Medytacja – Droga ubóstwa


Właśnie przygotowuje się do jutrzejszej sesji medytacyjnej. Cóż lepiej późno niż wcale. I tak najlepiej myśli mi się w nocy. Może dlatego, że noc tak mocno wiąże się z ciszą, zaś cisza w życiu duchowym jest najbardziej twórcza. Zatem zaufam jej natchnieniu raz jeszcze, choć o samej ciszy innym razem...

Medytację Chrześcijańską na całym świecie praktykowali i praktykują ludzie wszelkiego pokroju i wszystkich profesji. Skąd bierze ona swą siłę i zdolność opróżniania duszy i doprowadzenia modlącego do spotkania z Bożą obecnością? Nie z jakiś tam magicznych mocy mantry. Dla ojca Johna Maina mantra była drogą wiary. Mantra w wydaniu chrześcijańskim jest „dążeniem serca”, by posłużyć się tu określeniem św. Teresy z Lesieux. Mantra wypowiadana umysłem pozostaje ekspresją serca, w tym przypadku oznaczającego całą osobę. Serce w rozumieniu biblijnym jest najgłębszą częścią nas samych, naszym centrum jako osoby.

Powtarzane słowo stwarza jednocześnie i pustkę i pełnię wewnątrz nas do tego stopnia, że serce staje się jedno bez żadnych podziałów. I tak oznacza to, że skuteczność mantry jest wprost proporcjonalna do stopnia integracji danej osoby i intensywności w zaangażowaniu i oddaniu sprawie modlitwy.

Mantra wyraża złożenie siebie całego Bogu. Oczywiście oddajemy tylko tyle samych siebie, na ile siebie posiadamy. Jest to, więc miara naszej wolności. Święci inwestowali w Boga wszystko, ponieważ nie było w nich żadnego rozdarcia i cieszyli się prawdziwym ubóstwem w duchu. Początkujący robią, co mogą, każdy na miarę swoich możliwości. Pozostają wierni Medytacji Chrześcijańskiej jako aktowi wyrzeczenia się swego myślenia i niezłomną wolą wypracowania w sobie pewnej duchowej przestrzeni tak, by wypełnił ją sobą Bóg. W tym zawiera się dynamika modlitwy medytacyjnej, która polega na tym, że przestrzeń, która ogołacamy z  tego wszystkiego, co ja zaśmieca zostaje wypełniona tym czym wypełniona być powinna a więc Bogiem..

Ma-ra-na-tha”, którą proponuje o. John jest zaczerpnięta z Biblii (1 Kor 16,22 i Ap 22,20) i oznacza „Przyjdź Panie”. W tej modlitwie używana jest nie jako bezpośrednie błaganie, ale jako sposób zwrócenia swej uwagi na Boga w nas. Mantra wyraża niepodzielne i bezsłowne skupienie się na Wielkiej Tajemnicy zamieszkującej w głębi naszego jestestwa. Rozumowe skojarzenia, uczucia i sentymenty są tu traktowane jako niepożądane, nawet, jeżeli toczą się wokół nabożnych spraw. Bezruch i spokój są jedynym celem; najpierw zewnętrznie, potem aż do pokoju niepodzielnej uwagi skupionej w jednym punkcie. Mantra staje się wyrazem zobowiązania umysłu, który pragnie wyzbyć się wszystkiego, oprócz samego słowa tak, by szeroko otworzyć się na Bożą obecność. Powtarzane słowo staje się nowym językiem wyrażania miłości do Boga i przyjmowania Jego miłości.

Tak oto ludzka otwartość i Boska obecność stają wobec siebie w bezpośredniej bliskości. Bóg przychodzi według św. Jana od Krzyża, tam gdzie jest dla Niego zrobione miejsce. Powtarzane słowo jest modlitwą wyzbycia się wszystkiego, oprócz niego samego. Dokonuje przesunięcia modlącego poza to, co mniej ważne do rejonów ducha. Bóg jest Duchem i zamieszkuje w naszym duchu i centrum, poza naszymi zdolnościami wyobrażenia sobie tego. Podróż do Boga pozostawia wszystko inne poza nami i, by znów posłużyć się słownictwem św. Jana od Krzyża, odbywa się ona na stopach miłości i wiary wprost do serca Boga. Tak, więc przejście to w swej idealnej formie jest pozostawieniem wszystkiego na rzecz Wszystkiego, czym jest Bóg. Mantra jest narzędziem czyniącym adekwatnym pierwsze Błogosławieństwo: Błogosławieni ubodzy w duchu… Jest modlitwą wzywającą nadejście Królestwa Bożego. John Main nie ustępował w swym przekonaniu, że jest dyscypliną, a nie techniką.


