Życie to nie bajka...


...A może jednak?

Wśród mojej pisaniny jakiś czas temu znalazłem bajkę. Jedyną, jaką udało mi się w życiu napisać. Więcej nie zamierzam. Ot taki wyprysk erudycji i młodzieńczego zapału. Tak, tak! Bo kiedy ją pisałem byłem młody i zapalony:-) A było to...
dawno.
Pomyślałem, że ją tutaj dołączę w ramach medytacyjnego oddechu. Jakby komuś znudziło się czytanie na temat medytacji i miał gorszy dzień. Niektórych tekst rozśmiesza a może śmieszy (?) Mniejsza o to. Ja za każdym razem, gdy ją czytam dobrze się bawię i nie wiem czy to przykład naiwności, narcyzmu czy po prostu ta bajka taka jest. Pozdrawiam i życzę miłek lektury.
P.S. Muślę, że bajka ma jednak coś z poszukiwania (może niekoniecznie duchowego) i...
z medytacji.

A tytuł bajki brzmi:  WPEWNYMSENSIEBAJKA


        
To wcale nie jest takie pewne, że właśnie Siemak pierwszy znalazł  Cototo.  Chwalił  się  co  prawda  jakiś  czas i puszył i nadymał,
ale  Siemak,  jak  mu  szajba  odbije, potrafi  tak  kłamać,  łgarz  jeden,
że  naprawdę  nigdy  nie  wiadomo  co  mu się  rzeczywiście  zdarzyło,
a   co   zmyślił.   Murfik  na   przykład   mówi,  że   Siemak   ma  coś   z
Pyrtusia, a ponieważ Pyrtuś jest Łajdus i Oczajdusza, to Siemakowi nigdy nie należy dowierzać, a już najmniej, kiedy opowiada Bardzoprawdopodobnehistorie, bo wtedy jest trudno odróżnić, co jest prawdą, a co nie, w przeciwieństwie do Napewnozmyślonychhistorii, gdyż takie odróżnienie nie wymaga wcale wielkiego wysiłku i od razu widać, że Siemak jest kłamca, a Murfik ma rację, porównując go z Pyrtusiem.
         Zresztą, mówiąc szczerze, to Murfik też jest niezłe ziółko. Niby takie niewiniątko, ale jak zajrzeć do jego szafy, to dopiero widać, co to z niego za Ciułacz, no bo po co on trzyma tyle tych Najróżniejszych Przedmiotów: grzebienie, szczotki do futerka, szczoteczkę do siekaczy, szczoteczkę do kłów, szczoteczkę do trzonowych, nauszniki, zapałki, maszynkę do strzyżenia wyrastającego, zeschłą mandarynkę, igły, muszelki, zdechłe pszczoły, szmatkę, wykałaczkę, ogryzek Niewiadomoczego, plastelinę, kubek, włos i tak dalej. A do tego jeszcze nie wymawia „r”. Mułfik. Wreszcie psioczy ile wlezie na Siemaka i Pyrtusia, ale jak przyjdzie Codoczego, bo czasem się zdarza, że Codoczego przychodzi do Murfika, i to najczęściej zupełnie niespodziewanie, kiedy on kładzie się spać albo robi przysiady, a to jest jego Jednymznajbardziejulubionychzajęć, obok jeszcze paru innych, z których nawet taki Siemak się śmieje, wtedy Murfik leci do Jednego albo Drugiego, jeśli Jednego akurat nie ma, bo dziwna rzecz, ale nigdy się jeszcze nie zdarzyło, żeby nie było i Jednego i Drugiego, i wcale nie mówiąc, że właśnie przyszło Codoczego, ma zawsze jakiś Niezwyklepilnyinteres.
         Ale co racja to racja. Jeśli już któryś miał znaleźć Cototo, to najprędzej Siemak, bo on nie siedzi całymi godzinami na kamieniu jak Pyrtuś, ani nie wynajduje durnych zajęć jak Tenidiotamurfik, ale za to lata jak Kotzpęcherzem i rzadko można go zastać tam, gdzie zazwyczajpozostali dwaj chcą go zastać, to znaczy na Miejscu. Siemak to jest w ogóle Innytyp (powiedzenie Pyrtusia). W dodatku jest to jeszcze o tyle podobne do Siemaka, że to właśnie on, nikt inny, mógł przylecieć najpierw do Murfika i opowiedzieć Razdwatrzy, co to on widział koło Drzewa, i że jest to Nadernieprawdopodobnahistoria, żeby Murfik mu uwierzył, właśnie Murfik, który jest Niedowiarek i na Siemaka patrzy z Przymróżeniemoka, jakby ten był Diabliwiedząjakimkłamcą. To jest wersja do przyjęcia.
..................................................................................................................

