O stworze jakim jest napięcie pozytywne w medytacji
Kilkakrotnie w mojej pisaninie pojawiało się określenie "napięcia pozytywnego" w medytacji. Spróbuję przybliżyć zatem o co mi chodzi.
Praktyce medytacji sprzyja pewnego rodzaju odprężenie. Tego czym jest odprężenie najlepiej doświadczyć na kilka chwil przed zaśnięciem. Człowiek leży wówczas w postawie pełnego relaksu, jego członki straciły właściwe sobie napięcie jakim wykazywały się za dnia, mięśnie są rozluźnione. Uwaga nie jest już ukierunkowana na jakiś szczególny przedmiot a oddech staje się spokojny, głęboki i regularny.
Odprężeniu ciała zwykle towarzyszy odprężenie wewnętrzne - oba bowiem warunkują siebie nawzajem.
Odprężenie jakie potrzebne jest do medytacji nie daje się wymusić, ponieważ samo takie wymuszenie powoduje znowu napięcie. Chodzi tu więc raczej o stworzenie wstępnych warunków, przy jakich odprężenie występowałoby samo z siebie, czyli spontanicznie. Taki między innymi sens mają ćwiczenia relaksacyjne. Owe wstępne warunki można jednak osiągnąć najskuteczniej, jeśli odprężenie będzie się realizować jako "napięcie pozytywne". Jest to termin, którym w sowim nauczaniu medytacji posługuje się Lotz.
Aby przybliżyć co to określenie znaczy, powróćmy jeszcze raz do momentu zasypiania, w którym zachodzi wyłącznie odprężenie. Sprawia ono, że zostawiamy poza sobą wszelkiego rodzaju napięcia. O takie samo wyłączne odprężenie chodzi w treningu autogennym. Ważne jest jednak co człowiek z takim odprężeniem zrobi. Może na nim poprzestać a może wyzwolone przez nie siły skierować na coś innego, co jest warte wysiłku. W tym drugim przypadku pojawia się właśnie postawa, którą nazywamy napięciem pozytywnym, będącym warunkiem dobrej i skutecznej medytacji, podczas gdy samo odprężenie w medytacji nie wystarcza, bo będzie prowadziło do senności.
Jak wskazuje samo określenie "napięcie pozytywne" to taki stan, w którym siły człowieka nie są bynajmniej pozbawione napięcia, lecz pozostają w takim napięciu, które odpowiada ich wewnętrznej specyfice i dzięki temu pozwala im dojść bez przymusu do stanu wyciszenia prowadząc do głębokiej medytacji.
Odprężenie to zaczyna się od rozluźnienia napięcia cielesnego, które jednak - zgodnie z tym, co właśnie powiedziano - w takiej tylko mierze prawdziwie się udaje, w jakiej zostaje przezwyciężone napięcie wewnętrzne, powodowane przez wielość elementów, które wciskają się do naszej świadomości. Wówczas owo odprężenie sięga wgłąb, gdy idzie w parze ze zwróceniem się ku jednemu - temu, co jest przedmiotem medytacji. Mówiąc dobitniej w procesie medytacji wyzwolenie się od wpływu wielu rozmaitych spraw i myśli, które zakłócają proces medytacji atakując naszą świadomość jest możliwe dzięki skupieniu się na tym co jest jej przedmiotem - a więc na spotkaniu z Bogiem, zanurzeniu w Jego obecność i miłość, prowadząc do jedności z tym doświadczeniem a co za tym idzie do wewnętrznego wyciszenia. A zatem siły człowieka medytującego są tutaj nadal czynne w całej ich specyfice pomimo odprężenia jakie zyskujemy.
Łatwo tu zauważyć jak ważną role zarówno dla procesu odprężenia jak i właściwego skupienia na przedmiocie medytacji ma oddech. Również ważna jest tutaj rola słowa lub jak kto woli mantry, która pozwala z jednej strony usunąć napływające myśli i skupić się na jednym. Ale o mantrze jeszcze sobie kiedyś powiemy, albo pozwolimy by inni nam powiedzieli.
