Pomóc Bogu w łowieniu ludzi

Różne są historie ludzi świadczących o Bogu: jedni z mlekiem matki wyssali miłość do Boga i nie wyobrażają sobie życia bez Niego, inni obudzili się z duchowej martwoty na skutek cierpienia lub głębokiego przeżycia, jeszcze innych poruszyło czyjeś świadectwo życia duchem wiary.

O dawaniu świadectwa mówią czytania dzisiejszej - piątej niedzieli w ciągu roku. Myślę, że to ważny temat w roku wiary, jaki przezywamy w Kościele. Prorok Izajasz - jak czytamy - przeraził się tym, że ujrzał Pana, i dopiero zapewnienie o zmazaniu jego winy otworzyło go na Boże wezwanie. Podobnie Piotr po cudownym rozmnożeniu ryb poczuł się niegodny swego Mistrza. Jezus jednak go przygarnął i to pozwoliło mu podążyć za Mistrzem. Nawrócony Paweł natomiast nazwał siebie poronionym płodem, niegodnym apostolstwa. Ale i on, pociągnięty Bożą miłością, odpowiedział na powołanie.

Doświadczenie przebaczenia jest bliskie każdej i każdemu z nas. Można powiedzieć, że u początku naszego życia wiary stoi tajemnica przebaczenia. Pierwsze bowiem jest nam dane, gdy jeszcze nie potrafimy nawet o nie prosić - w sakramencie chrztu. Pragnienie przebaczenia odtąd  będzie nam towarzyszyć przez całe życie. Ciągle (w mniejszych lub większych odstępach)  powracamy, wyglądając otwartych ramion Ojca. Niektórzy czynią to po latach błąkanie się z dala od wiary i od Boga i wówczas owo doświadczenie przebaczenia wydaje się być jeszcze bardziej przejmujące. Jezus jest doskonałym psychologiem, wie jak dotrzeć do ludzkiego serca, nawet tego najbardziej zamkniętego. Wystarczy, że człowiek uczyni choćby małą szczelinę, przez którą Boża łaska będzie miała szansę się wślizgnąć. "Komu wiele wybaczono ten więcej miłuje"(por. Łk 7, 36-50). 

Niestety, nie zawsze udaje nam się Boga naśladować w tej postawie. Brakuje nam tej wiary w człowieka (a czasami i w siebie samych), której duszą jest miłosierdzie i przebaczenie...
„Nie umiem. Nie dam sobie rady. To nie dla mnie" - tak często słyszymy usprawiedliwienie, które płynie od innych lub od nas samych. Paradoksem  życia duchowego jest jednak fakt, że to właśnie owa słabość i nieumiejętność sprostania zadaniu, do którego zaprasza nas Jezus może stać się okazją prawdziwego doświadczenia Bożej mocy. "Moc bowiem w słabości się dokonali - mówi św. Paweł  w 2 Liście do Koryntian  (2 Kor 12,9) a właściwie mówi nie on, ale przytacza to, co sam usłyszał od Jezusa, który dodaje: "Wystarczy ci mojej łaski". Dlatego o ile w życiu codziennym człowiek może potykać się o pewną niezdolność do podjęcia się określonych zadań, bo brakuje mu odpowiedniego przygotowania, wykształcenia czy talentów (nie może być lekarzem, ktoś kto nie ukończył medycyny) o tyle na płaszczyźnie wiary nie tylko każdy ma coś do zrobienia, ale właśnie paradoks wypełnienie przez nas tych zadań polega na tym, że zrealizujemy je lepiej tylko wówczas, gdy bardziej oprzemy się na Bożej mocy i łasce a nie na ludzkich możliwościach czy zdolnościach. Niemal nagminnie doświadczam w moim kapłańskim posługiwaniu prawdziwości tych słów.  Kiedy próbuję coś zrobić o własnych silach czy zdolnościach (np. doradzić komuś w bardzo trudnej sprawie zazwyczaj sam jestem zażenowany tym, co mówię, ale wystarczy, że przyznam się w sercu do tego, że jestem taki malutki wobec problemu, przed którym Bóg mnie stawia i poproszę Ducha Świętego o pomoc, zadziwia mnie nieustannie to, co potrafię powiedzieć, mając całkowita świadomość, że to, co mówię nie jest ode mnie, lecz jest w pełni Jego radą, do której mnie użył jako narzędzia). Tu nie ma znaczenia ani pochodzenie, ani zawód, ani nawet - czego dowodem jest św. Piotr - zdrada i upadek. Każdy może coś zrobić dla Królestwa Bożego.

Bardzo wymowna jest w dzisiejszej Ewangelii chwila, w której dokonuje się powołanie Piotra. Gdy przypada on do stóp Jezusa i mówi o swojej grzeszności, Chrystus zdaje się nie słyszeć tego wszystkiego. Zwraca się do Szymona Piotra, aby przełamać wszelki lęk i opór, który rodzi się w jego sercu: „Nie bój się, odtąd ludzi będziesz łowił". Także Izajasz, który z lękiem staje przed Bogiem, we właściwym momencie, napełniony Bożą łaską, mówi z wielką pewnością: „Oto ja, poślij mnie!".

Naprzeciw wszystkim wahaniom i lękom wychodzi w liturgii dzisiejszej niedzieli także św. Paweł. Z właściwą mu pewnością siebie mówi, że jest najmniejszym z apostołów, ale zarazem dodaje: „za łaską Boga jestem tym, czym jestem, a dana mi łaska Jego nie okazała się daremna".

Ktoś powiedział, że kataru i miłości nie da się ukryć. Jezus, widząc nasze kochające serce, nie pamięta grzechów, bo prawdziwa miłość wybacza. Nasza słabość i grzeszność nie jest przeszkodą dla Jezusa. Przeszkodą jest brak wiary w miłosierdzie Boże i brak chęci by odpowiedzieć na Bożą miłość i łaskę i z nią współpracować. Starajmy się o to, aby nasze chrześcijaństwo a więc życie duchowe, wypełnianie codziennych zadań, nasze codzienne wybory były sposobami w jaki chcemy odpowiadać na Chrystusową miłość i zaproszenie do przyjaźni z Nim a wówczas całym naszym życiem będziemy świadczyć, że Bóg jest miłością,  tak jak robili to przed nami inni ludzie kochający Boga: prorocy, apostołowie, święci... Wystarczy tylko tyle i aż tyle!

Bogu potrzebna jest dzisiaj nasza odwaga życia w prawdzie i miłości, bo to dzięki nim, dzięki naszemu świadectwu wiary Pan Bóg łowi dusze ludzi, po to by uratować je od zatracenia.


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Czujność to dynamiczne, wzajemne oddziaływanie serca i zmysłów

Przyjść do Jezusa

Terapeutyczny wymiar medytacji