SIEMAK:  Cześć.
MURFIK:  A cześć.
SIEMAK:  A cześć. Rozumiesz coś z tego?
MURFIK:  Nic. A z czego?
SIEMAK:  No z tego co tam leży pod Drzewem?
MURFIK:  Ba.
SIEMAK:  To nie jest żadna odpowiedź.
MURFIK:  Ty chyba upadłeś na łeb, Siemak. Odpocznij tłochę.
SIEMAK:  Co to jest tłocha?
MURFIK:  Głupi jesteś. Ja przecież nie wymawiam eł, ty sklełozo.
                 Denełwujesz mnie.
SIEMAK:  Ja cię denełwuję, tfu, denerwuję? Wszystko jedno. Ja chcę
                 się dowiedzieć, co to tam leży pod drzewem, takie wielkie 
                 jak ty i Pyrtuś i ja dodać ty i Pyrtuś i ja dodać ty i Pyrtuś i ja 
                 dodać...
MURFIK:  Choleła. Czyś ty zgrupiał, tfu, zgłupiał? Skąd ja mam
                 wiedzieć, co to tam leży pod Drzewem?
SIEMAK:  A skąd ja?
MURFIK:  Co skąd ty?
SIEMAK:  Skąd ja mam wiedzieć?
MURFIK:  Stamtąd.
SIEMAK:  Skąd?
MURFIK:  Spod Drzewa.
SIEMAK:  Pod Drzewem coś leży, ale ja nie wiem Cototo.
MURFIK:  Gdzie ty masz oczy, Siemak?
SIEMAK:  Tu.
MURFIK:  Ja wiem, ale tak mówię, że niby się pytam, dlaczego ty nie
                 wiesz Cototo?
SIEMAK:  To jakoś dziwnie się pytasz.
..................................................................................................................
         Nie wiadomo też, ile właściwie trwała rozmowa Siemaka z Murfikiem, zanim we trzech, bo zdołali zawołać po drodze Pyrtusia, co też nie trwało chwilki, zważywszy, jak trudno go zawsze ściągnąć z kamienia, ruszyli w stronę Drzewa zobaczyć Cototo, które, zdaniem Siemaka, powinno nadal tam leżeć, jeśli oczywiście (zabezpieczał się Siemak) nie polazło już Niewiedziećgdzie, czyli tam, gdzie naturalnie trudno byłoby to odszukać, wobec czego Siemak znów wyglądałby na Kłamcę, a tego nie lubił. Szli, szli i szli. Pyrtuś podskakiwał. Pyrtuś zawsze podskakuje, kiedy zejdzie Raznajakiśczas z kamienia, bo taką ma w zasadzie naturę, że lubi podskakiwać, a co gorsza podskakuje nawet wtedy, gdy siedzi na kamieniu, co wprawdzie zdarza mu się rzadziej, ale jednak, i co bardzo martwi Siemaka, który chciałby być wiecznie naj, i gdyby Pyrtuś nie podskakiwał, kto wie czyby mu się to nie udało. Podskakiwanie Pyrtusia denerwuje nawet Murfika, choć on jest raczej spokojny i nie zazdrości Pyrtusiowi ani jego kamienia, ani podskoków.

