Medytacja - droga duchowego rozwoju

Dzisiaj mija kolejna rocznica śmierci Ojca Jana Berezy. Podczas Mszy świętej dziękowałem Panu Bogu za Jego życie, za długoletnią przyjaźń i za to, że zarówno dla mnie jak i dla setek innych osób był szczególnym darem od Pana Boga. Nie mam wątpliwości, że Jego śmierć nie zakończyła tego Bożego dzieła, jakie realizował tu na ziemi i w domu Ojca zyskaliśmy jeszcze jednego niezawodnego orędownika. Dziękuję Ci Boże, za to życie i tę posługę Ojca Jana, które tu na ziemi dobiegły końca i ufam, że w Tobie i w Twoim Królestwie będą one trwały już na zawsze.

W dzisiejszym świecie, świecie ciągle rosnącego tempa życia, pomimo pozornych jego udogodnień wielu uważnych i wrażliwych ludzi zaczyna dostrzegać, że najbardziej palącym zadaniem naszych czasów stał się wzrost troski o życie duchowe. Wielu w związku z tym stawia sobie pytanie: Jaką ścieżkę owego duchowego rozwoju obrać?
Tak naprawdę nie ma jednej dobrej odpowiedzi na to pytanie. Jest to pytanie podobne do tych, które dotyczą naszego powołania. I wbrew pozorom wcale nie mniej ważne! Jeżeli bowiem nie odnajdę drogi swojego duchowego rozwoju, o której będę mógł powiedzieć, że jest moja, gdyż odnajduję się na niej, odpowiada ona mojej osobowości, mojemu charakterowi, stylowi życia czy powołaniu, które realizuję, wówczas mogę rozminąć się z tym, ku czemu Bóg chce mnie doprowadzić. Nie znaczy to, że moje dojrzewanie wewnętrzne nie może się dokonywać na innej drodze, gdyż Bóg potrafi doskonale dopasować swoje działanie do naszej sytuacji, jeżeli tylko nie zabraknie nam otwartości na Niego, ale może się okazać, że będzie to droga, która nie będzie mi niosła tej radości i poczucia bycia we właściwym miejscu i na właściwej drodze, która mogłaby stać się moim udziałem.
Dlatego mistrzowie życia duchowego tacy jak św. Teresa z Avila czy św. Ignacy Loyola zachęcają nas do poszukiwania swojej własnej ścieżki rozwoju duchowego. Jest to poszukiwanie, które realizować się może na drodze prób i błędów, gdyż próbując różnych form modlitwy może minąć wiele czasu, zanim odnajdę tę najbardziej osobistą ścieżkę. Ważne jest jednak, abyśmy prosili w tym poszukiwaniu także Ducha Świętego o prowadzenie, unikając jednak wymuszania czegokolwiek na Nim i próbując wpasować się na siłę tam, gdzie nie jest nasze miejsce. Jak bowiem wspomniano już nie wszystkie formy modlitwy są dla wszystkich…
Jedną z dróg modlitwy i duchowego rozwoju jest medytacja. Oczywiście w chrześcijaństwie odnajdujemy różne formy medytacji a zatem również na tej drodze możemy znaleźć taką formę medytacji, jak nam najbardziej odpowiada. Droga medytacji zakłada pogłębienie naszego zaangażowania w życie, poprzez pogłębienie naszej zażyłości z Bogiem i ze sobą samym. Jest bowiem jedna z dróg modlitwy, na której konfrontacja z samym sobą i z prawdą o sobie samym wydaje się najbardziej jaskrawa. To poprzez zgodę na odkrywanie tej prawdy o nas samych, której źródłem jest zgoda na oświetlenie naszego życia światłem działającego w nas Ducha Świętego a następnie poprzez stawanie w prawdzie przed Bogiem dokonuje się nasze dojrzewanie. Waga tej formy modlitwy jest dlatego tak doniosła, gdyż umożliwia naszemu duchowi dwie rzeczy: po pierwsze pozwala mu na najbardziej intymny kontakt ze Źródłem życia bijącym w nas (ale w nas takimi jakimi jesteśmy a nie takimi jakimi chcemy siebie widzieć – stąd konieczność wewnętrznego oczyszczenia i stanięcia w prawdzie); a następnie, jako rezultat tego spotkania z Bogiem w moim sercu, pozwala na czerpanie z tego Źródła mocy do wypełniania naszej roli w świecie. Mówiąc naszej roli mamy na myśli rolę, jaką przeznaczył nam Bóg. Im bardziej w doświadczeniu medytacji będziemy zjednoczeni z Bogiem i będziemy odkrywali prawdę o nas samych tym większe prawdopodobieństwo, że także w codziennej aktywności (zawodowej, społecznej, rodzinnej) będziemy spełniali to, co jest zamysłem Bożym wobec nas a nie nasze własne plany i ambicje.
