Pojmowanie tajemnicy...




Pojmowanie tajemnicy przez chrześcijanina to przede wszystkim, jest to odkrycie Ducha wewnątrz, o którym św. Paweł mówi: „Nam zaś objawił to Bóg przez Ducha. Duch przenika wszystko, nawet głębokości Boga samego.” (1 Kor 2,10).
W każdym człowieku mieszka Duch Święty, który „przenika wszystko, nawet głębokości Boga samego.” To dla chrześcijan jest ostateczną Tajemnicą.
Jest zrozumiałe, że w doświadczeniu medytacji otwieramy nasze serca na to co św. Paweł nazywa „tajemnicą Chrystusa”. Nowy Testament, a szczególnie Listy do Efezjan i Kolosan, pełne są odniesień do „misterium Christi”. Św. Paweł posługuje się tu terminem „misterium”, powszechnie wówczas używanym w języku „tajemnej” religii Greków. W czasach Imperium Rzymskiego mnóstwo było takich ‘tajemnych” praktyk i religijnych rytuałów, za pomocą których ludzie próbowali wejść w kontakt z tajemnicą poza światem i poza nimi samymi. Były one głęboko zakorzenione w świadomości antycznych kultur, tak że i wczesny Kościół niejednokrotnie czerpał z nich na różnorakie sposoby.
Celem chrześcijańskiej medytacji jest spotkanie z Chrystusem w głębi naszego jestestwa, który ujawnia się tam nie poprzez słowa i myśli, ale poprzez swą obecność w Duchu. Krótko przed swoim odejściem Jezus obiecał uczniom, że ześle im „Ducha Prawdy”, by Ten objawił im całą prawdę. Tego Ducha spotykamy, gdy zagłębiamy się podczas medytacji w naszego ludzkiego ducha. Bo „Sam Duch wspiera swym świadectwem naszego ducha, że jesteśmy dziećmi Bożymi.” (Rz 8,16). Jest oczywistym, że nie możemy obejść się bez słów i myśli. Nie da się tak po prostu wejść w ducha bez pomocy słów, bo na tej drodze umysł człowieka potrzebuje pewnych stwierdzeń wiary za swego przewodnika i słowa pełnią właśnie taką rolę dla naszego umysłu. Dlatego trzeba zacząć od rozważań nad Pismem Świętym i nauką Kościoła, ale nie można się na nich zatrzymać. Albo inaczej mówiąc nie dobrze byłoby, gdyby ktoś uprawiając medytację o jakiej tu mówimy i jaka praktykujemy przestałby rozważać Słowo Boże.  Spotkałem już w swoim kapłańskim życiu takie osoby, które doświadczając bardzo mocno działania Ducha Świętego chociażby w praktyce glosolalii, przestali modlić się modlitwą Ojcze nasz, gdyż uznali ją za zbyt prostą i prymitywną. Jest to jeden z przykładów, który pokazuje, jak bardzo niebezpieczne jest przywiązywanie uwagi na drodze życia duchowego, do pewnych darów, gdy bowiem człowiek nie jest wystarczająco dojrzałym, aby je otrzymać, może się to doświadczenie przerodzić w rodzaj pychy, który w rzeczywistości rozmija go z pierwotnym zamysłem Bożym, dla którego otrzymał dany dar. To dlatego właśnie św. Paweł zalecał praktykę wdzięczności za wszystko, co jest nam dane: „Co masz czego byś nie otrzymał, a jeśliś otrzymał, to dlaczego się chlubisz?”. Wdzięczność jest bowiem drogą do pokory. Lecz wracając do sedna, ważne jest także w praktyce naszego duchowego pielgrzymowania wsłuchiwanie się i wczytywanie się w Słowo Boże, gdyż po pierwsze jest ono tym, które umacnia naszą wiarę a po drugie staje się skutecznym narzędziem korygowania naszych własnych działań i zamysłów, które często dyktowane indywidualizmem podszytym egoistycznymi celami mogą prowadzić do pychy.
 Wszak Biblia to Słowo Boga, będące fundamentem, zdolnym nas poprowadzić poza myśl i słowo – nawet do doświadczenia mistycznego, ale w tej wędrówce ku niebu i ku świętości nie wolno nam zeń zrezygnować. Jest Ono ukrytą Tajemnicą. A jak mawiał św. Heronim Nie znać Pisma Świętego oznacza nie znać Chrystusa. Każdy, kto czyta Pismo Święte dobrze o tym wie, że w nim ciągle możemy odkryć coś nowego i świeżego, nawet jeśli pozornie znalibyśmy je na pamięć.  Jego celem jest prowadzić nas do zrozumienia (na ile to oczywiście po ludzku możliwe) Ostatecznej Rzeczywistości, jaka jest sam Bóg.