..................................................................................................................

MURFIK:   Po cholełę ty tak podskakujesz, Pyłtuś?
PYRTUŚ:  Ja skaczę do Poziomu.
SIEMAK:   Do jakiego znowu Poziomu? Mieliśmy iść do Drzewa.
PYRTUŚ:  E, co ja ci będę tłumaczył.
SIEMAK:   Nie wiem.
PYRTUŚ:  Czego nie wiesz?
SIEMAK:   Nie wiem, co ty mi będziesz tłumaczył.
PYRTUŚ:  Ja się ciebie nie pytam.
SIEMAK:   To po co się pytasz? Ty, Pyrtuś, masz dziwny sposób bycia.
PYRTUŚ:  Bycia kim?
SIEMAK:   Bycia w ogóle.
PYRTUŚ:  Nigdy nie byłem w ogóle i nie wiem nawet gdzie to jest.
MURFIK:   A co ty wiesz?
PYRTUŚ:   Wiem, że pod Drzewem coś leży.
MURFIK:   O! A skąd to wiesz?
PYRTUŚ:  Bo widzę. Właśnie doszliśmy do Drzewa.
................................................................................................................
        
Rzeczywiście. Gdyby Siemak z Murfikiem nie zwracali tak pilnej uwagi na podskakiwanie Pyrtusia, z pewnością wcześniej dostrzegliby ogromne, rozłożyste Drzewo, ULUBIONE MIEJSCE ulubionego przysmaku Siemaka, to znaczy żołędzi, a pod tym miejscem, to znaczy Drzewem, leżące Cototo, które nigdzie nie polazło i leżało tam dalej, zupełnie tak samo jak wtedy, gdy zobaczył je Siemak, a w dodatku okazało się, że on wcale nie przesadził dodając Murfika, Pyrtusia i siebie do Murfika i Pyrtusia i siebie i tak w kółko, ponieważ Cototo było rzeczywiście bardzo duże. Spoczywało sobie w najlepsze między dwoma OGROMNYMI korzeniami, przygniatając swoim niemałym najpewniej ciężarem kupę uschniętych liści i sporą (Ojejej! – westchnął Pyrtuś) ilość Żołędzi, zupełnie jeszcze smakowitych, z których tylko parę można było stamtąd wyciągnąć. Murfik ze złością pomyślał o swojej Bardzodobrej pamięci. To nie było bynajmniej przyjemne pamiętać, jak się objechało Siemaka za to, że nie wiedział Cototo jest, skoro teraz wiedziało się od Siemaka niewiele więcej, albo jeszcze mniej i kiedy się czuło niemały ciężar Obowiązku rozstrzygnięcia kwestii przynależności Cototego do znanych skądinąd przedmiotów, który to obowiązek nieproszony usadowił się był właśnie na wątłych barkach Murfika. Nadto dochodziły jeszcze irytujące chrząknięcia czekającego na Coś Pyrtusia, skierowane w sposób napastliwy do OO (Obarczonego Obowiązkiem). Chcąc nie chcąc, a właściwie to drugie, musiał Murfik przystąpić do oględzin. I tu przyznać trzeba, iż robił to z sobie tylko właściwą godnością i wprawą, przyprawiającą o zachwyt Tychdwóchtłumoków. Obszedł więc najpierw Cototo dokoła (czy całe), zajrzał pod (czy głębokie), zerknął nad (czy wysokie), powąchał (czy pachnące), polizał (czy słodkie), kopnął (czy twarde) i na koniec podrapał się po głowie (czy wie). Nie wiedział.

..................................................................................................................
 