Istota napięcia pozytywnego polega na tym, że prowadzi ono do stanu, w którym doświadczenie jedności z Bogiem (lub jako kto woli ze sobą samym, choć z punktu widzenia Jezusa na jedno wychodzi!) zyskuje należne sobie pierwszeństwo. To z kolei sprawia, że cała wielość, w którą uwikłane jest nasze codzienne życie z jego aktywnością schodzi na dalszy plan. Zwykle w kulturze Zachodu przeceniamy tę wielość i aktywność jednocześnie deprecjonując sferę jedności, która wynika ze sfery ducha. W procesie medytacji odwracamy tę sytuację powracając do tego, co zwłaszcza dla chrześcijanina powinno być doświadczeniem fundamentalnym a więc pierwszeństwo Ducha, z jedności z którym ma wypływać cała reszta naszego życia. Także jego aktywność. Ważne jest jednak to, by zauważyć, że nowym i niepotrzebnym napięciem leżącym w sprzeczności do tego, co chcemy osiągnąć przez medytację byłaby taka postawa, w której człowiek uczepił by się tak kurczowo owej jedności, w taki sposób, że wielość utraciłaby swoje prawa.
Chciałbym być tu dobrze zrozumiany. Jak mówi Chrystus jako chrześcijanie żyjemy na świecie, choć nie należymy do świata. Nieporozumieniem w życiu chrześcijanina byłaby zatem postawa, w której tak kurczowo uczepił by się on codzienności, że oderwałby się od Źródła, jakim jest życie duchowe. To właśnie życie duchowe, którego przejawem jest medytacja sprawia, że jesteśmy wszczepienie w to Źródło, z którego ma wyrastać nasza codzienność wraz z jej aktywnością. To co nadaje inny wymiar tej aktywności to właśnie fakt że żyjemy w jedności z Bogiem a zatem z tym światem Ducha, do którego tak naprawdę należymy i dzięki mocy którego możemy przemieniać oblicze świata. Może stać się jednak tak, że nasz zachwyt rzeczywistością duchową sprawi, że będziemy chcieli zatrzymać się jedynie na jej poziomie i uciec od codziennej aktywności a więc zdezerterować od tego, co jest zadaniem chrześcijanina na tym świecie, choć bywa ono niewygodne i bolesne. Chęć ucieczki od świata jednak nie przynosi wyzwolenia lecz kolejne napięcia, które rodzą się z nieuniknionej konfrontacji z życiem codziennym, w które Chrystus każe nam się angażować , jak również z poczucia winy, że nie wypełniamy powierzonych nam zadań w świecie.
O tym doświadczeniu mówi między innymi scena przemienienia na górze Tabor. Można by porównać medytację, która wprowadza nas w doświadczenie jedności z Bogiem do pobytu na górze Tabor. Chciałoby się powiedzieć za uczniami: "Dobrze nam tu być". Nie mniej jakkolwiek to doświadczenie ważne z punktu widzenia duchowego, to droga z Taboru prowadzi do świata, do którego mamy wnosić to Światło, którym zostaliśmy przeniknięci podczas spotkania z Bogiem. Pozostanie na górze Tabor może byłoby przyjemne, ale w perspektywie życia duchowego i zbawienia bezowocne.
Dlatego medytacja i napięcie pozytywne są sobie wzajemnie przyporządkowane. Medytacja nie udaje się w stanie napięcia - ani takiego, które jest zniewoleniem przez wielość, ani takiego, które jest kurczowym trzymaniem się jedności. Podobnie niekorzystne jest dla niej całkowite odprężenie, które stanowi jej zaprzeczenie. Natomiast napięcie pozytywne, które daje jedności (z Bogiem i ze sobą samym) miejsce należne jej w ramach wielości (w jakiej na co dzień uczestniczymy) pozwala nam dostrzec w sferze przedmiotowej, do której należy nasze codzienne życie sferę pozaprzedmiotową a więc duchową, ciągle przenikająca nasze życie. Owego podwójnego patrzenia, które dane jest jedynie ludziom wiary, a które powinno towarzyszyć także naszej codziennej aktywności uczy nas doświadczenie medytacji.
