Wielki Tydzień - ostatnia prosta

Na sześć dni przed Paschą Jezus przybył do Betanii, gdzie mieszkał Łazarz, którego Jezus wskrzesił z martwych. Urządzono tam dla Niego ucztę. Marta posługiwała, a Łazarz był jednym z zasiadających z Nim przy stole. Maria zaś wzięła funt szlachetnego i drogocennego olejku nardowego i namaściła Jezusowi nogi, a włosami swymi je otarła. A dom napełnił się wonią olejku. 
Na to rzekł Judasz Iskariota, jeden z uczniów Jego, ten, który Go miał wydać: „Czemu to nie sprzedano tego olejku za trzysta denarów i nie rozdano ich ubogim?” Powiedział zaś to nie dlatego, jakoby dbał o biednych, ale ponieważ był złodziejem, i mając trzos wykradał to, co składano. 
Na to Jezus powiedział: „Zostaw ją! Przechowała to, aby Mnie namaścić na dzień mojego pogrzebu. Bo ubogich zawsze macie u siebie, ale Mnie nie zawsze macie”. (J 12,1-9)

Mogłoby się z pozoru wydawać, że protest Judasza, który wybrzmiewa z dzisiejszej Ewangelii przeciw marnotrawstwu ze strony Marii, siostry Łazarza, która olejkiem za trzysta denarów namaszcza stopy Jezusa jest słuszny. Więcej, moglibyśmy uznać, że uwaga Judasz jest nawet ewangeliczna. Bo któż bardziej niż Jezus zalecał ubóstwo; któż bardziej niż On potrafił poprzestawać na małym; kto bardziej potrafił współczuć cierpiącym?

Trzysta denarów to bowiem w czasach Jezusa niebagatelna suma. Był to roczny zarobek przeciętnego robotnika. Skąd zatem w postawie Marii tak wielka rozrzutność? Odpowiedź na to pytanie może być oczywiście jedna: z miłości!

Tego rodzaju gest można by po ludzku uznać za luksus, za coś ponad potrzebę czy konieczność. Postawa Marii jest symbolem takiego daru, do jakiego człowiek nie jest zobowiązany z żadnego tytułu, zatem daru, którzy zwykło się określać mianem „czystego daru”. I taki dar może zrozumieć jedynie ktoś, kto bardzo kocha. Nie pojmie go człowiek małoduszny, gdyż to wykracza poza jego ogląd rzeczywistości.

Jezus uznał ten gest za wstęp do bliskiego już swego pogrzebu, gdyż do grobu za czasów Jemu współczesnych składano namaszczone zwłoki. Ale oczywiście w tym geście jest znacznie więcej, skoro w Ewangelii według św. Marka, która czytaliśmy wczoraj Jezus mówi o tym samym geście Marii, że nie zostanie zapomniany i gdziekolwiek będzie głoszona Ewangelia zawsze będzie przywoływane to, co uczyniła.

Uczynek Marii kieruje naszą uwagę ku wielu ofiarnym duszom, które przez stulecia hojnie potrafią ofiarować Jezusowi swój czas i swoje siły. Człowiek małoduszny bowiem powiada: „wystarczy mi jedna spowiedź raz do roku; wystarczy obecność w kościele raz na tydzień; wystarczy modlitwa odmówiona na prędce dwa razy w ciągu dnia. Więcej nie mam obowiązku dawać…”

Oczywiście osoby, które spowiadają się co tydzień, lub co dwa tygodnie; uczestniczą we Mszy świętej codziennie, traktując stół Eucharystyczny, który zastawia dla nich Jezus, jak swój własny stół; spędzają długie godziny na modlitwie i adoracji Najświętszego Sakramentu też nie mają obowiązku tego robić. Czynią to, co jest ponad obowiązek z miłości. O tych osobach św. Augustyn powie, że „ich oddanie i czas spędzony w obecności Jezusa są niczym namaszczanie stóp Jezusa przez Marię”.

Świat oczywiście powie, że lepiej byłoby ten czas poświęcić na jakieś pożyteczne zajęcia, obdarzając takie osoby bolesnym określeniem „dewotki”. Jednak nikt bardziej nie doceni ich czasu spędzonego u stóp Mistrza niż on sam i ci , którzy kochają Go czystą miłością. Chojna ofiara ich serca i czasu nie zostanie zapomniana. Św. Jan Paweł II powie: „kilka chwil prawdziwej adoracji Najświętszego Sakramentu ofiarowanych z miłości posiada niepomiernie większą wartość i przynosi więcej owoców, niż najbardziej wytężona działalność apostolska”.

Dlatego może warto u progu tego Wielkiego Tygodnia zapytać siebie: Ile czasu poświęcam na trwanie w obecności Jezusa i jak to świadczy o mojej miłości do Niego?

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Czujność to dynamiczne, wzajemne oddziaływanie serca i zmysłów

Przyjść do Jezusa

Terapeutyczny wymiar medytacji