MURFIK:   No...
SIEMAK:   No?
MURFIK:   To jest... Cóż...
PYRTUŚ:   To jest Cóż?
MURFIK:   Hm... Nie zupełnie.
PYRTUŚ:  Raczej Niezupełnie. Niezupełnie Cóż, czy tak?
MURFIK:  Nie całkiem.
PYRTUŚ:  Więc Nie całkiem Niezupełnie Cóż. To mi się podoba.
SIEMAK:  Co?
PYRTUŚ:  To mi się podoba jak to się nazywa. Sam chciałbym się
                  nazywać Niecałkiem Niezupełny Pyrtuś. To brzmi nieźle.
                  Im-po-nu-ją-co.
SIEMAK:  Nic rozsądku, nic a nic. Ja się na tym znam. Murfik po prostu
                 nie wiem. Wiesz?
MURFIK:  Ba...
SIEMAK:  Ba co?
MURFIK:  Nie wiem.
SIEMAK:  A jednak. Tego się po nim spodziewałem.
..................................................................................................................

Bzdura: spodziewał się czego innego zgoła. No, ale Siemak jest kłamca i nigdy nie umie stanąć na jednym Stanowisku. Za to sytuacja stawała. Stawała się coraz bardziej kłopotliwa, zwłaszcza dla Murfika. I kto wie (a na pewno nie on), jak by się to wszystko skończyło, gdyby Murfik, w ostatniej niemal chwili przed Bardzoniekorzystnymkońcem, nie dostrzegł huśtającej się opodal na krzaku, jednej jedynej Truskawki z bardzo białą brodą. Broda bez wątpienia oznaczała, że Truskawka ta młoda nie jest, a to z kolei oznaczało, że huśta się tu już od dłuższego czasu, co oznaczało, iż musiała widzieć Cototo znacznie wcześniej niż Siemak, Murfik i Pyrtuś, który to fakt oznaczał, że powinna wiedzieć. Wystarczyło tylko zapytać. Pozornie jednak, bowiem podjęcie decyzji zapytania Truskawki o Cokolwiek nie jest łatwe, jeśli się wie, jak bywają one impertynenckie i małomówne, choć trudno im jednocześnie odmówić pewnej dozy Zdrowegorozsądku, w przeciwieństwie do Żołędzi na przykład, które, mimo swej gadatliwości, okazują głupotę większą może nawet niż Szyszki i paplają takie bzdury, że przykro się robi. Truskawkę pyta się więc w Ostateczności, kiedy nie ma innego wyjścia, jednym słowem w sytuacji, w jakiej znalazł się w tej chwili Murfik.

..................................................................................................................

MURFIK:           Hej, hej. Pogadamy?
TRUSKAWKA:  A bo co?
MURFIK:           Bo chcę cię o coś zapytać.
TRUSKAWKA:  Eeeee tam...
MURFIK:           Ty, powiedz co to tam leży?
TRUSKAWKA:  Gdzie?
MURFIK:           Pod Drzewem.

TRUSKAWKA:  Eee. Odpieprz się.
SIEMAK:            Takie to, cholera, nieużyte. Truskawka.
MURFIK:            Nie wtłącaj się, Siemak. Ładną masz błodę.
SIEMAK:            Ja?
MURFIK:            Nie do ciebie. Ładna masz błodę.
TRUSKAWKA:   Phi.
SIEMAK:            Spleśniało się troszeczkę, co?
TRUSKAWKA:  Odpieprz się.
MURFIK:           Jakaś pieprznięta. Głupsza od szyszki, słowo daję.
TRUSKAWKA:  Przezywasz się, durny stworku? Sam jesteś 
                          pieprznięty.
MURFIK:           Nie płowokuj mnie. Masz szczęście, że nie znoszę 
                          tłuskawek. Nie mógłbym cię stławić, ty zgnilcu.
TRUSKAWKA:  Grumkh, grumkh.

..................................................................................................................

