Dla tych, ktorzy nie mogli...

Pamiętając o tych, którzy z różnych powodów nie mogli uczestniczyć w ostatniej sesji medytacyjnej zamieszczamy rozważania nad którymi dane nam było się pochylać.

1. Tytułem wprowadzenia.


Ważne żebyśmy zwracali uwagę na to, dlaczego medytujemy. Istotnym jest, abyśmy znali swoją intencję. Pamiętajmy, że w doświadczeniu medytacji "nie ma dokąd iść, nie ma niczego do osiągnięcia". Musimy jednak być świadomi naszych pokus dotyczących ambicji osiągnięcia jakichkolwiek owoców doświadczenia medytacji, po to, aby się przed nimi ochronić i aby nie sprowadziły nas na manowce tego doświadczenia.

Siądź w pozycji, która najbardziej ci odpowiada. Wyprostuj plecy. Oddychaj wolno i głęboko, podążaj za oddechem, jednocząc się z nim. Puść wszystko czego tak kurczowo się trzymasz.

Miejsce do siedzenia powinno być schludne i przyjemne, powinno być miejscem, w którym czujesz się dobrze, w którym jak najmniej rzeczy cię rozprasza i przeszkadza. Ma być twoją izdebką – o której Jezus wspomina w Ewangelii, intymnym miejscem spotkania z Bogiem. Dobrze jest przewietrzyć je przed podjęciem medytacji.

Wyobraź sobie, że jesteś kamykiem wrzuconym do rzeki. Kamień bez wysiłku przenika wodę, przez nic nie zatrzymywany, przebywszy możliwie najkrótszą drogę, opada na dno. Jesteś jak ten kamyk, który pozwolił sobie na to, by wszystko porzucić i wpaść do wody. W centrum twego istnienia jest oddech. Nie obchodzi cię, ile czasu kamyk będzie potrzebował, by dotrzeć do piaszczystego dna rzeki. Gdy poczujesz się jak kamyk, który osiadł na dnie, to zaczniesz odkrywać całkowity spokój. Już cię nic nie popycha i nie ciągnie.

Siedzenie jest po prostu utrzymywaniem świadomości ciała i umysłu. Dlatego trzeba być świadomym każdego pragnienia przekształcenia siedzenia w ucieczkę od życia. Medytacja nie jest ucieczką w stan iluzji, w stan świętego i błogiego spokoju. Taka ucieczka nigdy bowiem nie przyniesie duchowych korzyści.

Musimy też być świadomi tego, że po okresie łatwej medytacji przychodzi często opór, trudności, emocjonalne wzburzenia, zniechęcenie. W takich chwilach trzeba po prostu kontynuować praktykę, na przekór temu co czujemy.  Trzeba być wiernym praktyce.

W doświadczeniu medytacji nie chodzi o "osiąganie czegoś" w siedzeniu (np. specjalnej jasności, wglądu, spokoju umysłu). To może się pojawić, ale ważniejsze jest trwanie tu i teraz oraz  świadomość wszystkiego co się wydarza, włączając pomieszanie, zniechęcenie, niepokój.

Pamiętajmy, że prawdziwa praktyka nie jest jakąś skuteczną techniką, czy czymkolwiek innym, ale jest przekształcaniem  naszego życia. Nie ma szybkich zmian. Nasza praktyka dotyczy życia i praktykujemy do końca.

Niektórzy ludzie doświadczają medytacji jako ciężkiej pracy i pragną, by czas jak najszybciej minął i by mogli w końcu odpocząć. Oznacza to, że nie potrafią medytować właściwie. Gdy medytuje się właściwie, to właśnie medytacja staje się miejscem odpoczynku i osiągnięcia spokój. 

Ważne jest by być tu i teraz i w tym byciu odnajdywać radość. Jest to radość trwania przed Bogiem. Jeśli nie potrafimy znaleźć radości w spokoju tej właśnie chwili  - przepłynie ona obok nas jak rzeka, której biegu nie jesteś w stanie powstrzymać. A wówczas nie nauczymy się żyć i cieszyć chwila obecną. Radość i spokój są możliwe właśnie tu i teraz, kiedy siedzimy. Nie musimy ich szukać nigdzie indziej. Jej źródło jest w nas.  Jeśli nie znajdziemy ich tutaj, to nie znajdziemy ich nigdzie. Nie szukajmy zatem na zewnątrz, nie biegnijmy za myślami i odczuciami.  Ważne jest, abyśmy starali się znaleźć radość i spokój właśnie w tej chwili.

