Wielkopostne zamyślenia c. d.
Dzisiaj późny wpis do bloga. Korzystam właśnie z przerwy w pracy. Wielki Tydzień, poza zwykłymi obowiązkami, to jeszcze przyjemność budowania Ciemnicy i Grobu Pańskiego. Przekonałem się przed laty, że najlepszą porą do takiej pracy jest noc, bo nikt się nie kręci po kościele, o nic nie pyta, nie zagłusza ciszy. Wtedy,w ciszy kościoła można być tez bliżej Pana, usłyszeć Jego mówiącego do naszego serca. Koniec końców te dwie "budowle", choć posłużą Mu zaledwie przez dwie noce, będą miejscem Jego rzeczywistej obecności, ale i scenografią dramatu, na który mają wskazywać poprzez swoją rolę, odwołującą się do historii tego, jak człowiek obszedł/obchodzi się z Bogiem.
Medytacja przy budowie Ciemnicy...
Piotr, Judasz i... Jan. Piękna i zarazem dramatyczna jest scena z dzisiejszej Ewangelii. Opisuje chwile przed rozpoczęciem Ostatniej Wieczerzy. Ale jeden z Apostołów, nie zostanie zaproszony do wejścia w tajemnicę pierwszej Eucharystii. Wprawdzie Chrystusa łamie kawałek chleba, który umoczywszy w winie podaje Judaszowi, ale nie jest to jeszcze Komunia święta. Ten Apostoł nie dzieli jej z Chrystusem już od dawna. Jego serce zamknęło się na miłość Nauczyciela a w tej chwili, po spożyciu kawałka chleba, staje się miejscem, w które - wedle opisu autora Ewangelii - wchodzi szatan. Można po ludzku szukać setek usprawiedliwień postawy Judasza, takich jak na przykład, dała mu amerykańska autorka autorki Tosca Lee w swojej książce p. t. "Judasz" próbując tyleż piękną, co równie bezcelową narracją dać alibi temu Apostołowi - Zdrajcy. Bo czyż można znaleźć alibi, wobec wyroku wypowiedzianego przez samego Mesjasza, pod adresem Judasza, właśnie tam, przy stole w Wieczerniku: "Wprawdzie Syn Człowieczy odchodzi, jak o Nim jest napisane, lecz biada temu człowiekowi, przez którego Syn Człowieczy będzie wydany. Byłoby lepiej dla tego człowieka, gdyby się nie narodził" [Mt 26,24]
Nie mam wątpliwości, że Chrystus, któremu zależy na każdym człowieku i jego zbawieniu i który walczy o każdego do końca, podejmie jeszcze jedną próbę walki o duszę Judasza w Ogrodzie Oliwnym, choć i ona skończy się niepowodzeniem.
Nie dalej jak tydzień temu jeden z moich współbraci, proboszcze wiejskiej parafii w diecezji drohiczyńskiej, prowadzący rekolekcje opowiadał, że zaprosił do swojej parafii na rekolekcje kolegę, zacnego profesora KUL-u, biblistę i ten w jednej z nauk rekolekcyjnych dokonując egzegezy Pisma Świętego chciał udowodnić za wszelką cenę, że to Piotr był większym grzesznikiem niż Judasz. I w sumie - powiada ów proboszcz - udowodnił. Na szczęście prosty lud, pobożnego Podlasia nie przyjął zazbytnio interpretacji księdza profesora i nie zrezygnował modlitwy do św. Piotra na rzecz wstawiennictwa Judasza.
Problem bowiem nie jest w samych grzechu, ani w tym ile się ich popełni, ale w tym, co dzieje się z człowiekiem po grzechu. Piotr, może i bardzo zgrzeszył, zapierając się swojego Mistrza aż trzy razy, ale potem z żalem rzuciła się w morze Bożego miłosierdzia, bo wiedział, że nic innego mu nie pozostaje. Judasz też myślał, że i jemu nic już nie pozostaje, po skazaniu na śmierć Jezusa, z którego mesjańską misją wiązał własne ambicje, dlatego poszedł i powiesił się, nie mogąc znieść swojej, w zasadzie podwójnej porażki.
Zanim wrócę do pracy przy budowie Ciemnicy, zakończę jeszcze jednym stwierdzeniem. Dla mnie i tak z tej dzisiejszej sceny ewangelicznej najbliższą postacią jest Jan. On sam, choć w trzeciej osobie, ukazuje siebie jako ucznia, którego głowa spoczywała podczas Ostatniej wieczerzy na piersi Jezusa. Być może był jedynym uczniem, który znał rytm bicie serca Nauczyciela. Ale ta jego postawa od zawsze wskazuje mi, czym jest prawdziwa modlitwa i medytacja - to właśnie postawa zasłuchania w bocie serca Jezusa, postawa, która nigdy nie może się znudzić, bo nie może się nigdy znudzić wsłuchiwanie w bicie serca Tego, który kocha nas najbardziej. Dobrej nocy!
Komentarze
Prześlij komentarz