To było jej ostatnie słowo (chrząknięcie raczej). Wobec takiego postawienia sprawy, wobec głupiego, truskawkowego pyskacza, można było jedynie machnąć ręką, albo zrobić przysiad, albo jeszcze raz próbować rozgryźć Cototo, a właściwie niezupełnie rozgryźć, gdyż rozgryzienie przedmiotu tak dużego, stanowiło trudność niemałą nawet dla Siemaka, nie mówiąc już o Pyrtusiu, który z trudem rozgryzał żołędzie, stąd przez rozgryzienie Cototego, o czym była mowa i o czym dumał sobie Murfik, rozumieć należy jedynie... ten... no... co to je właściwie chciałem...? W każdym razie dla zaistniałej sytuacji pozostawała jedna z ostatnich desek ratunku, jeśli deska może uratować kogoś w miejscu, gdzie zupełnie, ale to zupełnie nie ma wody. Tak czy inaczej Murfik przystąpił do rzeczy, zwracając się wprost do Cototego.

..................................................................................................................

MURFIK:   Ej, ty!
PYRTUŚ:  Ej, ty!
SIEMAK:   Ej, ty!
MURFIK:   Papugi.
SIEMAK:   Gdzie?
MURFIK:   Tu. Wy jesteście papugi. Nikt was nie płosił, żebyście 
                  wszystko powtarzali. Ja też nie. Widzicie, że tełaz płacuję i
                  to nielekko.
PYRTUŚ:  A nad czym?
MURFIK:   Nad łozgłyzieniem.
PYRTUŚ:  Gryziesz coś? A ja myślałem, że chcesz się spytać 
                  Cototego o Cototo.
MURFIK:   Właśnie.
PYRTUŚ:  Gdzie?
MURFIK:   Właśnie. Czyli, że niby to łobię.
PYRTUŚ:  Co?
MURFIK:   E, ja się z tobą nie dogadam. Ej, ty!
PYRTUŚ:   Ja?
MURFIK:   O łany, do Cototego mówię.
PYRTUŚ:   Acha.
MURFIK:    Ej, ty! Ty tumanie.
SIEMAK:    Skąd wiesz, że to jest Tuman?
MURFIK:    Nie wiem, ale może zacznie się przezywać.

..................................................................................................................

Próżna nadzieja: Cototo najwyraźniej nie miało ochoty ani się przezywać, ani nawet mówić Coniebądź. Za to Murfik... Murfik nabrał naraz niezwykłej ochoty do gadania, przysiadów i wymachiwania kończynami.

..................................................................................................................


MURFIK:   Oooooooooooo !
SIEMAK:   Oooooooooooo ?
PYRTUŚ:  Nie wiem.
MURFIK:   Oooooooooooo !
SIEMAK:   Zwariował?
PYRTUŚ:  Chyba.
MURFIK:   Oooooooooooo ! Wiem, wiem, wiem! Wiem, Cototo !
SIEMAK
I
PYRTUŚ:   Mów, mów, mów, mów, mów, mów.
MURFIK:  Przypomniałem sobie. Mam wspaniałą pamięć, doskonałą
                 pamięć. Niezwykłą pamięć, unikalną, niespożytą, 
                 niezgłębioną...
SIEMAK:  Długo jeszcze tego będzie?
MURFIK:  Stałczy. Wiecie, co to jest?
PYRTUŚ
I
SIEMAK:   Nie.
MURFIK:  To... jest  Ły...Zy...E...Cy...Zy... !
PYRTUŚ:  Łyzyecyzy? Pierwsze słyszę.
MURFIK:   Nie żadne łyzyecyzy, eciepecie, kukułyku, ani jakieś fikimiki.
                  To jest RZECZ, łozumiesz?
SIEMAK:   Nic a nic.
PYRTUŚ:  Nic a nic.
MURFIK:   A wy dułnie! Rzecz, czyli Przedmiot.
PYRTUŚ:  Zaraz, zaraz, nie tak szybko. Albo rzecz, albo przedmiot,  
                  nie?
MURFIK:   Nie. Jedno i długie.
PYRTUŚ:  To niemożliwe. Ja jestem Pyrtuś, ale nie jestem Siemak, 
                  Siemak jest Siemak, ale nie jest Murfik, Murfik jest Murfik, 
                  ale ...
MURFIK:   Dosyć tego! Wy się po płostu nie znacie.
PYRTUŚ:  Nie przesadzaj. Znam Siemaka kawał czasu.
MURFIK:   A czy ja mówię, że ty nie znasz Siemaka?
PYRTUŚ:  Tak jakby.
MURFIK:   Ja mówię, że wy się nie znacie na rzeczach, czyli
                  przedmiotach.
SIEMAK:  To prawda. My się znamy na Codzień.
MURFIK:  Na czym?
SIEMAK:  Na Co dzień, znaczy się każdego dnia.
MURFIK:  Załaz mnie skłęci. Siemak, czy ty jesteś taki głupi od bardzo
                 dawna, czy jeszcze wcześniej?

