znaku krzyża. Stanowi to często nie lada problem. Mama lub tata muszą prowadzić rękę dziecka powoli i z cierpliwością. Gdy jednak spojrzymy na dorosłych, to wykonują oni ruchy ręką dużo sprawniej, niektórzy wręcz mechanicznie, a inni nawet komicznie.

Obserwując dorosłych można mieć czasem wrażenie, że to oni mają dużo większy problem z wykonaniem znaku krzyża niż dzieci. Dziecko – owszem – może mieć kłopot z koordynacją ruchów, ale ufnie powierza swoją rękę dłoniom rodziców. Odczuwa też intuicyjnie, że jest w ty znaku głęboko coś bardzo ważnego. Dorośli nie mają kłopotów z koordynacją ruchów, ale dużo trudniej im złożyć swoje ręce w dłonie dobrego Boga, który jedyny może ich nauczyć prawdy o sobie i który chciałby, aby zaufali mu i pozwolili poprowadzić się w życiu jak dzieci pozwalają prowadzić się Ojcu – z ufnością.

Przywykliśmy do tego, że z powodów różnych okazji dajemy prezenty. Są takie sytuacje, kiedy po prostu nie wypada przyjść w gości z pustymi rękoma. W dzisiejszej Ewangelii Chrystus mówi o pewnej nad-zwyczajności prezentu, jaki daje nam Bóg, choć często trudno nam te prawdę dostrzec. Nie jest bowiem czymś zwykłym, że ojciec daje syna. Za normalne należałoby uznać, że ojciec daje synowi życie, wychowuje go, dodaje mu odwagi, pomaga. Ale że daje syna? Powstaje pytanie, komu można dać syna, kto jest na tyle zaufany? Gdy słuchamy czytań uroczystości Najświętszej Trójcy, jak refren powtarzają się słowa o Bożym udzielaniu się. Bóg tak bardzo kocha człowieka i ma do niego tak wielkie zaufanie, że daje nam siebie samego, choć dobrze zna nasze serca i wie, że nie zawsze ten dar doceniamy.

Dlaczego zatem nam tak trudno odpowiedzieć oddaniem z zaufaniem Bogu naszego życia po to, aby dać Mu się poprowadzić przez życie?

Zatrzymajmy się na chwile na prostym, niemal codziennie powtarzanym przez nas, chrześcijan znaku. Chodzi oczywiście o znak krzyża.

Każdy dobrze i świadomie wykonany znak krzyża jest bowiem – a przynajmniej powinien być – jak modlitwa zawierzenia. A jednocześnie to gest zawierający w sobie głęboką prawdę o Trójcy Świętej.

Na „W imię Ojca…”, dotykamy naszego czoła. To uświadamia nam, że początek wszelkiego działania jest w naszych myślach. Tam ukrywają się prawdziwe, najgłębsze intencje. Nasze głowy to kłębowisko myśli, pomysłów na życie, ocen innych ludzi itd. Czasem mówimy: „Puknij się w głowę”, kiedy chcemy powstrzymać kogoś od zrobienia jakiejś głupoty. Dotykając naszych czół, winniśmy zatem prosimy Ojca w niebie o to, by zaprowadzał porządek w naszych głowach. Ten gest pozwala nam sobie uświadomić: „Mam Ojca, który nade mną czuwa”. Nic bardziej niż Jego łaska nie może mnie uchronić przed życiowymi błędami. Warto się zatem jej powierzać!

Mówiąc: „…i Syna…” dotykamy serca, czyli miejsca najbardziej wrażliwego, wystawianego na ciosy. Dotykamy tego, co jest zasadą naszego życia. Prawdziwą wartość ma tylko to, w co wkładamy serce. Czyniąc znak krzyża oddawajmy serca Temu, który jest „cichy i pokornego serca”, prosząc: „uczyń serca nasze na wzór serca swego”.

Wreszcie na słowa: „…i Ducha Świętego” dotykamy naszych barków. To na nie składa się wszelkie ciężary. Barki to symbol tego, co musi unieść trudy życia. Warto przy tej okazji prosić Ducha Świętego, by dodał nam sił w naszych codziennych zmaganiach.

Wreszcie słowo: „…Amen.” To tyle, co wyrażam zgodę (dosł: „Niech się tak stanie”). To przypieczętowanie oddania siebie w ręce Boga Trójjedynego.

Nie mam wątpliwości, że jeśli będziemy pobożnie i uważnie wykonywali ten znak, stanie się on nie tylko prawdziwą i głęboką modlitwą, ale też znakiem zawierzenia i uświadomieniem sobie obecności Boga, który nigdy nas nie opuszcza i na którego pomoc zawsze możemy liczyć.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Czujność to dynamiczne, wzajemne oddziaływanie serca i zmysłów

Przyjść do Jezusa

Terapeutyczny wymiar medytacji