Ten czas jest twoim czasem. Miejsce, gdzie siedzisz -twoim miejscem. Właśnie tu, na tym miejscu i w tym momencie możesz doświadczyć głębokiego sensu i przemiany swojego serca.

 
Posted by Picasa

2. Konferencja



Zacznijmy od zasadniczego stwierdzenia, że medytacja chrześcijańska jest chrześcijańska, ponieważ zakorzeniona jest w życiu i działaniu Jezusa Chrystusa. Stąd prosty wniosek, że jeśli chcemy znaleźć jakieś wskazówki dla medytacji, to przede wszystkim jako chrześcijanie jesteśmy zaproszeni do tego, by szukać ich w tym, czego naucza Jezus. I tu pewien fakt godny podkreślenia: Doświadczenie medytacji nie zwalnia nas od lektury i rozważania Słowa Bożego, wręcz przeciwnie implikuje je, jest bowiem nieodzownym warunkiem tego, abym w moim codziennym życiu, które ma wyrastać z modlitwy jaki ze wsłuchiwania się w to, co ma mi do powiedzenia Chrystus mógł Go rzeczywiście naśladować.

 Skoro zatem w innych dziedzinach uznajemy za stosowne szukać podpowiedzi w Słowie Bożym, to tym bardziej dziedzina ta powinno być życie duchowe, którego istotną część stanowi moja modlitwa.

Choć w Ewangeliach nie ma, o ile wiem, żadnych szczególnych odniesień do praktyki medytacji lub modlitwy kontemplacyjnej jako takich, to jednak mamy wystarczająco dużo wskazówek dla takiej modlitwy. Płyną one nie skąd inąd jak z Jezusowego doświadczenia modlitwy.

Przypomnijmy sobie owe 40 dni i 40 nocy spędzonych na pustyni… Cisza pustyni i jej symbolika w zarówno w Starym Testamencie jak i w doświadczeniu Ojców Pustyni bardzo ściśle wiążą ją z modlitwą ubóstwa i kontemplacją. Co Jezus robił w czasie swego pobytu „na pustyni” poza poszczeniem, modlitwą i walką z pokusami, tego naprawdę nikt nie wie. To, że pościł jest częścią opowiadania, ale możemy się domyśleć, że musiał także się modlić, ponieważ modlitwa była częścią religijnej praktyki postu. Jak modlił się przebywając tam sam na sam, tego też dokładnie nie wiemy, ale nie popełnimy dużego błędu przypuszczając, że trwał wyciszony w postawie cierpliwego oczekiwania przed Ojcem. Zresztą na taką formę modlitwy wskazywało by wiele fragmentów mówiących o częstym wychodzeniu Jezusa nad ranem, gdy jeszcze było ciemno, po to by w ciszy i spokoju pobyć w obecności Boga.

Oczywiście spoglądając na modlącego się Chrystusa odwołujemy się do naszego osobistego doświadczenia modlitwy. Po długim okresie czasu trwania na naszej prywatnej modlitwie, kończą nam się często słowa, chyba, że je powtarzamy np. modląc się na różańcu. Tak naprawdę to właśnie z tego powodu ostatecznie o. Jan Kasjan prowadzi swoich uczniów do doświadczenia  medytacji. Czyż Chrystus nie zapewnia nas, że Bóg wie, czego potrzebujemy zanim Go o to poprosimy? Czy sam nie zachęca by nie ulegać pokusie wielomówstwa? Sami zresztą czujemy, że nasze słowa nigdy nie zdołają w pełni wyrazić tego, co nosimy w naszych sercach lub co czujemy. Każdy kto na drodze życia duchowego postąpił choć trochę czuje jakby wewnętrznie, że wartość modlitwy nie bierze się z wielości słów i dlatego odkrywamy ten szczególny wymiar naszej modlitwy prowadzący do milczenia i prostego bycia obecnym przed Bogiem (przykładem tego jest choćby adoracja).  Ojciec John Main mówi, że modlitwa Jezusa jest „strumieniem miłości nieprzerwanie wypływającym od Niego do Ojca”, co może się wydawać najlepszym opisem tego rodzaju modlitwy, jakim Jezus modlił się na pustyni czy w chwilach samotnej modlitwy.