..................................................................................................................


Na pytanie to Murfik nie otrzymał, niestety, odpowiedzi, a to z tej prostej przyczyny, że Siemak, jako klasyczne Bezpamięcie, nie mógł w żaden sposób przypomnieć sobie, od kiedy tak naprawdę jest głupi. Nie pamiętał i już. Druga sprawa, że Murfik, zadając to pytanie, nie oczekiwał bynajmniej, by Siemak, zaraz, tutaj, określał wiek posiadanej przez siebie głupoty, ale powiedział to jedynie dla powiedzenia Byleczego, z zamierzeniem co najwyżej ukazania swojej, mocno już wątpliwej wyższości nad Tymidwomadurniami, którzy nie wiedzieć po jaką „cholełę” zapędzali go teraz w kozi róg, co dla Murfika przyjemnym nie było. Jedynym logicznym wyjściem z tej kłopotliwej sytuacji byłoby dla niego oczywiście ofuknięcie Siemaka i Pyrtusia, pogardliwy zwrot w tył i odejście tam, skąd przyszedł, lecz, jak wiadomo, to co logiczne, nie zawsze jest tym, co pożądane, a w danym przypadku pożądanym było wyjaśnienie sprawy do końca i ostatecznie, wobec czego Murfikowi pozostawała już naprawdę ostatnia deska ratunku, a ściślej mówiąc: Ostatni Patyk Ratunku. Właśnie Patyk, Patyk, na którego zawsze można było liczyć, który nie zawiódł nigdy, który okazywał się pomocny na pozycji pozornie straconej. Po raz pierwszy nadzwyczajne właściwości Patyka objawiły się Murfikowi w momencie zapoznania z Pyrtusiem, kiedy to Murfik zdybał go w chwili, gdy ten najspokojniej w świecie siedział sobie na kamieniu, głuchy i ślepy na wszystko. Murfik, zaintrygowany spotkaniem Pyrtusia, którego widział po raz pierwszy i zupełnie niespodziewany, próbował na wszystkie znane mu sposoby dowiedzieć się, że Pyrtuś to Pyrtuś i co on tu akurat robi. Na żaden jednak z tych sposobów skamieniały na kamieniu Pyrtuś nie reagował i kto wie, czy kiedykolwiek zwróciłby uwagę na rozpaczliwe wysiłki Murfika tuż obok, gdyby nie dźgnięcie patyka, które zwróciło Pyrtusia otaczającej go Rzeczywistości w sposób tak nagły, bezlitosny i bolesny, iż pociągnęło to za sobą długi łańcuch zdarzeń, na którego końcu umieścić by należało bez wątpienia ogromny guz, panoszący się przez okrągłe kilka dni na i tak biednej głowie Murfika. Chwilowy brak Patyka w lesie pełnym patyków, nie stanowi przeszkody tak wielkiej, by zaraz zrezygnować z powziętej Dopieroco decyzji. Decyzją było dźgnięcie Cototego Patykiem.
Murfik dźgnął. Raz, dźgnął drugi, dźgnął trzeci. Dźganie po raz czwarty, wobec zdecydowanej postawy Cototego, nie reagującego na dźgnięcia, byłoby nonsensem. Murfikowi łapy opadły.

..................................................................................................................