Mówiąc dokładniej: człowiek a zwłaszcza chrześcijanin dopiero w stanie napięcia pozytywnego jest w sposób zupełny i wyważony człowiekiem. Innymi słowy: napięcie takie jest właściwym chrześcijaninowi stanem, w którym powinien on żyć zawsze, również w swoim dniu powszednim. Tutaj podkreślić należy dwa akcenty napięcia pozytywnego. W dniu powszednim jest wprawdzie obecna i czynna sfera Ducha, ale uwagę człowieka zazwyczaj zaprząta wielość spraw, która tym sposobem uzyskuje pewną przewagę. W doświadczeniu medytacji zaś człowiek zwraca się wyraźnie i tematycznie ku sferze Ducha i jedności z nią, wskutek czego wysuwa się ona na plan pierwszy, jakkolwiek wielość a więc nasze życie w niej pobrzmiewa.
Życie duchowe ze swej natury nigdy nie odziera człowieka z jego człowieczeństwa, lecz je przemienia, ustawia w odpowiedniej hierarchii i je dynamizuje.Tak przynajmniej powinno być. Ale czy jest tak, to już każdy z nas wie najlepiej. Ale do tego mamy dążyć i medytacja staje się na tej drodze nieodzowną pomocą.
Mam nadzieję, że za bardzo nie zamąciłem, choć i tak bywa jeśli się chce coś uprościć. No cóż, czasem trzeba czasu i cierpliwości, żeby coś zrozumieć w wymiarze duchowym. Dużo czasu. I jeszcze więcej cierpliwości.
Pomedytujmy...
wszak to najlepsze rozwiązanie na wszystko.
Praktyce medytacji sprzyja pewnego rodzaju odprężenie. Tego czym jest odprężenie najlepiej doświadczyć na kilka chwil przed zaśnięciem. Człowiek leży wówczas w postawie pełnego relaksu, jego członki straciły właściwe sobie napięcie jakim wykazywały się za dnia, mięśnie są rozluźnione. Uwaga nie jest już ukierunkowana na jakiś szczególny przedmiot a oddech staje się spokojny, głęboki i regularny.
Odprężeniu ciała zwykle towarzyszy odprężenie wewnętrzne - oba bowiem warunkują siebie nawzajem.
Odprężenie jakie potrzebne jest do medytacji nie daje się wymusić, ponieważ samo takie wymuszenie powoduje znowu napięcie. Chodzi tu więc raczej o stworzenie wstępnych warunków, przy jakich odprężenie występowałoby samo z siebie, czyli spontanicznie. Taki między innymi sens mają ćwiczenia relaksacyjne. Owe wstępne warunki można jednak osiągnąć najskuteczniej, jeśli odprężenie będzie się realizować jako "napięcie pozytywne". Jest to termin, którym w sowim nauczaniu medytacji posługuje się Lotz.
Aby przybliżyć co to określenie znaczy, powróćmy jeszcze raz do momentu zasypiania, w którym zachodzi wyłącznie odprężenie. Sprawia ono, że zostawiamy poza sobą wszelkiego rodzaju napięcia. O takie samo wyłączne odprężenie chodzi w treningu autogennym. Ważne jest jednak co człowiek z takim odprężeniem zrobi. Może na nim poprzestać a może wyzwolone przez nie siły skierować na coś innego, co jest warte wysiłku. W tym drugim przypadku pojawia się właśnie postawa, którą nazywamy napięciem pozytywnym, będącym warunkiem dobrej i skutecznej medytacji, podczas gdy samo odprężenie w medytacji nie wystarcza, bo będzie prowadziło do senności.