W medytacji doświadczamy rozproszeń tzn. przypadkowych i nieuporządkowanych myśli, które ogarniają całe spektrum rzeczy – od ważnych do trywialnych –  dotyczących naszego życia i otoczenia. Wydawać się może, że jest to doświadczenie bliskie Jezusowemu doświadczeniu pokus, które pojawiały się w czasie Jego pobytu na pustyni, które uderzały w samo serce Jego tożsamości i misji jako Bożego Pomazańca. Takie rozproszenia były zapewne jeszcze bardziej intensywne z powodu dotkliwych  potrzeb fizycznych i niewygód pustyni. John Main  i inni mistrzowie medytacji radzą nam w takich przypadkach abyśmy po prostu pozwalali odejść rozproszeniom, nie zatrzymywać się nad nimi, a zamiast tego skupić całą uwagę na powtarzanym wersecie.

Również dalsze sceny z Nowego Testamentu (Mt 14,13-22 i Łk 6,12) pokazują nam Jezusa na modlitwie. I tak poszedł aby modlić się po tym, jak nakarmił tłumy i rozesłał swoich uczniów wzdłuż Jeziora Galilejskiego. Gdy to uczynił, wyszedł sam jeden na górę, aby się modlić. Wieczór zapadł, a On sam tam przebywał (Mt 14,23). Jezus miał za sobą długi i męczący dzień i potrzebował czasu, by być sam na sam z Ojcem. Innym jeszcze razem, przed powołaniem swych uczniów, Jezus poszedł na wzgórze i modlił się całą noc. Każdy, kto choć raz uczestniczył w nocnym czuwaniu dobrze wie, że całonocna modlitwa, to nie czas na słowa, ale czuwanie w ciszy i bezruchu przed Bogiem. A więc jest prawdopodobne, że Jezus praktykował coś w rodzaju modlitwy kontemplacyjnej, choć była ona zapewne inna ze względu na jakość jego relacji z Ojcem. Oczywiście Chrystus nie wyłączał też innych form modlitwy, czego dowodem jest cały rozdział siedemnasty Ewangelii według św. Jana poświęcony jest „Modlitwie arcykapłańskiej Jezusa”, długiej modlitwie słownej, będącej też modlitwą wstawienniczą za uczniów i wszystkich tych, którzy „uwierzą we Niego dzięki ich słowu”. Podobnie ucząc modlitwy Ojcze nasz, czy w Gethsemanii Jezus modli się w sposób dyskursywny.

Najdobitniej jednak zasady modlitwy opisuje Jezus w kazaniu na Górze, w szóstym rozdziale Ewangelii według św. Mateusza (Mt 6,5-6):

Gdy się modlicie nie bądźcie jak obłudnicy. Oni lubią w synagogach i na rogach ulic wystawać i modlić się, żeby się ludziom pokazać…Ty zaś, gdy chcesz się modlić wejdź do swej izdebki, zamknij drzwi i módl się do Ojca twego…”

Dalej Jezus nauczał, że modlitwa powinna być prosta, mówiąc: ”Na modlitwie nie bądźcie gadatliwi, jak poganie. Oni myślą, że przez swoje wielomówstwo będą wysłuchani. Nie bądźcie podobni do nich! Albowiem wie Ojciec wasz, czego wam potrzeba, wpierw zanim Go poprosicie” (Mt 6,7-8).

Grzech obłudnika jest parabolą pychy duchowej, która jest paradoksalna, ponieważ nie może być miejsca na pychę w obecności Boga, a jedynie na pokorę. Przypomina się tu opowiadanie o faryzeuszu i celniku, którzy weszli do świątyni, aby się modlić (Łk 18,9-4). Podczas gdy ten pierwszy ofiarował Bogu swą sprawiedliwość i dumną modlitwę, chwaląc przy tym wszystkie swe uczynki, to celnik „nie śmiał nawet oczu podnieść do nieba, lecz bił się w piersi i mówił: „Boże, miej litość dla mnie grzesznika! – można to uznać za wzór najwcześniejszej mantry chrześcijańskiej, która później Wschód włączył do praktyki modlitwy Jezusowej”

A zatem poza małą ilością słów i miejscem odosobnionym, na które wskazuje Jezus, pokora jest trzecią cechą dobrej modlitwy.