PYRTUŚ:  Dźgnąłeś, Dźgaczu?
MURFIK:   Dźgnąłem.
SIEMAK:   I co?
MURFIK:   I nic.
SIEMAK:   Zupełnie nic? To ci heca.
MURFIK:   Niezupełnie. Patyk wchodzi łatwo. Znaczy, że Cototo jest 
                  nadwątlone.
PYRTUŚ:  Czy to znaczy tylko to i nic więcej, znaczy się, nic nie
                  znaczy poza tym co znaczy?
MURFIK:   No, coś w tym łodzaju.
PYRTUŚ:  Ale w tym rodzaju co właściwie znaczy to, że znaczy, że
                  Cototo jest Nadwątlone.
MURFIK:   Co ma znaczyć? Jest Nadwątlone i tyle.
PYRTUŚ:   Niedużo.
MURFIK:   Eh ( to było westchnienie ).
PYRTUŚ:  Eh ( to też było westchnienie, i to jakie! ).
SIEMAK:   Eh ( to także ).
PYRTUŚ:  Przyszło mi do głowy Jednobardzoważnepytanie. Murfik,
                  czy ty właściwie wiesz w końcu Cototo?
MURFIK:   Zależy, z któłej strony na to spojrzeć.
PYRTUŚ:  Z tej, po której stoisz, z lewej.
MURFIK:   No to nie wiem.
PYRTUŚ:  A z prawej?
MURFIK:   Też nie wiem.
PYRTUŚ:  A z góry?
MURFIK:   Z góły też nie.
PYRTUŚ:  A z dołu?
MURFIK:   Tymbałdziej.
PYRTUŚ:  Jest jeszcze jakaś strona?
SIEMAK:  Zdaje się, że nie ma. Zdaje się, że Murfik w ogóle nie wie.
                 Zgadza się?
MURFIK:  Nie wiem.
SIEMAK:  Właśnie.

..................................................................................................................

Pyrtuś powinien był spytać jeszcze „gdzie”, bo zawsze pytał: „gdzie”, ilekroć usłyszał „właśnie”, z uwagi na pewne ograniczenie umysłowe, skłaniające go do umiejscawiania wszystkiego, co tylko, choćby i pozornie wydawało się zdatne do umiejscowienia, a to w wyniku ustawicznego przesiadywania na kamieniu, który bądź co bądź był jednak umiejscowiony stale na jednym i tym samym miejscu, co... Tak. Nie spytał jednak. Nie spytał, bo był przygnębiony. Pyrtuś rzadko pyta, gdy jest przygnębiony. Przygnębiony był z powodu Cototego, co jest zrozumiałe. Również Murfik i Siemak byli przygnębieni. Z tego samego powodu, co też jest zrozumiałe. Kiedy jest się przygnębionym, najlepiej pójść w zaciszne miejsce, miejsce, które się lubi i tam, spokojnie przetrawić. Przygnębienie. Więc poszli, wszyscy trzej.
Po drodze, ni stąd ni zowąd Siemak, trawiący widać coś jeszcze oprócz przygnębienia, nachylił się nieznacznie ku Pyrtusiowi i tak, by nie usłyszał go idący przodem Murfik, szepnął w zwisające beznadziejnie ucho Pyrtusia:
-         Ja chyba wiem, co to było Cototo.
Pyrtusiowi natychmiast zaokrągliły się oczy i tymi zaokrąglonymi już oczyma obrzuciwszy zdradzającą Znajomość Tajemnicy minę Siemaka, zapytał, też szeptem:
-         No?
-         Tam leżał Nad-wą-tlo-ny-au-to-ry-tet-mur-fi-ka ...
-         Acha – wyjąkał pełen podziwu Pyrtuś.
A Murfik tymczasem trawił.




Warka, 1994.09.20










Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Czujność to dynamiczne, wzajemne oddziaływanie serca i zmysłów

Przyjść do Jezusa

Terapeutyczny wymiar medytacji