 Dlatego w tej Ewangelii zbliżamy się najbliżej do „serca” Jezusa i stąd jest ona tak bardzo głęboka. Gdy Jezus prosi: ”... aby wszyscy stanowili jedno, jak Ty, Ojcze, we Mnie, a Ja w Tobie...” (J 17,21), wówczas zostajemy zaproszeni do wejścia w tajemnicę Boga, uczestnictwa z Jezusem, w Jezusie i przez Jezusa w Jego poznaniu i miłości Ojca. To już nie Bóg „tam w górze” i sługa „tu na dole”. To istota ludzka... włączona w ukryte misterium samego Boga, mająca udział w Miłości, która jest Bogiem. To jest chrześcijańskie objawienie i takie jest nasze powołanie. Zaś doświadczenie medytacji ma dopełniać doświadczenia tej Tajemnicy miłości – usłyszanej wcześniej przez pryzmat Słowa Bożego – w nas i wokół nas.
Jezus zostawił nam Ducha Świętego, Jego własnego Ducha i Ducha Ojca. W medytacji staramy się wejść w misterium Trójcy Świętej. Jest to niewyobrażalnie śmiałe przedsięwzięcie. Zastanówmy się tylko nad tym co robimy: usiłujemy przebić się do ostatecznej prawdy o rzeczywistości. Tak długo jak pozostajemy w świecie dualizmów (będących pierwotnie skutkiem grzechu),  zawsze pozostaną między nami napięcia, konflikty (i te wewnętrzne i te zewnętrzne). Medytacja jest doświadczeniem, które pozwala nam przekraczać wszelkie dualizmy,  przekraczać pokusę zatrzymywania się jedynie na zewnętrznych  znakach (na swój sposób nam potrzebnych) czy racjonalnych wyjaśnieniach po to by dotrzeć do samej tajemnicy. Jednak nie wolno nam wyznaczać ani sobie ani Panu Bogu czasu. W tym względzie musimy być cierpliwi i uważni, gotowi by przyjąć czasem mniej niźli byśmy chcieli i to z wdzięcznością. Doświadczenie Tajemnicy bez wątpienia zależy od naszej otwartości, ale ostatecznie jest absolutnie niezasłużonym darem, którego otrzymania mogę jedynie oczekiwać lecz nie mogę go ani przyśpieszyć, ani wymusić na Panu Bogu.
W tym kontekście ważne jest też jak przeżywamy Eucharystię… Dobre i owocne jej przeżycie wymaga bowiem od nas wielkiej uważności i otwartości, gdyż jest ona najbardziej prawdziwą i rzeczywistą obecności Chrystusa, jaka została nam dana. Nie ulega wątpliwości, że wiara w tę obecność jest dla nas punktem centralnym, dla doświadczenia wiary i przeżywania naszego chrześcijaństwa. Jezus zostając z nami w taki właśnie sposób dobrze wiedział, że potrzebujemy sakramentów, czyli znaków, byśmy mogli widzieć, dotykać, smakować i się nimi dzielić. Jednak nie wolno nam zapomnieć o tym, że Jego obecność nie kończy się na znaku. Kiedy wychodzimy z kościoła, nie pozostawiamy Go w tabernakulum, lecz niesiemy Jezusa dalej w naszym sercu i tam się z Nim jednoczymy podczas medytacji, gdyż tam dzięki działaniu Ducha Świętego to co immanentne i to co transcendencja schodzą się razem. Trzeba nam to dobrze zrozumieć. Nasz duch jest tym miejscem, gdzie wychodzimy poza własne ego, otwieramy na to co w nas boskie i w tym procesie spotykamy transcendentnego Boga. Kluczem tego doświadczenia jest  miłość. W miłości bowiem są zawsze obecne dwie osoby i każda musi wyjść poza siebie. Obydwoje muszą przekroczyć  siebie i spotkać się w punkcie, gdzie staną się jednym. Mogą to jednak uczynić tylko wówczas, gdy gotowe są siebie samego ofiarować w darze tej drugiej osobie w sposób bezinteresowny i bez zastrzeżeń. W przypadku Boga nie ma z tym żadnego problemu, czego dowodem stał się krzyż Chrystusa – znak całkowitego daru z siebie dla miłości człowieka.  Doświadczenie wiary i w włączony w to doświadczenie proces medytacji mają stawać się dla nas samych tym sposobem przekraczania własnego egoizmu, po to, by być gotowym uczynić z mojego życia bezinteresowny dar dla Boga, który jest miłością. Niestety na skutek skażenia grzechem wymaga to od nas wielkiej pracy a przede wszystkim wielkiej otwartości na działanie Chrystusa obecnego w nas, gdyż tylko On jest w stanie w nas dokonać tego aktu odpowiedzi na bezinteresowną miłość Boga  a może to uczynić jedynie na miarę naszego zawierzenia się Mu i bezwarunkowej zgody na to by To On kierował naszym życiem.



Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Czujność to dynamiczne, wzajemne oddziaływanie serca i zmysłów

Przyjść do Jezusa

Terapeutyczny wymiar medytacji