To połączenie prostoty i pokory najbardziej oddaje postawę „ubóstwa duchowego” (z pierwszego błogosławieństwa Kazania na Górze „Błogosławieni ubodzy w duchu, ponieważ do nich należy Królestwo niebieskie” Mt 5,3), którą John Main zaleca nam przyjąć, kiedy medytujemy. Dla niego oznacza to, że musimy porzucić wszystkie myśli, idee, teorie, pragnienia, uczucia i skupić całą uwagę na powtarzaniu mantry i byciu w chwili obecnej.

Popatrzmy na jeszcze jedno opowiadanie z Ewangelii, które mogą posłużyć do potwierdzenia tych cech modlitwy, na które wcześniej zwróciliśmy uwagę. Wiele wnosi tu historia Przemienienia Jezusa (Mt 17,1-3; Mk 9,2-13; Łk 9,28-36) kiedy to Piotr, Jakub i Jan byli z Jezusem na górze Tabor i stali się tam świadkami tajemniczego i niezwykłego wydarzenia, kiedy to jedyny raz mają okazję usłyszeć głos Boga mówiącego: „To jest mój syn umiłowany, Jego słuchajcie! ". Jest to scena, która wskazuje na to, że istotną cechą relacji z Bogiem (a więc tej, jaka realizuje się na modlitwie) jest zwracanie uwagi na głos i obecność Boga. Przebywanie w chwili obecnej i z pełną czujnością wobec obecności Ducha w nas i wszystkiego wokół nas jest tym rodzajem uwagi, który musimy wprowadzić do naszej modlitwy.  W medytacji określa się to mianem uważności. Jest to kolejny i ważny aspekt medytacji chrześcijańskiej  i jej skuteczności. Zresztą Chrystus podkreśla tę cechę będąc gościem w domu Łazarza, gdzie docenia najlepszą cząstkę jaką wybrała siedząca u jego stóp Maria i wsłuchująca się w Jego słowa. Scena ta sugeruje, że jakość naszego życia zależy od jakości naszego bycia tu i teraz, gdyż właśnie tu i teraz realizuje się nasze życie. Jeśli tu i teraz trwam przed Bogiem, to istotnym aspektem tego trwania jest bycie uważnym wobec Ducha Chrystusa, który jest w nas.

W medytacji chrześcijańskiej wierzymy, że Duch Święty modli się w nas, kiedy medytujemy - zgodnie ze słowami św. Pawła (Rz 8,26-27) : „Podobnie także Duch przychodzi z pomocą naszej słabości. Gdy bowiem nie umiemy się modlić tak, jak trzeba, sam Duch przyczynia się za nami w błaganiach, których nie można wyrazić słowami”.  Ojciec John Main nauczał, że jesteśmy włączeni przez modlitwę Jezusa, do nieprzerwanego strumienia miłości między Nim a Ojcem.  Tak więc medytacja chrześcijańska jako dyscyplina uważności, uczy nas modlitewnego czuwania przed Panem, jest to postawa bycia, która pomaga nam przenosić tę czujność i uważność na głos i obecności Boga w nasze codzienne życiu.

Widzimy, że w Piśmie Świętym znajdujemy wiele cennych wskazówek, które  stały się kluczowe dla praktyki medytacji, jakiej nauczał o. John Main. Jak sam często podkreślał: „Jest ona dyscypliną ciszy, bezruchu, pokory, prostoty, uwagi, ubóstwa duchowego i czujności. One to – jak mówi o. John – prowadzą nas  do poczucia bycia w pełni żyjącym: poczucie to staje się dla nas oczywiste, ponieważ jesteśmy w harmonii z Bogiem, ze sobą samym i z całym stworzeniem. A droga do tej harmonii prowadzi poprzez ciszę i bezruch i pokorne poddanie się prowadzeniu Ducha Bożego działającego w nas i przez nas”.

Zaś T. Merton dodaje, że “(…) kontemplacyjne podejście do modlitwy wydaje się być jedną z istotnych odpowiedzi na powszechny głód duchowy albo poszukiwanie, które obecne są w światowej wspólnocie wierzących i wśród zniechęconych członków Kościołów.”




Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Czujność to dynamiczne, wzajemne oddziaływanie serca i zmysłów

Przyjść do Jezusa

Terapeutyczny wymiar medytacji