Kluczem do wszystkiego jest tutaj oderwanie się. W tradycji monastycznej oderwanie się często utożsamiane jest z czystością serca, zwrotem zaczerpniętym z języka biblijnego. Termin ten jest mniej narażony na błędne interpretacje niż „oderwanie się”. To w języku potocznym może kojarzyć się z apatią, czy też z brakiem poświęcenia. Duchowe oderwanie się, jest poświęceniem najwłaściwszym, takim, które dokonuje właściwego wyboru, we właściwym umiarze i dla właściwych powodów. Ludzie „oderwani” są wolni, zintegrowani i zakorzenieni w Bogu we wszystkich formach ich miłości i na wszystkich płaszczyznach ich życia. Są otwarci na prawdę, ponieważ Słowo Boże jest podstawą ich każdej decyzji. Żyją czerpiąc ze źródła, który jest sam bóg a nie z poddania się swemu egoizmowi.


W ciągu ostatnich czterdziestu coraz większa liczba chrześcijan szuka głębszego, bardziej duchowego, bardziej wewnętrznego wymiaru życia. Idąc za tym pragnieniem wyruszają licznie z wielu zakątków świata do Indii, by posłuchać tamtejszych mistrzów duchowych. Wielu z nich bierze udział w sesjach medytacji transcendentalnej oraz zen. Dzieło o. John Main jako chrześcijański nauczyciel medytacji przypomina, że nie musimy nigdzie wyruszać i stosować znajdujących się poza chrześcijaństwem metod, gdyż tradycja chrześcijańska wypracowała w sobie również takie sposoby medytacji. Ta bogata tradycja życia wewnętrznego i medytacji chrześcijańskiej, istnieje już od czasów apostolskich. O. John Main wierzył, że odnowa w Kościele będzie odnową kontemplacyjną.

Jakie są główne założenia tradycji modlitwy, której o. John Main nauczał za św. Janem Kasjanem?

Pierwsze z nich dotyczy nas samych. Każdy z nas jest wewnętrznie rozdarty. Św. Paweł był świadomy tego rozdarcia, mówiąc: "Nie rozumiem bowiem tego, co czynię, bo nie czynię tego, co chcę, ale to, czego nienawidzę - to właśnie czynię." (Rz 7,15). Ten brak ciszy i wewnętrznej harmonii jest szczególnie widoczny we współczesnym świecie z wszechobecną telewizją, radiem i konsumpcjonizmem. Nie daje się nam sposobności, by prowadzić życie wewnętrzne, czy zachować ciszę. Rzadko żyjemy w chwili obecnej. Zamartwiamy się przeszłością lub myślimy o tym, co będziemy robić w przyszłości. Jesteśmy rozpraszani naszymi pragnieniami i iluzjami. Św. Augustyn powiedział: "Człowiekowi musi najpierw być przywrócone jego człowieczeństwo tak, aby samemu stając się niejako punktem oparcia, mógł z tego punktu wznieść się i skierować ku Bogu". Zatem czas poświęcony codziennie na przebywanie w ciszy, czas w którym staramy się jedynie być świadomi odsłaniającej się obecności Boga ma podstawowe znaczenie w powracaniu do nas samych. By poznać Boga, musimy się koniecznie zatrzymać (Ps 46).
Po drugie, nasz Bóg jest Bogiem miłości. "Tak bowiem Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne" (J 3,16). Nasz Bóg jest Ojcem i kocha nas "takich, jakimi jesteśmy". Jest to wyraźnie pokazane w przypowieści o synu marnotrawnym. Stojąc w obliczu takiego Boga akceptujemy naszą stworzoność. To interesujące, że w raju szatan kusił naszych pierwszych rodziców, by stali się "jak Bóg", by odrzucili swoją stworzoność. Również Jezus był kuszony przez diabła na pustyni, by uczynił cuda i tym samym odrzucił człowieczeństwo i stworzoność. Stworzoność oznacza zaakceptowanie, że Bóg, a nie my sami, nasze ego, jest centrum rzeczywistości. Z pomocą przychodzi nam tu ubóstwo pojedynczego słowa, modlitewnego wezwania, mantry. Powtarzając mantrę zdejmujemy z siebie samych światło reflektora świadomości. Kiedy schodzimy ze sceny, Bóg wraca na swoim prawdziwe miejsce w naszym życiu.

