Milczenie, które prowadzi do nas samych

Albowiem jak Ojciec ożywia umarłych, tak również i Syn ożywia tych, których chce. Ojciec bowiem nie sądzi nikogo, lecz cały sąd przekazał Synowi, aby wszyscy oddawali cześć Synowi, tak jak oddają cześć Ojcu. Kto nie oddaje czci Synowi, nie oddaje czci Ojcu, który Go posłał. Zaprawdę, zaprawdę powiadam wam: Kto słucha słowa mego i wierzy w Tego, który Mnie posłał, ma życie wieczne i nie idzie na sąd, lecz ze śmierci przeszedł do życia. (J 5,20-25)


Jakiś czas temu miałem okazję wypić kawę z moim dobrym znajomym, na co dzień pisarzem, scenarzystą i reżyserem teatralnym a w głębszym wymiarze oblatem benedyktyńskim. Opowiadał mi, że ostatnio zaproszono go, aby był jednym ze współprowadzących rekolekcje w opactwie w Tyńcu. Powiedział mi, że to już któreś z kolei rekolekcje, które prowadzi i które pozostawiają w nim dziwne wrażenie, że uczestnicy traktują je bardziej jako element jakiegoś psychicznego spa niż głębokie doświadczenie duchowe.


Stwierdzenie to współgra z niedawno przeczytanym przeze mnie stwierdzeniem jednego z cenionych teologów życia wewnętrznego, że „w modlitwie współczesnego człowieka coraz częściej brak miejsca dla Pana Boga”. Może to szokować, ale nie dziwi tych, którzy mają do czynienia z towarzyszeniem czy doradztwem duchowym. Dzisiaj często bywa tak, że otwierając życie duchowe przez różnego rodzaju warsztaty, ćwiczenia czy seminaria dla ludzkiej psychiki, przestano je otwierać na Boga.


Św. Ignacy Loyola w swoich Ćwiczeniach Duchowych pisze: „Człowiek został stworzony, aby Boga, naszego Pana wielbił, okazywał Mu cześć i służył Mu – dzięki czemu zbawi swoją duszę”. Zdaniem autora Duchowych ćwiczeń cały świat i wszystko, co się w nim znajduje, a zwłaszcza to, co odnosi się do życia duchowego powinno człowiekowi służyć pomocą w zmierzaniu do celu, dla którego został stworzony. Problem współczesnego człowieka, także chrześcijanina jest to, że gubi on często ten zasadniczy cel, rozdrabniając się na poboczne cele a miejsce Boga, któremu powinien służyć i oddawać cześć zamienia dyskretnie swoim własnym „ja”, co niepostrzeżenie, ale konsekwentnie i skutecznie potrafi odwrócić go od Boga, pod pozorami tego, że ciągle Mu służy.


Ciekawe jest to, że św. Ignacy w swoich propozycjach ćwiczeń, które prowadzą do odpowiedzi na najważniejsze pytania: Kim jestem, po co i dlaczego żyję, dokąd zmierzam...? – a zatem proponując nam drogę powrotu do siebie (bo tylko w głębi serca możemy rozpoznać głos Chrystusa i zmierzyć się z prawda o sobie), największe znaczenie przykłada nie do duchowego kierownictwa, nie do sakramentów, nawet nie do lektury słowa Bożego a do MILCZENIA.


Ktoś, kto nie spędził w ciszy wielu godzin i dni nie zdaje sobie sprawy jak bardzo może boleć i niepokoić milczenie, od którego nie da się uciec, dzięki któremu możemy się skonfrontować z tym, co jest w nas zarówno prawdziwe jak i fałszywe. Wielcy nauczyciele życia duchowego (Jan Kasjan, Ewargiusz z Pontu, św. Benedykt) byli zgodni, że milczenie jest najlepszą szkołą pokory i największym wrogiem pychy, która lubi oklaskiwanie i hałas tak bardzo przynależne współczesnemu światu i skutecznie zagłuszające Boga i Jego mowę. Wilfrid Stinnissen zwykł mawiać: „Milczenie uczy nas pokory wobec Boga, zaś pokora wobec Boga zawsze będzie przeciw światu, w którym żyjemy, lecz to my musimy wybrać, dla kogo chcemy żyć: dla Boga czy dla świata”. Zaś T. Merton doda: „najlepsza modlitwa, to najprostsza modlitwa.”


I taką też formę proponuje medytacja, którą praktykujemy. Zawiera ona w sobie te elementy, które wydają się być dla prawdziwej modlitwy najważniejsze: prostotę, bezruch, milczenie i danie pierwszeństwa Bogu, który przemawia w głębi naszego serca, przed naszym gadulstwem.


Jest to wreszcie modlitwa, która uzmysławia nam Bożą Obecność i fakt, że nie można nie być w Jego Obecności.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Przyjść do Jezusa

Czujność to dynamiczne, wzajemne oddziaływanie serca i zmysłów

Terapeutyczny wymiar medytacji