Jak wskazuje samo określenie "napięcie pozytywne" to taki stan, w którym siły człowieka nie są bynajmniej pozbawione napięcia, lecz pozostają w takim napięciu, które odpowiada ich wewnętrznej specyfice i dzięki temu pozwala im dojść bez przymusu do stanu wyciszenia prowadząc do głębokiej medytacji.
Odprężenie to zaczyna się od rozluźnienia napięcia cielesnego, które jednak - zgodnie z tym, co właśnie powiedziano - w takiej tylko mierze prawdziwie się udaje, w jakiej zostaje przezwyciężone napięcie wewnętrzne, powodowane przez wielość elementów, które wciskają się do naszej świadomości. Wówczas owo odprężenie sięga wgłąb, gdy idzie w parze ze zwróceniem się ku jednemu - temu, co jest przedmiotem medytacji. Mówiąc dobitniej w procesie medytacji wyzwolenie się od wpływu wielu rozmaitych spraw i myśli, które zakłócają proces medytacji atakując naszą świadomość jest możliwe dzięki skupieniu się na tym co jest jej przedmiotem - a więc na spotkaniu z Bogiem, zanurzeniu w Jego obecność i miłość, prowadząc do jedności z tym doświadczeniem a co za tym idzie do wewnętrznego wyciszenia. A zatem siły człowieka medytującego są tutaj nadal czynne w całej ich specyfice pomimo odprężenia jakie zyskujemy.
Łatwo tu zauważyć jak ważną role zarówno dla procesu odprężenia jak i właściwego skupienia na przedmiocie medytacji ma oddech. Również ważna jest tutaj rola słowa lub jak kto woli mantry, która pozwala z jednej strony usunąć napływające myśli i skupić się na jednym. Ale o mantrze jeszcze sobie kiedyś powiemy, albo pozwolimy by inni nam powiedzieli.
Istota napięcia pozytywnego polega na tym, że prowadzi ono do stanu, w którym doświadczenie jedności z Bogiem (lub jako kto woli ze sobą samym, choć z punktu widzenia Jezusa na jedno wychodzi!) zyskuje należne sobie pierwszeństwo. To z kolei sprawia, że cała wielość, w którą uwikłane jest nasze codzienne życie z jego aktywnością schodzi na dalszy plan. Zwykle w kulturze Zachodu przeceniamy tę wielość i aktywność jednocześnie deprecjonując sferę jedności, która wynika ze sfery ducha. W procesie medytacji odwracamy tę sytuację powracając do tego, co zwłaszcza dla chrześcijanina powinno być doświadczeniem fundamentalnym a więc pierwszeństwo Ducha, z jedności z którym ma wypływać cała reszta naszego życia. Także jego aktywność. Ważne jest jednak to, by zauważyć, że nowym i niepotrzebnym napięciem leżącym w sprzeczności do tego, co chcemy osiągnąć przez medytację byłaby taka postawa, w której człowiek uczepił by się tak kurczowo owej jedności, w taki sposób, że wielość utraciłaby swoje prawa.
Chciałbym być tu dobrze zrozumiany. Jak mówi Chrystus jako chrześcijanie żyjemy na świecie, choć nie należymy do świata. Nieporozumieniem w życiu chrześcijanina byłaby zatem postawa, w której tak kurczowo uczepił by się on codzienności, że oderwałby się od Źródła, jakim jest życie duchowe. To właśnie życie duchowe, którego przejawem jest medytacja sprawia, że jesteśmy wszczepienie w to Źródło, z którego ma wyrastać nasza codzienność wraz z jej aktywnością. To co nadaje inny wymiar tej aktywności to właśnie fakt że żyjemy w jedności z Bogiem a zatem z tym światem Ducha, do którego tak naprawdę należymy i dzięki mocy którego możemy przemieniać oblicze świata. Może stać się jednak tak, że nasz zachwyt rzeczywistością duchową sprawi, że będziemy chcieli zatrzymać się jedynie na jej poziomie i uciec od codziennej aktywności a więc zdezerterować od tego, co jest zadaniem chrześcijanina na tym świecie, choć bywa ono niewygodne i bolesne. Chęć ucieczki od świata jednak nie przynosi wyzwolenia lecz kolejne napięcia, które rodzą się z nieuniknionej konfrontacji z życiem codziennym, w które Chrystus każe nam się angażować , jak również z poczucia winy, że nie wypełniamy powierzonych nam zadań w świecie.