Wynika z tego, że bycie prawdziwie tym człowiekiem, jakiego chce mnie widzieć Bóg i wypełniającym to, czego On ode mnie oczekuje wymaga stałego pozostawania w łączności ze Źródłem życia! Stąd konieczność wytrwałej, codziennej i systematycznej medytacji. Gdyż jakiekolwiek zaniedbania w jej praktykowaniu grożą tym, że zamiast wsłuchiwać się w to, co Bóg chce nam powiedzieć zaczniemy wsłuchiwać się w nasze ego, które tylko czeka na to, aby zdetronizować Boga w naszym życiu i zająć Jego miejsce i skorzysta z każdej okazji pozornie nawet tak banalnej jak zaniedbanie w systematyczności modlitwy medytacyjnej.
Wszystkie wielkie tradycje duchowe odkrywają, że w głębokiej ciszy duch człowieka zaczyna dotykać swego Źródła. W naszej chrześcijańskiej tradycji Jezus nauczał o Duchu Świętym, Duchu miłości przebywającym w sercu człowieka. Bez wejścia w relację z tym Duchem niemożliwe jest odkrycie pełnego ludzkiego potencjału. A jest nim możliwość wzrostu i dojścia do pełni życia, do pełni miłości i pełni mądrości. Warto byśmy jako ludzie wiary uświadomili sobie, że tak naprawdę nie ma w naszym życiu niczego bardziej ważnego do zrobienia, niż właśnie to!
Wszyscy na równi jesteśmy zaproszeni do poznania tajemnicy naszego bytu, do tajemnicy naszego życia i jego świętości. To zaproszenie było głównym przesłaniem nauczania Jezusa. To dlatego tak ważnym jest owo otwarcie przestrzeni i danie miejsca naszemu duchowi na wzrost, jakie są owocem medytacji. W medytacji chrześcijańskiej wierzymy, że ta przestrzeń ducha rodzi się w ciszy. Medytacja jest więc drogą ciszy i drogą, która w tej ciszy pragnie odkrywać przemawiającego do nas Boga. Jednym z namacalnych owoców jakie rodzi w naszym życiu doświadczenie medytacji jest między innymi ten, że w miarę jak nasza praktyka rozwija się, cisza powinna stopniowo wrastać i przepełniać każdą sferę naszego życia. To zaś w konsekwencji prowadzi do tego, że zaczynamy słyszeć Boga, który przemawia do nas już nie tylko w ciszy modlitwy medytacyjnej, ale także przez zwykłe, codzienne okoliczności życia, gdzie dotąd nie słyszeliśmy Go, gdyż Jego głos był zagłuszany poprzez inne głosy zarówno te zewnętrzne jak i te, które dobiegały z nasze go wnętrza i naszych namiętności.
Praktyka medytacji jest bardzo prosta. Należy wygospodarować każdego ranka i wieczora trochę czasu i zarezerwować na ową praktykę docierania do Źródła życia, zrobienia naszemu duchowi przestrzeni na wzrost i pogłębianie naszej wiary. To, co pozwala nam o tę cisze zawalczyć z naszym wewnętrznym hałasem jest słowo – mantra, którą wiernie powtarzamy przez cały czas naszej medytacji. I chociaż brzmi to prosto, to właśnie w tej prostocie praktyki medytacji tkwi jej podstawowa trudność. My ludzie XX wieku jesteśmy tak przyzwyczajeni do złożoności, do komplikowania spraw, że prostota medytacji – czyli wierne powtarzanie w sercu jednego słowa – jest dla nas dużym wyzwaniem. By mu sprostać każdy z nas powinien „trzymać” się podczas medytacji trzymać się tego słowa czy wersetu a tak wiernie, jak jest to tylko możliwe.
Słowo Maranatha – jakie proponuje o. John Main jest słowem aramejskim. Powtarzamy je w myślach, pozwalając by wybrzmiewało ono w naszym sercu. Nie przerywamy jego powtarzania od początku do końca medytacji i wracamy do niego za każdym razem, gdy spostrzeżemy, że ulegliśmy rozproszeniom.
Medytacja jest procesem wzrostu duchowego i odbywa się według swoich własnych praw i tempa. Nie próbujmy zatem wymuszać czy przyśpieszać jej owoców! Trwajmy raczej ze świadomością, że już odnalezienie tej formy modlitwy, w której się spełniam i która przynosi mi radość jest dla nas darem od Pana.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Przyjść do Jezusa

Terapeutyczny wymiar medytacji

Droga do Emaus: wsłuchiwanie się w Słowo i gościnność serca