Po trzecie, Bóg, w sposób szczególny, umiłował nas w swoim umiłowanym Synu, Chrystusie. Kiedy medytujemy wchodzimy w śmierć i zmartwychwstanie Chrystusa. On, aż do śmierci, poddany był całkowicie woli swojego Ojca. W medytacji uwalniamy się od wszystkiego, umieramy. Kiedy umiera nasze fałszywe ja, nasze ego, rodzimy się ponownie w Chrystusie.
Życie Boga jest już w nas obecne. Jesteśmy świątyniami Ducha Świętego. Duch Boga modli się w naszych sercach, wołając "Abba, Ojcze" (Rz 8). Bez tego Ducha nie wiemy jak się modlić. Dzięki mantrze jesteśmy obecni w naszym wewnętrznym centrum i zanurzamy się w strumieniu łączności między Ojcem i Duchem, jesteśmy w modlitwie samego Chrystusa, czystej modlitwie. Nie musimy szukać obecności Boga, On już w nas jest, musimy tylko sobie to uświadomić. "Królestwo Boże jest w was".

Proces przemiany jest stopniowy, wymaga wytrwałości. Potrzebny jest czas i dyscyplina, byśmy mogli oderwać się od ego. Dwie medytacje dziennie – rano i wieczorem. Powtarzanie mantry jest jak wyruszenie na pielgrzymkę, w podróż. Najważniejszą rzeczą jest zawsze zaczynać; a później, za każdym razem kiedy będziecie siadać do medytacji, macie ciągle zaczynać; zaczynać za każdym razem, kiedy pojawiają się rozproszenia. Człowiek modlitwy i człowiek wiary,, to ten, który ciągle zaczyna od nowa i nigdy nie rezygnuje – mawiał o. Karol de Foucauld


Oczywiście słowa nawet najpiękniejsze nie przekonają nikogo do medytacji a teoria nawet najlepsza nie jest praktyką i nie wprowadza nas w doświadczenie. Rozmawianie na temat medytacji jest ważne, ale nie zastąpi praktyki. Doświadczenie przekonuje najbardziej. Dopiero, gdy będziemy mieli za sobą pewien okres medytacji, z przezwyciężonymi pierwszymi trudnościami i z codzienna wiernością praktyce przekonamy się, że to naprawdę niezwykła modlitwa. Zaborczość jest naszą wielką słabością. Można nawet okazywać zaborczość duchową w modlitwie posiłkującej się wyobraźnią i myślami, próbując pojąć Boga, który jest przecież poza wszelkim pojmowaniem. Prezentujemy sobie wtedy przyjemne uczucia i zadowalające nas myśli i karmimy się nimi. Ale taka modlitwa może rodzić niebezpieczeństwo wchodzenia w duchową iluzję.  W medytacji niczego nie pojmujemy, niczego nie chcemy i godzimy się na to, aby niczego się nie spodziewać. Jest ona modlitwa ubóstwa i ogołocenia. Dlatego mimo prostoty jest tak trudna dla współczesnego człowieka nastawionego na sukces i dlatego tak wielu tę drogę porzuca. Na tej drodze jeśli coś się otrzymuje – jest to darem samego Boga a nie moją zasługą. Jeśli zatem zdarzy się coś nadzwyczajnego, przechodzimy nad tym, gdyż zatrzymanie się na jakimś doświadczeniu mogło by sprawić, że środek pomylimy z celem.
Żadne ze słów nie odnoszą się bardziej do praktyki medytacji chrześcijańskiej niż te które wypowiedział do tych, którzy chcieli pójść za Nim: "Jeśli kto chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje! (Mk 8, 34). Tradycja sięgająca czasów apostolskich do dzisiaj nieprzerwanie pielęgnowana przez kościół prawosławny mówi, że wierne powtarzanie mantry – jako słowa modlitwy jest jednym z najlepszych sposobów wykonania tego polecenia.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Czujność to dynamiczne, wzajemne oddziaływanie serca i zmysłów

Przyjść do Jezusa

Terapeutyczny wymiar medytacji