O tym doświadczeniu mówi między innymi scena przemienienia na górze Tabor. Można by porównać medytację, która wprowadza nas w doświadczenie jedności z Bogiem do pobytu na górze Tabor. Chciałoby się powiedzieć za uczniami: "Dobrze nam tu być". Nie mniej jakkolwiek to doświadczenie ważne z punktu widzenia duchowego, to droga z Taboru prowadzi do świata, do którego mamy wnosić to Światło, którym zostaliśmy przeniknięci podczas spotkania z Bogiem. Pozostanie na górze Tabor może byłoby przyjemne, ale w perspektywie życia duchowego i zbawienia bezowocne.
Dlatego medytacja i napięcie pozytywne są sobie wzajemnie przyporządkowane. Medytacja nie udaje się w stanie napięcia - ani takiego, które jest zniewoleniem przez wielość, ani takiego, które jest kurczowym trzymaniem się jedności. Podobnie niekorzystne jest dla niej całkowite odprężenie, które stanowi jej zaprzeczenie. Natomiast napięcie pozytywne, które daje jedności (z Bogiem i ze sobą samym) miejsce należne jej w ramach wielości (w jakiej na co dzień uczestniczymy) pozwala nam dostrzec w sferze przedmiotowej, do której należy nasze codzienne życie sferę pozaprzedmiotową a więc duchową, ciągle przenikająca nasze życie. Owego podwójnego patrzenia, które dane jest jedynie ludziom wiary, a które powinno towarzyszyć także naszej codziennej aktywności uczy nas doświadczenie medytacji.
Mówiąc dokładniej: człowiek a zwłaszcza chrześcijanin dopiero w stanie napięcia pozytywnego jest w sposób zupełny i wyważony człowiekiem. Innymi słowy: napięcie takie jest właściwym chrześcijaninowi stanem, w którym powinien on żyć zawsze, również w swoim dniu powszednim. Tutaj podkreślić należy dwa akcenty napięcia pozytywnego. W dniu powszednim jest wprawdzie obecna i czynna sfera Ducha, ale uwagę człowieka zazwyczaj zaprząta wielość spraw, która tym sposobem uzyskuje pewną przewagę. W doświadczeniu medytacji zaś człowiek zwraca się wyraźnie i tematycznie ku sferze Ducha i jedności z nią, wskutek czego wysuwa się ona na plan pierwszy, jakkolwiek wielość a więc nasze życie w niej pobrzmiewa.
Życie duchowe ze swej natury nigdy nie odziera człowieka z jego człowieczeństwa, lecz je przemienia, ustawia w odpowiedniej hierarchii i je dynamizuje.Tak przynajmniej powinno być. Ale czy jest tak, to już każdy z nas wie najlepiej. Ale do tego mamy dążyć i medytacja staje się na tej drodze nieodzowną pomocą.
Mam nadzieję, że za bardzo nie zamąciłem, choć i tak bywa jeśli się chce coś uprościć. No cóż, czasem trzeba czasu i cierpliwości, żeby coś zrozumieć w wymiarze duchowym. Dużo czasu. I jeszcze więcej cierpliwości.
Pomedytujmy...
wszak to najlepsze rozwiązanie na wszystko.
Komentarze
Prześlij komentarz